Wydarzenia mijającego tygodnia oznaczają kolejne otwarcie w polsko-rosyjskich relacjach energetycznych. Dzięki internetowej pasji szefa polskiego MSZ, a później entuzjastycznej konferencji prasowej władz PGNiG oraz ministra skarbu opinia publiczna została poinformowana o wręcz "niewiarygodnym sukcesie" rządu Tuska.
Gabinet PO - PSL zmusił Gazprom do obniżki cen gazu w kontrakcie jamalskim o niemal 10 procent. Akcje PGNiG na warszawskiej giełdzie natychmiast poszybowały w górę.
W prasie i w internecie zaroiło się od tytułów, których sam PR-owiec Donalda Tuska Igor Ostachowicz by nie wymyślił. Daniel Olbrychski wygłosił w Filharmonii Narodowej laudację na rzecz Gazpromu jako mecenasa polskiej kultury. Władze Uniwersytetu Warszawskiego, otwarte na finansowanie przez Kreml stypendiów, już pewnie zacierają ręce na myśl o zwiększeniu budżetu programu stypendialnego Gazpromu dla własnych studentów.
Dudziński - przyjaciel Gazpromu w PGNiG
Według lakonicznych informacji prezesa PGNiG, cena gazu dostarczanego przez Gazprom w ramach kontraktu jamalskiego powiązana będzie również ze stawkami, jakie płaci za ten surowiec Zachód, a także z wartością ropy naftowej. Prezes PGNiG Grażyna Piotrowska-Oliwa zastrzega jednak ze względu na... tajemnicę handlową, że szczegółów nie może zdradzić.
Na szczęście będzie miała okazję poinformować o tym parlamentarzystów, ponieważ z inicjatywy posłów PiS zwołane ma być niejawne posiedzenie Komisji Gospodarki w sprawie warunków porozumienia z Gazpromem.
W 2009 r. takie posiedzenie niejawne również miało miejsce w czasie polsko-rosyjskich negocjacji gazowych. Jednakże realność zwycięstwa PGNiG przed trybunałem arbitrażowym w Sztokholmie w sporze cenowym z Gazpromem każe zadać pytanie, dlaczego uzyskano tak niewielką obniżkę ceny rosyjskiego gazu.
Wbrew euforii mediów Polska nadal płaci jedną z najwyższych cen za importowany rosyjski gaz, dużo więcej niż odbiorcy z Niemiec. Biorąc pod uwagę toczące się postępowania antymonopolowe Komisji Europejskiej przeciw Gazpromowi, warunkiem negocjacyjnym PGNiG powinno być uzyskanie takiego poziomu cen gazu, jaki jest na Zachodzie. Z jakiej racji Polska jako jeden z największych odbiorców rosyjskiego gazu w Unii Europejskiej miałaby dalej płacić dodatkowy haracz za surowiec dostarczany przez Gazprom?
Ten dodatkowy haracz to co najmniej kilkadziesiąt dolarów więcej za ten sam wolumen 1000 m sześc. gazu importowanego przez odbiorcę niemieckiego. Oczywiście dziś odpowiedź jest taka, że płacimy wciąż więcej, ponieważ pomimo 5 lat rządów Donalda Tuska ciągle brakuje nam choćby jednego gazociągu na linii północ - południe, którym moglibyśmy sprowadzić inny niż rosyjski surowiec.
Niestety misterny plan odtrąbienia jakiegokolwiek sukcesu przez dołujący w sondażach rząd PO znowu zepsuli źli posłowie Prawa i Sprawiedliwości, którzy ośmielili się zapytać publicznie rząd o cenę porozumienia z Gazpromem. A powód dał sam, wyjątkowo gadatliwy, wiceprezes PGNiG Radosław Dudziński, który - tak się dziwnie składa - zawsze jest w decyzyjnym kręgu kierownictwa PGNiG, kiedy zawierane są aneksy do kontraktu jamalskiego.
Dudzińskiego odnajdziemy w otoczeniu negocjatorów skandalicznej umowy Marka Pola z 2003 r., umowy gazowej Waldemara Pawlaka z 2010 r. i teraz, gdy PGNiG renegocjuje własne kontrakty handlowe z Gazpromem. Dudziński chlapnął po oficjalnej konferencji prasowej PGNiG, że "podpisane porozumienie czyści nam pole do rozmów na inne tematy".
