logo
logo

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Czekając na generała ”Nila”

Piątek, 16 września 2016 (18:43)

Aktualizacja: Piątek, 16 września 2016 (19:06)

Z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem, wiceprezesem Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Małgorzata Rutkowska

W ubiegłym roku złożył Pan na łamach „Naszego Dziennika” meldunek gen. Augustowi Fieldorfowi: „Jesteśmy blisko, Panie Generale”. Czy kolejny etap poszukiwań na Łączce doprowadzi do odnalezienia szczątków bohatera?

– Wierzę, że tak się stanie. Wchodzimy już niedługo, jeszcze we wrześniu, na obszar, który typujemy jako ten, gdzie mogły być pogrzebane szczątki pana generała. Przypomnę, że nasza hipoteza wynikała z faktu odkrycia w poprzednich latach pewnej wyjątkowej, dobrze przez nas udokumentowanej sekwencji pochówków ludzi, którzy zostali straceni w więzieniu przy Rakowieckiej w Warszawie, od początku grudnia 1952 roku do końca stycznia 1953 roku. Ta chronologia jest identyczna z chronologią wykonywania wyroków śmierci. A to oznacza, że jeżeli nie została ona zaburzona z jakichś powodów, to dziś znajdujemy się kilka metrów od miejsca, gdzie powinny być pogrzebane szczątki pana generała.

Udało się przenieść wszystkie groby, które na Łączce wzniesiono na kościach ofiar terroru komunistycznego?

– Tak, teren jest wolny. Mamy oczywiście pełną świadomość, że znalezione w tym miejscu szczątki pana generała, ale też innych osób, nie będą w układzie anatomicznym, jak w pierwszym i drugim etapie poszukiwań. Tym razem szczątki będą zniszczone. Osoby, które w latach 80. przygotowywały ówczesne groby, natrafiając przy kopaniu na kości ludzkie z lat 40. i 50., niestety niszczyły je. O tym, że tak było, przekonujemy się przy przenoszeniu pochówków. Bardzo często odnajdywane są w tej chwili fragmenty szczątków ludzkich.

Co się z nimi dzieje?

– Są na bieżąco zabezpieczane.

To kolejny dowód, że oprawcy i ich potomkowie chcieli zatrzeć ślady po zbrodni?

– Umieszczenie kwatery zasłużonych w miejscu, o którym doskonale wiedziano, że kryje ofiary systemu komunistycznego, bo są na to dokumenty, było świadomym, realizowanym z premedytacją działaniem maskującym.

Do rangi symbolu urasta fakt, że w jednym z tych grobów pochowano sędziego Romana Kryżego, który skazał na śmierć Witolda Pileckiego. Czy może tak być, że akurat w pobliżu stalinowskiego funkcjonariusza spoczywa niezłomny rotmistrz?

– Myślę, że tego się dowiemy dopiero w następnym roku. Proszę pamiętać, że musimy jeszcze podjąć prace pod murem cmentarza, tam, gdzie w tej chwili wciąż stoi kilkadziesiąt pomników z lat 80. To jest także teren do przebadania. Dopiero po zakończeniu wszystkich prac poszukiwawczych na Łączce będziemy mogli powiedzieć, gdzie doszło do takich wyjątkowych zdarzeń, że w pobliżu lub obok grobu człowieka z UB, z Informacji Wojskowej, sędziego czy prokuratora wojskowego z lat 40., 50. znaleźliśmy szczątki naszych bohaterów i czyje to były kości.

Jest Pan pewien, że usunięte zostały wszystkie przeszkody, które zatrzymały na trzy lata poszukiwania na Łączce?

– Ogromna większość, pozostały tylko maleńkie.

Jak będą przebiegały prace w trzecim etapie?

– Badany obszar zostanie podzielony na kilka mniejszych części. Będziemy pracowali inaczej niż w dwóch pierwszych etapach, ponieważ, jak powiedziałem, szukamy szczątków ludzkich, które nie znajdują się w jednej jamie grobowej. One są przemieszane, leżą wokół pomników z lat 80., także pod ścieżkami. Prowadziliśmy odwierty, więc dokładnie wiemy, że tak jest. A to oznacza, że tym razem będziemy musieli na sitach przesiewać cały urobek ziemi, piasku, po to, żeby nie pominąć nawet najmniejszych fragmentów szczątków ludzkich. Nie ma innej metody.

To wyjątkowo trudne zadanie, przede wszystkim dla archeologów.

– Mamy najlepszych ludzi, doskonale przygotowanych, i zapewniam, że zrobimy wszystko, by nikt nigdy nie mógł nam zarzucić jakiegoś uchybienia w naszych pracach albo podważyć ich wyników. Każda kosteczka, która jest tam pogrzebana, zostanie przez nas odnaleziona.

Dlatego przewiduje Pan jeszcze jeden, czwarty etap poszukiwań?

– Aż trudno uwierzyć, że ostatni etap rozpocznie się równo pięć lat od chwili, kiedy weszliśmy na Łączkę. Wielu ludzi nie uzmysławia sobie, jak wiele czasu upłynęło. Warto pamiętać, że to jest dowód naszych czasów, w których wprawdzie wiele osób mówi o swoim zaangażowaniu w proces poszukiwań, o hołdzie dla bohaterów, o potrzebie upamiętniania…

…ale rzeczywistość była inna.

– Wystarczy spojrzeć w kalendarz i zadać sobie pytanie: jak to możliwe, że miejsce, które wszyscy doskonale znamy od 2012 roku, gdzie nie było najmniejszych wątpliwości, że jest to pole, gdzie są pogrzebane szczątki naszych bohaterów, musiało być badane przez pięć długich lat.

