Antybiotyki jako lekarstwo także dla zwierząt zaczęto stosować wkrótce po ich wynalezieniu. Z czasem odkryto, że stymulują wzrost masy zwierząt, co powszechnie wykorzystano w hodowli. Negatywne skutki stosowania antybiotyków w rolnictwie stwierdzono stosunkowo niedawno. Okazało się, że u zwierząt pojawiły się szczepy bakterii odpornych na antybiotyki, co oznaczało bezradność weterynarzy wobec coraz większej liczby chorób. Skojarzono z tym zjawisko antybiotykooporności u ludzi i dlatego w Unii Europejskiej wprowadzono całkowity zakaz stosowania antybiotyków do celów hodowlanych, co nie obowiązuje w USA i Kanadzie, z którymi UE ma wkrótce zawrzeć traktaty o wolnym handlu TTIP i CETA.
Lek nie na całe zło
Internetowy „Poradnik nowoczesnego hodowcy” przekonuje, że antybiotyki w żywieniu zwierząt powodują same korzyści. Przyspieszają rozwój, pobudzają apetyt, zabezpieczają przed niektórymi chorobami, zmniejszają liczbę zwierząt niedorozwiniętych oraz zwiększają przyswajalność białka przez organizm zwierzęcy. Padają wyliczenia, że w tuczu świń o ciężarze od 15 do 95 kg antybiotyki dają zwiększenie przyrostów o blisko 15 proc., poprawiają wyniki szybkiego tuczu brojlerów, wpływają na zwiększenie ciężaru jaj, a podawane cielętom zwiększają u nich przyrosty do 15 proc., jednocześnie uodporniając je na przeziębienia i biegunki.
W żywieniu bydła najpierw wykorzystywano penicylinę, potem skuteczniejsze w działaniu tetracykliny. – Gdyby nie antybiotyki, to zwierzęta ginęłyby z powodu potwornego zagęszczenia na fermach. Niestety, masowe stosowanie antybiotyków w hodowli zwierząt jest jednym z podstawowych czynników, jeśli chodzi o narastanie zjawiska antybiotykooporności – wskazuje dr Zbigniew Hałat, znany epidemiolog, były główny inspektor sanitarny i podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia.
W 2006 roku całkowicie zakazano stosowania antybiotykowych stymulatorów wzrostu w żywieniu zwierząt. Nie można też stosować antybiotyków w celach profilaktycznych w hodowli zwierząt.
Nadal jednak można używać antybiotyków w leczeniu zwierząt, co zdaniem oponentów otwiera pole do nadużyć.
Kontrola na każdym etapie
Okazuje się bowiem, że mimo ograniczenia stosowania antybiotyków wyłącznie do celów leczniczych zapotrzebowanie na te specyfiki w hodowli zwierząt w Polsce systematycznie rośnie.
Według raportu Głównego Inspektoratu Weterynarii dotyczącego popytu na antybiotyki weterynaryjne w Polsce, „tendencja sprzedaży jest niestety tendencją wzrostową”. Z przytoczonych danych wynika, że faktycznie wzrasta ona z roku na rok, i to w coraz szybszym tempie – od 475 ton w 2011 roku do 516 w 2012, by w 2013 roku osiągnąć poziom 562 ton.
Liczby te wzbudziły podejrzenia o stosowanie antybiotyków nie tylko w celach leczniczych, ale jako stymulatorów wzrostu i sugestie, jakoby polskie kurczaki były „nafaszerowane” antybiotykami.
Krajowa Rada Drobiarstwa zrzeszająca producentów ok. 80 proc. mięsa drobiowego wskazuje, że 8-procentowy wzrost sprzedaży antybiotyków w 2013 r. należy porównać z większą o kilkanaście procent produkcją drobiu, co może świadczyć nawet o spadku zastosowania antybiotyków.
– Niemożliwe, żeby w naszym mięsie drobiowym znajdowały się antybiotyki – wskazuje pracownik nadzoru weterynaryjnego.
Polska jest europejskim potentatem w produkcji drobiu, osiągając wyniki na poziomie 2 mln ton rocznie, z czego blisko 900 tys. ton trafia na eksport, w tym 80 proc. do Unii Europejskiej.
