logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Czy szczepić dzieci?

Piątek, 10 października 2014 (02:06)

Aktualizacja: Wtorek, 14 października 2014 (13:42)

Gdy słyszy się o niemowlakach przechodzących gruźlicę po podaniu szczepionki przeciwko gruźlicy czy o maluchach, których rozwój – jak twierdzą rodzice – zatrzymał się po podaniu szczepionki MMR (przeciwko śwince, odrze i różyczce), u większość rodziców pojawiają się wątpliwości, czy aby na pewno szczepiąc dziecko, nie narażamy go na utratę zdrowia. Środowisko lekarskie dość zgodnie torpeduje tego typu postawy, przekonując, że szczepienia są bezpieczne, i co nierzadkie – ostentacyjnie lekceważy rodziców, ich pytania i obawy, które – jak pokazuje życie – nie są bezpodstawne.

– O efektywności i bezpieczeństwie szczepień ochronnych pisze coraz więcej ośrodków medycznych na świecie. W opublikowanej w 2011 r. pracy amerykańskich naukowców, którzy przeanalizowali przypadki z 34 krajów, zauważono, że im więcej szczepień otrzymują dzieci, tym wyższa jest śmiertelność w tym najmłodszym okresie życia – mówi dr Dorota Sienkiewicz, pediatra, specjalista rehabilitacji.

– Polskie dzieci otrzymują 24-26 dawek obcogatunkowych antygenów w szczepionkach, w tym dwie w pierwszych 24 godzinach życia. Jest to bardzo duże obciążenie dla niedojrzałego, rozwijającego się dopiero układu odpornościowego dziecka – dodaje lekarka. Szczepienie noworodków w pierwszej dobie życia przeciwko gruźlicy (szczepionką BCG zawierająca prątki bydlęce), a także przeciwko żółtaczce (WZW-B) to praktyka występująca głównie w państwach byłego bloku wschodniego.

Zajmująca się naukowo tematem powikłań poszczepiennych prof. Dorota Majewska, neurobiolog pracująca przez wiele lat w naukowych instytucjach w USA (na Uniwersytecie Missouri, Uniwersytecie Harvarda oraz w Narodowym Instytucie Zdrowia), podkreśla, że w krajach skandynawskich, gdzie jest najmniejsza umieralność niemowląt, szczepienia są dobrowolne, dzieci szczepione są od 3. miesiąca życia. W wielu państwach Europy w ogóle nie szczepi się noworodków lub szczepi się jedynie na WZW-B w sytuacji, gdy matka jest nosicielką wirusa żółtaczki. Austria, Belgia, Niemcy, Dania, Włochy, Islandia, Hiszpania, Holandia, Szwecja, Finlandia – to państwa, w których zaniechano szczepienia BCG.

– W 16 państwach europejskich szczepienia są dobrowolne, w 13 funkcjonują systemy odszkodowań, z czego pierwszy powstał już w 1963 roku, a w tej chwili powstaje kolejny w Czechach. To są zupełnie inne standardy niż u nas – wskazuje Justyna Socha ze Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach, które przybrało nazwę „Stop NOP”. NOP to skrót od „niepożądanego odczynu poszczepiennego”, jak oficjalnie określane są tego typu powikłania, nie zawsze sprowadzające się do opuchlizny w miejscu wkłucia czy podwyższonej temperatury. Pediatrzy w Polsce często nie potrafią diagnozować powikłań poszczepiennych – bagatelizują je lub mylnie interpretują. Powiększone węzły chłonne po BCG niejednokrotnie są odczytywane jako symptom choroby nowotworowej.

