logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Nie masz zbrodni bez kary

Sobota, 25 października 2014 (02:14)

Aktualizacja: Sobota, 25 października 2014 (09:43)

Te słowa Adama Mickiewicza towarzyszą Polakom od prawie dwu wieków. Należą do najbardziej znanych cytatów z polskiej literatury. Pojawiły się w balladzie „Lilie”, wydanej w roku 1822. Wypowiada je pustelnik, do którego przybywa zbrodniarka, gnana wyrzutami sumienia. Jak Polska długa i szeroka były przez wiele pokoleń przytaczane naszej młodzieży jako wychowawczy morał i ostrzeżenie przed zbrodnią i niegodziwością. Jako pragnienie ładu moralnego, do którego tęskni każdy z nas – i w życiu własnym, i w życiu społecznym. Jako wyraz szlachetnego polskiego idealizmu i zawierzenia Bogu: jeśli ręka ludzka nie dosięgnie zbrodniarza, spotka go kara Boska.

Ale Pan Bóg nie powiedział nam, że pozałatwia za nas wszystkie sprawy. Sędzia sprawiedliwy i doskonały żąda od człowieka, by dociekał sprawiedliwości, by naprawiał krzywdy i orzekał o winie.

Zaniechanie takich działań i „oddzielenie grubą kreską” zbrodni popełnionych na polskich patriotach przez ludzi pozostających po wojnie w służbie sowieckiego okupanta, a jednocześnie tryumfalne ogłaszanie każdego 4 czerwca (!) kolejnej rocznicy „wolności”, jest działaniem deprawującym społeczeństwo, odbieraniem mu wiary w elementarną sprawiedliwość. Jest moralnym nieładem, który rujnuje więzi społeczne. Niedawno komunistycznemu zbrodniarzowi, niedouczonemu „prokuratorowi”, który żądał kary śmierci dla Danuty Siedzikówny „Inki” i innych, niewinnych młodych ludzi, Wojsko Polskie („natowskie”!) złożyło hołd nad grobem. Śpij, kolego, w ciemnym grobie, niech się Polska sowiecka przyśni tobie…

Zbrodnie stalinowskie

Niegodziwością jest udawanie, że zbrodnie okupanta i służących mu kolaborantów (uważających się nominalnie za Polaków) wiążą się jedynie z działalnością sowieckiego tyrana Josifa Wissarionowicza o partyjnym pseudonimie Stalin. Jeden ze znanych historyków, funkcyjny pracownik IPN, powiedział kiedyś, że jeśli ktoś zrównuje to, co było przed rokiem 1956, z tym, co było po „polskim październiku”, to on się „wypisuje z historii”. Wypisz się pan i nie twórz pan nowych mitów o „wypaczeniach”, które naprawił towarzysz „Wiesław”. O KBW, który w październiku 1956 ruszył z koszar, by walczyć z Sowietami ciągnącymi w kierunku Warszawy! Nie do wiary, jakie brednie można serwować Polakom jako „nieznane karty historii”!

Profesor Adam Strzembosz powiedział kiedyś, że pojęcie „zbrodni stalinowskiej” nie wiąże się z czasem, ale wynika z systemu, który trwał w Polsce co najmniej do roku 1988. Męczeństwo Witolda Pileckiego, uznanego bohatera polskiej i europejskiej konspiracji niepodległościowej, oraz męczeństwo bł. ks. Jerzego to ta sama ofiara dla Polski. Zbrodniarze (do dziś w pełni niezidentyfikowani!) pochodzili z tej samej, „stalinowskiej” stajni.

Niezgodne z prawem

Znany adwokat Tadeusz de Virion powiedział w związku z „rehabilitacją” druha Witolda: „Nie twórzmy nowych przeinaczeń […]. Nie wystarczy nad zabitym odczytać formuły prawne, z których będzie wynikało, że nie dopuścił się zarzucanych mu przestępstw. Ma on prawo do tego, żeby głośno było powiedziane, że zginął śmiercią męczeńską, że zabito go w sposób przestępczy i zbrodniczy. U podstaw takiego postępowania był zbrodniczy zamiar zohydzenia ojczystej historii, fałszowania jej”.