Zdaniem dr. Jacka Boruty z Głównego Inspektoratu Weterynarii, zużycie antybiotyków na kilogram żywca w polskich hodowlach nie odbiega od ogólnego poziomu w UE, więc mówienie o drastycznym wzroście poziomu stosowania antybiotyków jest nieuzasadnione.
– Informowanie społeczeństwa o nadmiernym stosowaniu antybiotyków w produkcji zwierzęcej, a także o ich pozostałościach w żywności nie znajdują odzwierciedlenia w nadzorze sprawowanym przez Inspekcję Weterynaryjną – wskazuje dr Boruta.
Kontrolą tą jest objętych ponad pół miliona gospodarstw prowadzących hodowlę, 124 hurtownie produktów leczniczych weterynaryjnych i 6,5 tys. zakładów leczniczych dla zwierząt.
Jak wskazuje prof. Andrzej Posyniak, kierownik Zakładu Farmakologii i Toksykologii Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, w którym znajduje się laboratorium referencyjne badające bezpieczeństwo polskiej żywności, prawie wszystkie badane w ubiegłym roku próbki mięsa, mleka czy jaj były wolne od pozostałości ewentualnego stosowania w hodowli antybiotyków.
– Pozytywne wyniki to jest ułamek procenta, ok. 0,2 proc. w skali roku, a badamy tych próbek naprawdę dużo, bo 10 tys. i cały system kontroli polega na działaniu z zaskoczenia – podkreśla prof. Posyniak. Jesteśmy też sprawdzani przez audytorów z Unii Europejskiej, a kontrole te wypadają pozytywnie.
Złe globalne tendencje
Według Światowej Organizacji Zdrowia, potrzeby rolnictwa pochłaniają dziś ok. 80 proc. światowej produkcji antybiotyków. Znacznie ostrzej widzi te proporcje dr Zbigniew Hałat, który medycynie ludzkiej przyznaje zaledwie 2 proc. ogólnego spożycia antybiotyków. Jego zdaniem, ogromny zbyt antybiotyków w celach weterynaryjnych przekracza wszelkie możliwe wyobrażenie, jeśli chodzi o sytuację epizootiologiczną.
– Musiałyby być sytuacje naprawdę masowych zachorowań zwierząt, i to leczonych antybiotykami, żeby ten poziom zużycia był usprawiedliwiony – wskazuje. – A jeśli nie jest usprawiedliwiony, to antybiotyk po prostu stosuje się w celach hodowlanych.
Zdaniem dr. Hałata, wszelkie ograniczenia stosowania antybiotyków w praktyce hodowlanej – ale nie w leczeniu! – są jak najbardziej wskazane, lecz na przeszkodzie stoi niezwykle silne lobby hodowlane, dla którego sytuacja zdrowotna ludzi jest mniej ważna niż chęć zysku. Dlatego tendencje światowe rysują się w tym obszarze niekorzystnie. Unia Europejska, choć posiada przepisy weterynaryjne bardziej restrykcyjne niż te obowiązujące w innych częściach świata, nie zmierza w dobrym kierunku, gdyż premiuje niezdrową hodowlę przemysłową zamiast drobnotowarowej.
Sytuacja ta może się jeszcze pogorszyć po przyjęciu Transatlantyckiego Partnerstwa w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP) i umowy o wolnym handlu UE z Kanadą CETA, które otworzą rynek europejski m.in. na żywność zza Oceanu Atlantyckiego. W USA bowiem nadal jako antybiotykowe stymulatory wzrostu dopuszcza się stosowanie penicyliny, linkosamidów, makrolidów, w tym erytromycyny i tetracyklin u świń, a w przypadku bydła i drobiu flawofosfolipol, wirginiamycynę i monenzynę. A kanadyjskie ministerstwo zdrowia, choć w 2014 r. zdecydowało się na ograniczenie stosowania antybiotyków w celu poprawienia efektywności tuczu u wszystkich zwierząt hodowlanych, to jednocześnie dopuściło stosowanie antybiotyków jako środka prewencyjnego przeciwko chorobom. A to pozwala na dalsze stosowanie dotychczasowych praktyk, tyle tylko, że przyspieszenie wzrostu np. kurcząt stało się efektem ubocznym wykorzystania leku jako środka prewencyjnego przed infekcjami.