Zapowiedział, że PGNiG zależy przede wszystkim na budowie bloku gazowego z Gazpromem w Polsce. Zwrócił uwagę, że można wrócić do projektu budowy II nitki gazociągu jamalskiego oraz pozyskania kontraktów wydobywczych przez PGNiG w Rosji. Informacja prasowa z rewelacjami Dudzińskiego ukazała się na portalu energetycznym Cire.pl, który należy do Agencji Rynku Energii.
Ale jako że akcjonariuszem Agencji jest również PGNiG, informacja ta zniknęła po kilkunastu minutach. Jednak mleko się rozlało. Dudziński zdradził prawdziwą cenę za podpisanie porozumienia PGNiG z Gazpromem.
Decyzje zapadły na Westerplatte w 2009 roku
Sytuacja stała się na tyle poważna dla obozu rządowego, że PGNiG wydało oficjalne oświadczenie prasowe po żądaniu przez PiS wyjaśnienia okoliczności zawarcia umowy PGNiG z Gazpromem.
W zadziwiającym oświadczeniu spółki czytamy: "odpowiedź Wiceprezesa Zarządu PGNiG SA na pytanie o stan aktualnych relacji biznesowych między Spółkami, w świetle zawarcia porozumienia dotyczącego obniżenia cen gazu, udzieloną po konferencji prasowej w dniu 6 listopada 2012 r., należy traktować wyłącznie w kategoriach przekazania informacji o normalizacji stosunków handlowych.
A w efekcie poprawy relacji pomiędzy Spółkami i w przypadku utrzymania ich w dłuższym czasie mogą, ale nie muszą w przyszłości pojawić się możliwości współpracy przy projektach, które były dyskutowane już w latach 2009-2010." Po tym oświadczeniu, wbrew intencjom jego autorów, znowu powiedziano o kilka słów za dużo.
Po pierwsze, władze PGNiG z nadania ministra skarbu z PO uznały, że dopiero po 6 listopada 2012 r. stosunki handlowe z Gazpromem są "normalne".
Po drugie, co ważniejsze, przyznano w końcu otwarcie, że w czasie negocjacji gazowych w latach 2009-2010, które prowadził z Kremlem rząd Donalda Tuska, rozmawiano poufnie o niedookreślonych "wspólnych projektach" PGNiG i Gazpromu. To nowa informacja, bowiem ani posłowie, ani tym bardziej śp. prezydent RP Lech Kaczyński nie byli w owym czasie informowani o jakichkolwiek rozmowach na temat projektów biznesowych.
Najwyższe władze Rzeczypospolitej nie miały pełnej wiedzy o wszystkich aspektach polsko-rosyjskich negocjacji gazowych w latach 2009-2010. To zadziwiająca sytuacja, w której Gazprom przestaje Polsce w styczniu 2009 r. dostarczać gaz ziemny i zamiast żądania odszkodowania, wznowienia dostaw, obniżki ceny politycy PO wespół z PGNIG siadają do stołu negocjacyjnego z postulatem rozmowy o wspólnych przedsięwzięciach biznesowych (!) planowanych z Gazpromem.
W tym kontekście należy zadać najważniejsze pytanie: czy Władimir Putin na Westerplatte we wrześniu 2009 r. nie otrzymał od Donalda Tuska zgody na wejście Gazpromu na polski rynek?
Prawdziwa cena
Fakty są takie, że Mazowiecka Spółka Gazownictwa, należąca do PGNiG spółka dystrybucyjna, wystąpiła o przyłączenie w okolicach Zambrowa gazociągu o przepustowości ca 3 mld m sześc. bezpośrednio do magistrali jamalskiej. Warto przypomnieć, że efektem nieudolnych negocjacji rządu Tuska w latach 2009-2010, za które odpowiada m.in. obecny minister skarbu Mikołaj Budzanowski, była faktyczna utrata kontroli państwa polskiego nad spółką EuRoPol Gaz, która jest właścicielem ponad 600-kilometrowego gazociągu, którym za darmo (!) przesyłane jest rocznie blisko 30 mld m sześc. gazu do odbiorców w Europie Zachodniej.
Celem strategicznym Rosji jest wejście na polski rynek Gazpromu jako sprzedawcy gazu ziemnego dla odbiorców najpierw przemysłowych, potem detalicznych. Z pominięciem oczywiście PGNiG. Przyłączenie do gazociągu jamalskiego w bezpośredniej bliskości Ostrołęki z jednoczesną rezygnacją rządu Tuska z budowy w Ostrołęce elektrowni węglowej oznacza, że realizowany jest scenariusz wejścia Gazpromu na polski rynek. Oczywiście jest on rozłożony na etapy. Jednym z nich może być zgłoszenie inicjatywy, najprawdopodobniej za kilka miesięcy, gdy ucichnie wrzawa wokół rezygnacji z inwestycji spółki Energa w Ostrołęce, budowy w tym mieście... bloku gazowego.