Szyderstwem i pozornym naprawieniem krzywd było „rehabilitowanie” polskich patriotów po roku 1956 z powodu „naruszenia prawa” przez sowieckich siepaczy. „Prawa” stanowionego przez dekrety Bieruta, od początku nieważne, ponieważ ten sowiecki uzurpator nie miał żadnej legitymacji do sprawowania władzy w Polsce, tym bardziej do stanowienia prawa! Był tzw. prezydentem KRN. Takiego tytułu nie przewidywała żadna polska Konstytucja! „Czy dekret o szczególnej ochronie państwa, wydany przez PKWN [bezprawny ”organ„ sowiecki, karykaturalna imitacja polskiego parlamentu – P.S.] w październiku 1944 i tzw. mały kodeks karny, które miały za cel zasadniczy fizyczne unicestwienie przeciwników politycznych nowej władzy, o obcym rodowodzie, był ważny?” – pyta retorycznie prof. Wiesław Wysocki.

Te „rehabilitacje” z powodu „naruszenia prawa” upokarzały i ośmieszały męczenników narodowej sprawy. Takich podłych sztuczek próbowano jeszcze po roku 1990. W roku 1989 prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej łaskawie przychylił się do wniosku o uchylenie wyroku na Witoldzie Pileckim, ponieważ skład „sądu” był „mieszany” (sędzia + ławnik), a powinien być „niemieszany” (dwóch sędziów albo dwóch ławników)! Jednocześnie prokurator stwierdził, że nie będzie rozstrzygał „merytorycznej słuszności wymierzonych kar”!

 

„Wyroki” nieważne!

Takiej próby dotarcia do sedna sprawy podjęli się posłowie o rodowodzie solidarnościowym. Z ich inicjatywy 23 lutego 1991 r. została przyjęta ustawa „o uznaniu za nieważne orze- czeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego” (DzU z 1991 nr 34, poz. 149). Ustawa niedoskonała, kilkakrotnie nowelizowana. Najważniejsza nowela, z lutego 1993 r., pochodziła od posłów pierwszego, niekontraktowego już Sejmu: „Uznaje się za nieważne orzeczenia wydane przez polskie organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości lub przez organy pozasądowe w okresie od rozpoczęcia ich działalności na ziemiach polskich, począwszy od 1 stycznia 1944 do 31 grudnia 1989, jeżeli czyn zarzucony lub przypisany był związany z działalnością na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego albo orzeczenie wydano z powodu takiej działalności”.

 

Zaniechanie

Rozpoczęły się rozprawy przed sądami okręgowymi (wojewódzkimi). Posypały się wyroki unieważniające krwawe orzeczenia „sędziów” w sowieckiej służbie, wydane na bohaterów nierównej, powojennej walki o niepodległy byt Polski. Na żołnierzy „wyklętych” – jak ich już wtedy zaczęto nazywać.

Kiedy się to wszystko zaczęło, spodziewaliśmy się rychłych procesów oprawców. Jeśli sąd okręgowy unieważnia wyrok śmierci i oświadcza, że mord sądowy na polskim patriocie dokonał się z powodu jego działalności na rzecz niepodległej Polski, to prokurator w tym samym okręgu ma obowiązek podjąć natychmiast, z mocy prawa, działania zmierzające do ukarania żyjących jeszcze sprawców mordu sądowego! Wyrok sądu z takim uzasadnieniem jest publicznym doniesieniem o przestępstwie przeciwko państwu, o zbrodni ustawowo nieprzedawnionej! Niestety, byliśmy świadkami masowego zaniechania przez prokuraturę takich czynności prawnych! Zamiast prokuratorów pojawili się społeczni wolontariusze, domagający się elementarnej sprawiedliwości.

zbrodniarze w glorii

Znany jest powszechnie Szymon Wiesenthal – polski Żyd rodem z Buczacza, który do śmierci ścigał po całym świecie winnych eksterminacji swego narodu. Działał skutecznie, choć nie zawsze zgodnie z prawem. Kiedy trzeba było, porwano zbrodniarza na drugim końcu świata i wleczono go do Izraela, by osądzić. Nie czekano na ekstradycję.