Środowiska rodzinnie powiązane z komunistycznym aparatem terroru są ciągle bardzo wpływowe i silne.

– Myślę, że nie była to tylko ta przyczyna, o której pani mówi.

A jaka?

– W ciągu ostatnich lat można było zrobić w tej sprawie znacznie więcej, niż to zostało zrobione. Nie z naszej przyczyny stało się tak, jak się stało, że czekaliśmy tak długo. Nie będę wymieniał żadnych nazwisk i instytucji, które do tego doprowadziły. To zadanie dla dziennikarzy.

W IPN też istniała blokada?

– …

Liczy Pan na to, że prace przyspieszy powołanie własnej bazy genetycznej przez Instytut?

– Nie ma możliwości, żeby na identyfikację czekać cztery lata. To po prostu wykluczone. IPN w ciągu kilku najbliższych tygodni stworzy własną bazę genetyczną, będą w niej zabezpieczone próbki pochodzące ze szczątków, ale też materiał pobrany od rodzin.

Dlaczego Polska Baza Genetyczna w Szczecinie nie spełniła oczekiwań?

– Sytuacja, kiedy oczekujemy kilka lat, jak w przypadku Łączki, na identyfikację szczątków, jest dla Instytutu nie do przyjęcia. Sytuacja, kiedy na identyfikację „Inki” czekamy 7 miesięcy, na identyfikację „Zagończyka” 17, kiedy w momencie otwarcia jamy grobowej jesteśmy przekonani co do tożsamości osób tam znalezionych, jest dla nas absolutnie niewytłumaczalna. IPN w swojej działalności poszukuje najlepszych z możliwych współpracowników, a więc instytucji, które w tym wielkim dziele są w stanie nam pomóc. W tym przypadku jesteśmy zmuszeni, żeby stworzyć bazę genetyczną niezależnie od tej, która istnieje w Szczecinie.

Szczątki są często w złym stanie, materiał porównawczy słaby. A na pomyłkę genetycy nie mogą sobie pozwolić.

– IPN nie może nie mieć kontroli w zakresie badań, które zleca.

Nowa ustawa o IPN daje Instytutowi narzędzia do podjęcia prac poszukiwawczych ofiar zbrodniczych totalitaryzmów, począwszy od 1917 roku. Kogo będzie szukać podległy Panu pion?

– W tej chwili tworzymy Wydział ds. Poszukiwań i Identyfikacji. Nie maleńką komórkę złożoną z czterech osób, która istniała do tej pory, tylko biuro liczące kilkadziesiąt osób, które będzie realizowało działania w całym kraju, podzielone na kilka grup poszukiwawczych.

Tworzymy także specjalny Wydział Wschodni, który będzie zajmował się poszukiwaniami na Wschodzie. Mamy setki miejsc do przebadania na terenie dzisiejszej Ukrainy, Białorusi, Litwy. Tam są żołnierze Września, tam są zamordowani na Wołyniu, są nasi Żołnierze Wyklęci. Nie możemy ich tam pozostawić, nie podejmując wysiłku odnalezienia ich mogił. Te działania wreszcie będą mieć charakter taki, jaki powinny mieć. A więc będą realizowane przez państwo polskie, przez jego instytucje, w sposób zorganizowany, tak jak powinny być prowadzone od dawna. Taki jest nasz obowiązek. Tworzymy listę miejsc, gdzie będziemy mogli podjąć prace, niekiedy to będzie kontynuacja prac poprzednich, niekiedy będą to zupełnie nowe miejsca.

Państwo polskie upomni się w Rosji o ostatniego komendanta Armii Krajowej generała Leopolda Okulickiego, Delegata Rządu na Kraj Stanisława Jankowskiego?

– Upomnimy się o obywateli polskich zamordowanych przez okupantów sowieckich i niemieckich, zamordowanych przez UPA, upomnimy się o Wyklętych. O tym mogę zapewnić.

A co z kierunkiem zachodnim? Nie znamy miejsca pochowania szczątków generała Stefana Grota Roweckiego.

– Generał Grot Rowecki został zabity, a następnie jego zwłoki zostały skremowane. Nie wydaje mi się, aby w tej sprawie znalazły się jakieś dokumenty, które by zaprzeczały naszej dotychczasowej wiedzy.

Nie jest tak, że nasze działania będziemy prowadzić tylko do Odry i Nysy Łużyckiej. Wszędzie tam, gdzie ginęli nasi żołnierze, powinniśmy szukać takich miejsc. Jednym z nich jest Holandia, gdzie będziemy się starali zidentyfikować szczątki kilku żołnierzy – spadochroniarzy z Brygady Spadochronowej generała Stanisława Sosabowskiego.

Szukamy jednak setek tysięcy – w Polsce, na Wschodzie i na Zachodzie. Czy odnajdziemy ich wszystkich? Czy jedno pokolenie udźwignie tę misję?

– Praca jest rzeczywiście gigantyczna. Możemy teraz zrobić to, co jest w naszej mocy. Po pierwsze, zabezpieczyć materiał genetyczny od krewnych, od najbliższych ofiar, po to, żeby jeśli nie teraz, to za ileś lat można było do niego sięgnąć i wykonać badania porównawcze, identyfikacyjne. Po drugie, musimy zintensyfikować działania po to, żeby zespół pracował w kilku miejscach jednocześnie. Dziś mówimy otwartym tekstem: wracamy po naszych bohaterów. Wracamy po Polaków pomordowanych przez okupantów sowieckich, niemieckich, formacje nacjonalistów ukraińskich. Taki jest nasz obowiązek i my go spełniamy.

Dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,

zapraszamy do zakupu „Naszego Dziennika” w wersji elektronicznej

Małgorzata Rutkowska

Nasz Dziennik