Według danych zaprezentowanych w „Analizie występowania niepożądanych odczynów poszczepiennych w Polsce w latach 2003-2012” (Magdalena Koperny, Małgorzata Bała, Katarzyna Bandoła, Michał Seweryn, Jacek Żak, Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Krakowie), w latach 2003-2012 zarejestrowano systematyczny wzrost niepożądanych odczynów poszczepiennych. W 2012 r. było ich blisko trzykrotnie więcej niż w 2003 r. (521 przypadków w 2003 r. i 1500 w 2012 r.). W analizowanym okresie 2003-2012 nie zarejestrowano ani jednego zgonu, który mógłby być wynikiem wystąpienia NOP, natomiast w 2005 r. wystąpiły dwa przypadki posocznicy (jeden po szczepionce Infanrix oraz jeden po DTP), a w 2012 r. dwa przypadki wstrząsu anafilaktycznego po szczepionce Vaxigrip i Euvax B. Spośród wszystkich szczepionek najbardziej odczynowe były preparaty DTP, Tripacel i BCG, a w 2012 r. także szczepionka Infanrix. Doktor Iwona Paradowska-Stankiewicz, konsultant krajowy w dziedzinie epidemiologii, mimo składanych nam obietnic nie ustosunkowała się do argumentów środowisk walczących o „rozsądny” program szczepień.

Karolek miał szczęście

Syn Pani Marii po porodzie został normalnie zaszczepiony BCG i WZW-B. Gdy dziecko miało ok. 8 tygodni, podano mu planową szczepionkę DTPa + WZW-B + Hib. – Wtedy synkowi zaczął ropieć ślad po szczepieniu BCG. To już samo w sobie jest powikłaniem poszczepiennym, ale lekarze to lekceważą. Lekarka kazała mi robić okłady z sody i stwierdziła, że to kolejna szczepionka aktywowała BCG – opowiada pani Maria. Odczyn poszczepienny nie zmniejszał się. – U lekarza byliśmy w czwartek. W niedzielę Karol był wyjątkowo płaczliwy, niespokojny, a przy wieczornej kąpieli zauważyłam, że całe ramie i bark ma zajęty przez czerwony rumień – opowiada pani Maria. W nocy dziecko miało ponad 40 stopni gorączki. Wizyta u lekarza przyniosła szybką diagnozę: infekcja gruźlicza po szczepionce i skierowanie do szpitala. Karolkowi zaordynowano dwa bardzo silne przeciwgruźlicze antybiotyki, a z wysoką gorączką walczył przez kilka dni. Rodzicom przy wypisie powiedziano jednak, że zapalenie tkanek miękkich, do jakiego doszło, wokół miejsca zaszczepienia nie miało związku ze szczepieniem, a wywołała ją… matka, niewłaściwie pielęgnując bliznę po szczepionce BCG.

– Tak naprawdę mogło się różnie to skończyć. Karol jest zdrowy, ale od tamtego momentu nie szczepię dzieci – mówi pani Maria. To niestety nie jedyne powikłania poszczepienne, jakie przeszli z dziećmi. Starszy syn po szczepionce MMR (przeciwko śwince, odrze, różyczce) przestał mówić. Paweł poddusił się przy porodzie, więc od małego był pod opieką przychodni rehabilitacyjnej. Jako roczne dziecko pięknie wymawiał onomatopeiczne wyrazy, jednak jakiś czas po szczepieniu MMR mówił coraz mniej, aż w końcu jako dwulatek nie mówił nic. Wszystko się zatrzymało, nawet „kwa, kwa” i „brum, brum”. Zaczęła się wieloletnia praca z logopedą, na szczęście z pozytywnym skutkiem. – Lekarze przekonują, że powikłania zdarzają się raz na milion, ale tak jakoś wyszło, że dotknęły dwojga moich dzieci. Nie szczepię obecnie synów, bo bardziej boję się efektów szczepień niż chorób. Przejście świnki czy różyczki to naprawdę nie jest dramat – kwituje pani Maria. 