Fajga Mindla Danielak vel Helena Wolińska vel Helena Brus dopuściła się wyjątkowo podłych zbrodni na polskich patriotach, była m.in. odpowiedzialna za aresztowanie i późniejszą kaźń gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”. „Wolna” Polska wielokrotnie domagała się od Wielkiej Brytanii ekstradycji tej zbrodniarki. Brytyjczycy za każdym razem odmawiali, a ich prasa szyderczo to komentowała. „The Independent” drwił, że Wolińska ocalała z holokaustu, więc „byłaby to ekstradycja do kraju, gdzie znajdują się takie miejsca, jak Oświęcim i Brzezinka”. „The Sunday Times” posunął się jeszcze dalej: „Czy Żyd może liczyć na sprawiedliwość w kraju Auschwitz, Majdanka i Treblinki?”! Polska została upodlona, zbrodniarka umierała w glorii prześladowanej przez antysemitów żony profesora Oxfordu! A przecież wystarczyło uderzyć pięścią w stół, zagrozić Brytyjczykom wypowiedzeniem umowy o wzajemnej ekstradycji.

Pisze o tym wszystkim Tadeusz Płużański, syn skazanego na śmierć w sprawie rtm. Pileckiego prof. Tadeusza Płużańskiego, wnuk zamęczonego przez Niemców na Pawiaku Wacława Płużańskiego. Tadeusz Płużański – jako autor „Bestii”, „Listy oprawców” i innych cennych książek ukazujących nieukarane zbrodnie komunistów sowieckich w Polsce – nazywany jest niekiedy „polskim Wiesenthalem”. Niestety, na pomoc władz państwa polskiego liczyć nie może. Przekonał się o tym także jako prezes Fundacji „Łączka”. Nie było problemu z wydaniem ze środków publicznych 2 mln zł na „renowację” pomnika wrogiej armii sowieckiej w Warszawie, agresora z roku 1939 i okupanta. Był problem z „uruchomieniem” miliona złotych na kontynuację prac zespołu Krzysztofa Szwagrzyka.

Haniebna lista „wolnej Polski”

Każdego 4 czerwca, w fałszywe „święto” polskiej wolności, należy odczytywać („do końca świata i jeden dzień dłużej”) haniebną listę nieukaranych morderców polskich patriotów, męczenników narodowej Sprawy. Najpierw tych żyjących jeszcze, potem tych, co odeszli i którym wojsko strzelało nad grobem jako „kombatantom”… Zróbmy to razem! Pomoże nam wspaniała polska młodzież. Bo zrobimy to przecież dla tej naszej młodzieży, by żyła w prawdzie i w poszanowaniu prawdziwych bohaterów świętej polskiej Sprawy.

Zygmunt Bauman, Stefan Michnik, Leon Ajzew vel Lajb Wolf Ajzen, syn Bencjona i Geni, od roku 1957 Leon Andrzejewski, syn Stefana i Jadwigi… Igor Andrejew, zabójca sądowy gen. „Nila”, wykładowca… prawa na polskiej uczelni. Józef Bik vel Bukar vel Gawerski, okrutny śledczy oprawca, faktyczny zabójca „Inki”… W książce Tadeusza Płużańskiego jest 119 nazwisk. To lista „reprezentatywna”, tylko część nieukaranych zbrodniarzy.

Piotr Szubarczyk

Nasz Dziennik