Od prawie 17 lat toczy się w IPN formalne śledztwo w sprawie zbrodni popełnionej przez sowiecko-żydowską partyzantkę na Wileńszczyźnie 29 stycznia 1944 roku. Materiały jej dotyczące, czyli podstawowe dokumenty oraz dane kilkudziesięciu sprawców (z których bardzo wielu jeszcze wówczas żyło), zebrał i przekazał do IPN Kongres Polonii Kanadyjskiej. Wydawało się, że nic nie stało na przeszkodzie, aby podjęte zostały energiczne działania śledcze, prowadzące do aktu oskarżenia. Tak jak było np. w sprawie Jedwabnego.
Lakonicznie i bez efektów
Ofiarą zbrodni popełnionej z niezwykłym okrucieństwem (porównywalnym ze zbrodniami UPA) padło co najmniej 38 osób (według niektórych ustaleń nawet 45). Najmłodsza ofiara miała zaledwie dwa lata.
Niestety, co roku mamy lakoniczny, praktycznie taki sam komunikat pionu śledczego IPN, z którego wynika, że trwają różne czynności „w sprawie”, ale końca sprawy nie widać i możliwości symbolicznego choćby ukarania sprawców zmniejszają się do zera.
Oto fragment komunikatu IPN: „[…] Jak wynika z poczynionych ustaleń, w nocy z 28 na 29.01.1944 r. grupa partyzantów sowieckich otoczyła wieś i ok. 5-tej rano przystąpiła do ataku, który trwał 1,5-2 godziny. Pochodniami podpalano słomiane dachy domów, do wybudzonych, uciekających mieszkańców strzelano na oślep. W wyniku ataku zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. Część ofiar spłonęła w swych domach, część zginęła od strzału z broni palnej. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci. Spalono większość zabudowań, ocalało tylko kilka domów. […]
W toku śledztwa przesłuchano już świadków mieszkających w kraju, zakończono również poszukiwania dokumentów w polskich archiwach. Zwrócono się z odezwami o zagraniczną pomoc prawną do organów ścigania Republiki Białoruś, dwukrotnie do Republiki Litewskiej, do Federacji Rosyjskiej. Uzyskano obszerny materiał dowodowy w postaci zeznań mieszkańców Koniuch, naocznych świadków zbrodni i dokumentów archiwalnych (meldunki policji litewskiej, szyfrogramy partyzantów sowieckich, kopie akt osobowych partyzantów sowieckich, w których to aktach są adnotacje, że uczestniczyli oni w atakach, kopie dzienników bojowych sowieckich oddziałów partyzanckich). Ostatnio skierowano odezwę o pomoc prawną do organów ścigania Izraela”.
Wydaje się, że jedynym efektem tego śledztwa ma być coroczny, lakoniczny komunikat, a w tym czasie żyjący jeszcze sprawcy mają mieć po prostu spokój. Gdzie jest świat zawodowych moralizatorów, rzekomo wrażliwych na wszelkie krzywdy? Gdzie jest w tym wszystkim elementarna sprawiedliwość, niepozwalająca pewnej kategorii sprawców ujawniać i piętnować zgodnie z prawodawstwem „demokratycznego państwa prawnego”?
Żydowski cynizm
W historiografii izraelskiej – i szerzej, żydowskiej – w całym świecie Koniuchy były wspaniałym osiągnięciem partyzantki żydowskiej. Mieliśmy do czynienia z buńczucznym przechwalaniem się, że polskich ofiar było wielokrotnie więcej, bo nawet trzysta. I z przechwalaniem się, jak mordowano bezbronne ofiary i jak zabawiano się z ich zwłokami.
Cyniczne pochwalanie zbrodni i sposobu jej dokonania podprowadziły do ujawnienia w powojennych relacjach co najmniej kilkudziesięciu nazwisk sprawców. Innych można poszukać w wykazach „żydowskiego ruchu oporu” w Puszczy Rudnickiej, prowadzonych w Miles Lerman Center for the Study of Jewish Resistance (Center for Advanced Holocaust Studies przy United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie). Dalsze tego typu dane mogłyby ujawnić rzeczowe kwerendy w postsowieckich archiwach, gdzie przechowywane są ankiety osobowe owych „partyzantów”, zawierające również drastyczne opisy ich bojowych dokonań.
Ale i tak sporo wiemy o makabrycznych scenach z ogólnie dostępnych publikacji i wspomnień. Najbardziej przerażające są opisy zabawy, jaką żydowscy partyzanci urządzili sobie w spacyfikowanej wsi. Jak to szczegółowo opisał jeden z uczestników, użyli do tego ciał zamordowanych kobiet i mężczyzn (a może tylko ciężko rannych?): „Gdy dotarłem do oddziału, aby przekazać nowe rozkazy, zobaczyłem straszny, przerażający obraz. […] Na małej polance w lesie leżały półkolem ciała sześciu kobiet w różnym wieku i dwóch mężczyzn. Ciała były rozebrane i położone na plecach. Padało na nie światło księżyca. Jeden po drugim partyzanci strzelali trupom między nogi. Gdy kule dosięgały nerwów, trupy reagowały jak żywe. Drgały i wykrzywiały się przez kilka sekund. Trupy kobiet reagowały w bardziej gwałtowny sposób niż mężczyzn. Wszyscy partyzanci z tego oddziału brali udział w tej okrutnej zabawie, śmiejąc się w dzikim szaleństwie. Najpierw przestraszyłem się tym przedstawieniem, ale potem zaczęło mnie ono w chory sposób interesować. […] Im się nie spieszyło i dopiero jak trupy przestały reagować na kule, przemieścili się na nową pozycję” (Pol Bagriansky: Koniuchi, „Pirsumim. Publications of the Museum of the Combatants and Partisans”, Tel Aviv, nr 65-66 [grudzień 1988]).
Po powrocie do swych obozowisk „partyzanci” uczcili swe dzieło zabawami i powszechnym pijaństwem.