Niebezpieczne niedobory odporności

Kilkoro na 100 tys. noworodków rodzi się z wrodzonymi niedoborami odporności. To właśnie w przypadku tych dzieci istnieje wysokie ryzyko, że po podaniu szczepionki BCG zachorują na gruźlicę. Kilka lat temu wiele serc poruszyła historia niespełna półtorarocznego Kubusia, który zmarł po tym, jak zachorował na gruźlicze zapalenie opon mózgowych. Kubuś był dzieckiem, które urodziło się z wrodzonym brakiem odporności. Szczepionka BCG zaatakowała jego organizm, zamiast go uodpornić.

U noworodka trudno zdiagnozować stan odporności, nie prowadzi się w tym kierunku żadnych badań, dlatego lepiej odroczyć szczepienie, jeśli w najbliższej rodzinie występują deficyty odporności. Ze względu na niską odporność przeciw gruźlicy nie szczepi się wcześniaków urodzonych z wagą mniejszą niż 2000 g, oraz noworodków, jeśli matka jest chora na gruźlicę.

Tyle teoria, a życie przynosi często inne rozwiązania. – Spotykałam się w swojej pracy z wcześniakami, które mimo że miały zaburzenia oddechowe, metaboliczne, były szczepione BCG i WZW-B – wskazywała dr Sienkiewicz podczas jednej z konferencji poświęconej szczepieniom.

Córka pani Joanny urodziła się w 36. tygodniu i ważyła niespełna 2,5 kilograma. Została normalnie zaszczepiona BCG i WZW-B. Można jedynie retorycznie pytać, czy takie dziecko powinno otrzymać rutynowe szczepienia w pierwszej dobie życia. Trzyletnia dziś dziewczynka przez całe życie walczy z astmą i alergiami. Jako kilkumiesięczne dziecko dzień po podaniu w jednym dniu szczepionek 6 w 1 (w ramach szczepień obowiązkowych) i zalecanej na pneumokoki trafiła do szpitala z dusznościami. – Na taką zmasowaną dawkę szczepień namówiła mnie lekarka. Budziło to mój niepokój, ale przekonano mnie, że to rutynowe postępowanie. Szczepię córkę, ale teraz dziesięć razy się zastanowię, zanim zdecyduję się na konkretne szczepienie – podkreśla pani Joanna.

Profesor Majewska argumentuje, że skuteczność szczepionki BCG jest dyskusyjna, „ponieważ szereg badań pokazało, że nie chroni przed gruźlicą, a może nawet zwiększać zapalność na nią”. Inni lekarze wskazują, że choć BCG wykazuje niską skuteczność w zapobieganiu najczęstszej gruźlicy płuc, ma jednak znacznie wyższą skuteczność w zapobieganiu ostrym, ogólnoustrojowym postaciom gruźlicy jak właśnie gruźlicze zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. 

Neurotoksyczna rtęć

– O tym, że szczepienia nie są w pełni bezpieczne, decydują także zawarte w nich dodatkowe toksyczne substancje takie jak: metale ciężkie (glin, rtęć), formaldehyd, antybiotyki, białka zwierzęce i wiele innych. Dlatego też w krajach rozwiniętych wycofano szczepionki zawierające rtęć – podkreśla dr Sienkiewicz.

Pozostająca autorytetem dla rodziców sceptycznych wobec szczepionkowej presji prof. Majewska prowadziła projekt badawczy Komisji Europejskiej na temat potencjalnej roli zawierającego rtęć tiomersalu w powstawaniu autyzmu. Badaczka, wspierając się również wynikami badań innych naukowców, twierdzi, że przyczynia się on do rozwoju autyzmu oraz ADHD u dzieci. Oponenci zarzucają jej nierzetelność i mylenie hipotez badawczych, a w medycznym świecie wokół tematu neurotoksyczności tiomersalu toczy się prawdziwa walka. Faktem jest, że rtęć w postaci tiomersalu była i nadal jest obecna w wielu szczepionkach niemowlęcych w Polsce, przede wszystkim przeciwko tężcowi i błonicy. Tymczasem dziecko szczepione zgodnie z obowiązującym kalendarzem szczepień obowiązkowych otrzyma w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy życia 350 mikrogramów tiomersalu, a do 18. miesiąca życia kolejne 100 mikrogramów. Dawkę 50 mikrogramów otrzymuje się w pierwszej dobie życia.