W inny sposób trudno wyjaśnić ewenement, jakim jest bezpośrednie podpięcie gazociągu w okolicach Ostrołęki do gazociągu jamalskiego, które umożliwiłoby Gazpromowi dostarczanie bezpośrednio do nowej elektrowni, jako dużego odbiorcy przemysłowego gazu z pominięciem sieci przesyłowej Gaz-System. Wypowiedzi Dudzińskiego na temat wspólnych inwestycji z Gazpromem na terenie Polski, dotyczące budowy bloków gazowych, potwierdzają te fakty.
Należy zadać strategiczne dla bezpieczeństwa energetycznego Rzeczypospolitej pytanie: dlaczego rząd Donalda Tuska zamierza budować elektrownie gazowe w Polsce wespół z rządem Federacji Rosyjskiej, który kontroluje Gazprom? Dlaczego rząd Donalda Tuska realizuje scenariusz podziału polskiego rynku gazowego pomiędzy PGNiG a Gazpromem?
Plan ten staje się prawdopodobny także w kontekście wypowiedzi Mikołaja Budzanowskiego, który zapowiedział, że w ramach kontraktu jamalskiego będziemy odbierać nie 10, ale 8,5 mld m sześc. gazu rocznie. Oznacza to, że rząd Tuska zgodził się na dostarczanie przez Gazprom gazu największym odbiorcom przemysłowym bezpośrednio z gazociągu jamalskiego. Po Ostrołęce kolejnym klientem Gazpromu, a więc nie PGNiG, może zostać PKN Orlen w Płocku.
Brudne chwyty PO
Jak można było się spodziewać, w celu zakrycia wpadki wiceprezesa Dudzińskiego dotyczącej ujawnienia prawdziwych planów Tuska w stosunku do Gazpromu drugi szereg posłów PO odgrzał "odgrzewany kotlet" oskarżania PiS o podpisanie w 2006 roku aneksu do kontraktu jamalskiego zwiększającego cenę gazu o 10 procent.
Tym razem posłowie PO przeszli samych siebie, absurdalnie nawołując PiS do oddania... 12 mld zł., które ich zdaniem Polska przepłaciła za gaz do 2012 roku. Politycy PO mają najwyraźniej duży problem z pamięcią i myśleniem przyczynowo-skutkowym. Fakty są takie, że rząd PiS otrzymał po SLD w spadku tzw. lukę kontraktową o wielkości ponad 2 mld m sześc. gazu, którego miało zabraknąć od 1 stycznia 2007 roku.
Polska, nie mając innej możliwości zgodziła się na szantaż cenowy Gazpromu i podwyżkę ceny w kontrakcie jamalskim w zamian za podpisanie umowy ze spółką pośrednikiem RosUkrEnergo.
W 2009 r., kiedy Gazprom przez swoją spółkę RosUkrEnergo przestał dostarczać gaz do Polski, a jego ceny na europejskich rynkach dla odbiorców Gazpromu spadały na łeb na szyję, Polska mogła skutecznie domagać się obniżenia ceny gazu w kontrakcie jamalskim.
Posłowie PO zapomnieli więc o najważniejszym fakcie, że w październiku 2010 r. to rząd Donalda Tuska a nie rząd PiS (!) podpisał nową umowę gazową, właśnie z tymi cenami, które po półtora roku trzeba było wreszcie renegocjować. Ale i tak mało skutecznie. To Platforma odpowiada za to, że w latach 2009-2012 Polska płaciła największy w Europie haracz za rosyjski gaz.
Pytanie, dlaczego po 5 latach rządów Tuska Polska wciąż nie dysponuje techniczną możliwością importu gazu ziemnego innego niż rosyjski. Nadal 100 proc. importowanego do Polski gazu z kierunku wschodniego, zachodniego i południowego stanowi surowiec rosyjski.
Przez 5 lat rządów Tuska Rosjanie zdążyli wybudować ponad 1000-kilometrowy gazociąg Nord Stream, a PO nie potrafiła rozpocząć budowy 200-kilometrowego gazociągu do Dani. I ten powód zaniechania dywersyfikacji przez rząd PO - PSL jest faktyczną przyczyną, dla której monopolista Gazprom każe Polsce wciąż płacić haracz za kupowany gaz.