Tiomersal to związek chemiczny o budowie podobnej do kwasu salicylowego, ale zawiera dodatkowo m.in. atomy siarki i rtęci. W 350 mikrogramach tiomersalu jest 175 mikrogramów rtęci. Pojedyncze dawki szczepionki zawierają jej najczęściej 25 mikrogramów. Tymczasem za bezpieczną uważa się dawkę 0,1 mikrograma w ciągu doby na kilogram masy ciała, czyli np. ważące 5 kg niemowlę może bezpiecznie otrzymać tylko 0,5 mikrograma rtęci na dobę. Tiomersal wprawdzie najczęściej dzieli się na inne substancje i atomy rtęci (w postaci tzw. etylortęci) są wydalane, ale w procesach tych mogą pozostać jony (kationy) rtęci Hg2+, które wydalają się z organizmu aż 120 dni. W tym czasie mogą m.in. przenikać do mózgu i dokonywać spustoszenia w organizmie. Rtęć jest silną trucizną zaburzającą praktycznie wszystkie procesy biochemiczne w organizmie. 

Milczą o powikłaniach

Profesor Majewska zauważa, że w Polsce „niepokój budzi bagatelizowanie powikłań poszczepiennych oraz oddanie nadzoru nad nimi w wyłączną gestię sanepidu, który – jak wiadomo – czerpie zyski z rozprowadzania szczepionek, więc jest obarczony konfliktem interesu”. Naukowiec zarzuca władzom, że w Polsce prawie nie gromadzi się dowodów powikłań poszczepiennych i że są one ukrywane przed społeczeństwem. „Jedyne publicznie dostępne dane dotyczące powikłań poszczepiennych znajdują się w amerykańskiej rządowej bazie danych VAERS, do której w ciągu 20 ostatnich lat zgłoszono prawie 400 tys. powikłań oraz ponad 5 tys. zgonów poszczepiennych. Ponieważ według ocen FDA (amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Żywności i Leków), do bazy tej zgłaszanych jest zaledwie ok. 5% wszystkich przypadków powikłań, tzn. że w rzeczywistości mogło być ich 20 razy więcej” – wskazuje prof. Majewska.

Doktor Sienkiewicz w swojej praktyce coraz częściej spotyka dzieci z poszczepiennymi objawami niepożądanymi, z zaburzeniami mowy, zachowania, snu, rozwoju ruchowego, z chorobami neurologicznymi i reumatologicznymi. – Wielu lekarzy pisze także o tzw. chorobach autoimmunologicznych jako wyniku zaburzenia odporności po szczepieniach. Nie ma niestety dostępnych badań, które mogłyby potwierdzić związek choroby ze szczepieniem, dlatego podstawą rozpoznania jest związek czasowy objawów, które obserwują rodzice, z momentem szczepienia – wyjaśnia lekarka.

To, że taka jednostka jak „choroba poszczepienna” nie występuje w słowniku polskich lekarzy, potwierdza historia pani Anity, mamy pięciorga dzieci. Troje pierwszych dzieci szczepiła ona zgodnie z zaleceniami, wszystko się zmieniło, gdy trzecia córka tydzień po podaniu szczepionki na świnkę, różyczkę i odrę, zachorowała na różyczkę. Gdy wyszła z różyczki, właściwie natychmiast pojawiła się odra. Przez pół roku dziecko chorowało non stop, miało dużo wysypek, uczuleń, przestało rosnąć. Jednak żaden z pediatrów nie chciał dokonać wpisu do książeczki zdrowia dziecka, że różyczka i odra były efektem szczepień.

– Lekarze nie chcieli po prostu widzieć, że była to reakcja poszczepienna, choć było to oczywiste. Tę jakąś zmowę milczenia środowiska medycznego tłumaczy mi jedynie presja koncernów farmaceutycznych – zauważa pani Anita. Synów – ponadrocznego Franka i 3,5-letniego Szymka nie szczepiła w ogóle. Nigdy nie było konieczności, by podać im antybiotyk. Dodajmy, że chłopcy nie są trzymani pod kloszem i izolowani od potencjalnych źródeł infekcji. Mają trzy starsze siostry chodzące do szkoły i przedszkola, normalnie stykają się z dziećmi z osiedlowego placu zabaw. – Spotykamy wokół siebie wiele dziwnych historii i dramatów dzieci oraz rodziców ze szczepieniami w tle. Mamy sąsiadkę, której dziecko przez trzy miesiące rozwijało się prawidłowo, a po trzeciej dawce szczepień wykryto autyzm. Co interesujące, wtedy lekarze natychmiast kazali jej przestać szczepić dziecko. Ale oczywiści nikt nie powiedział wprost, że może to być jakiś efekt szczepień – opowiada pani Anita. 

Szczepić rozsądnie

Profesor Dorota Majewska zaproponowała zmiany w programie szczepień obowiązującym w Polsce, tak, by uczynić go bardziej bezpiecznym dla dzieci. Bo nie jest tak, że środowiska podejmujące dyskusję o szczepieniach fanatycznie przeciwstawiają się wszelkim szczepieniom. Chcą szczepić dzieci, ale tak, by nie wyrządzać im tym samym krzywdy. Profesor Majewska postuluje rezygnację ze szczepionek z tiomersalem, rezygnację ze szczepienia noworodków (z wyjątkiem sytuacji, gdy matka jest nosicielką WZW-B lub występuje zagrożenie gruźlicą w otoczeniu dziecka). W propozycji prof. Majewskiej dzieci powinny być szczepione od czwartego miesiąca życia, tak, by układ immunologiczny miał szansę się rozwinąć. Kolejny postulat to rezygnacja ze szczepień żywymi wirusami (przeciwko polio), a także z niosącej duże ryzyko powikłań szczepionki krztuścowej pełnokomórkowej. Dziecko – zdaniem neurobiolog – powinno mieć podawane maksymalnie trzy rodzaje szczepień w pierwszym dniu, a po każdym szczepieniu powinno być obserwowane pod kątem niepożądanych reakcji. Gdy w rodzinie występowały powikłania poszczepienne, alergie czy astma, program szczepień powinien być indywidualnie dobierany.

Kary do Trybunału

Dodajmy, że urzędnicy uznają, iż polskie ustawodawstwo przyznaje sanepidowi prawo do obciążania rodziców odmawiających szczepienia dzieci grzywnami wynoszącymi łącznie do 50 tysięcy złotych, w praktyce 300-500 złotych. Jak dotychczas, osoby odwołujące się od takich postanowień wygrywają w sądach, ale jak zaznacza Justyna Socha ze „Stop NOP”, sądy podważające postanowienia sanepidu odwołują się jedynie do błędów proceduralnych.

– Uważamy, że nakładanie kar na rodziców jest niezgodne z Konstytucją, prawami pacjenta, a także regulacjami europejskimi. Są orze- czenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, że przymus szczepień jest niezgodny z 8. punktem konwencji praw człowieka mówiącym o prawie do prywatności – zaznacza Socha.

Profesor Majewska będzie gościem październikowej konferencji katolickich lekarzy ginekologów w Wadowicach. – Wiedza o szczepieniach wśród rodziców w Polsce jest znikoma. Obecność na naszej konferencji prof. Majewskiej być może stanie się impulsem dla wielu osób, by zacząć dociekać prawdy o szczepionkach – mówi dr Marek Ślusarski, ginekolog-położnik, jeden z organizatorów sympozjum.

Beata Falkowska

Nasz Dziennik