logo
logo

Zdjęcie: / Inne

„Jeż” się nie poddał

Piątek, 23 marca 2018 (22:48)

Z Haliną Nowowiejską, szwagierką por. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego ps. „Jeż”, żołnierza Armii Krajowej i Ruchu Oporu Armii Krajowej, rozmawia Adam Kruczek.

Jedna z historii opisanych przez Jacka Karczewskiego w książce „Śladami Niezłomnych” dotyczy Pani rodziny, por. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego „Jeża”.

– Poznałam go podczas okupacji niemieckiej. Przychodził ze swoim oddziałem do naszego domu na kwaterę. Był to oddział Armii Krajowej, jak to się mówiło „chłopcy z lasu”. Wpadali do nas dość często, żeby ogrzać się, zjeść coś ciepłego. Przebywanie w lesie wymagało wielkich wyrzeczeń. Zimy były wtedy bardzo ostre, mróz minus 30 stopni długo nie odpuszczał. I ogromne zaspy. Na naszym podwórku kopaliśmy wręcz tunele do obory czy innych budynków gospodarczych.

Skąd Pani pochodzi?

– Powiat mławski, gmina Janowiec, wieś Gołębie. To był pas nadgraniczny II Rzeczypospolitej. Granica przylegała dosłownie do naszych pól.

Jak Pani zapamiętała brata swojego przyszłego męża?

– Dla mnie jako niedoszłej gimnazjalistki, bo zdałam przed wojną do gimnazjum, był to poważny, dorosły człowiek, do tego nauczyciel, a przed wojną respekt dla nauczyciela był bardzo duży. Z szacunkiem więc obserwowałam jego zachowanie. Żołnierze przychodzili do nas przeważnie w grupie 6 do 7 ludzi. Widać było, że cieszył się ogromnym autorytetem wśród podkomendnych, choć sam zupełnie nie dawał odczuć, że jest ich zwierzchnikiem. Nie słyszałam, aby wydawał jakieś rozkazy czy komendy. On tylko mówił spokojnym głosem i widać było, że wszyscy się do tego stosowali. Powszechnie uchodził za odpowiedzialnego i dobrego człowieka. Musiał od początku okupacji ukrywać się przed Niemcami, bo groziło mu aresztowanie. Niemcy likwidowali na tym terenie polską inteligencję. Kto zdążył się ukryć, ten miał szanse na przetrwanie.

Po wkroczeniu Sowietów Wiktor Nowowiejski też nie miał szans na normalne życie?

– Komuniści zaraz na początku swoich rządów ogłosili amnestię i wielu z tych, którzy im uwierzyli, zostało potem aresztowanych i wywiezionych na Syberię. Z tego, co wiem, Zacheusz też początkowo chciał się ujawnić i iść do pracy, ale gdy zrozumiał, czym to grozi, wrócił do lasu. On był właśnie wśród tych żołnierzy, którzy nie mieli wyjścia. Mówił, a wiem to od męża Izydora, który wtedy miał z nim bliski kontakt, że się nie ujawni, będzie walczył do końca i nie odda się w ręce nowego wroga.

Co ludzie w Pani okolicy mówili o działalności por. Nowowiejskiego?

– Był powszechnie znany i ceniony za rozbicie więzienia w Mławie i uwolnienie kilkudziesięciu więźniów. Do tego więzienia trafiali tzw. kułacy, podejrzani politycznie, a także członkowie AK i NSZ. Zacheusz zgrupował kilka oddziałów pod swoim dowództwem i na początku czerwca 1945 roku rozbił więzienie. Zginęło w tej akcji trzech ubeków. Władza tzw. ludowa nie mogła mu darować swojej kompromitacji. Zaczęli go wszelkimi siłami tropić jako najbardziej niebezpiecznego na tym terenie „bandytę”. Jego śmierć odbiła się głośnym echem po całym powiecie, słyszałam o tym, zanim poznałam swojego przyszłego męża Izydora.

W jakich okolicznościach poległ brat Pani męża?

– Z tego, co wiem, jeden z jego kolegów z młodości, który wstąpił do partii i zajmował wysokie stanowisko w Szczecinie, zaproponował, że przez ten najtrudniejszy czas przechowa go gdzieś właśnie na Ziemiach Odzyskanych. Zacheusz szykował się do wyjazdu, gdy ktoś go zdradził. Tej nocy przebywał w domu rodzinnym, bo chciał się pożegnać. Przy okazji pomagał ojcu w pracach gospodarskich. Nie spał w domu, tylko na sianie w szopie. Był już spakowany, gdy 6 grudnia 1946 roku całe podwórko zostało obstawione przez ubeków i wojsko. Zacheusz zaczął uciekać między budynkami za stodołę w kierunku zarośli. Nie zdążył, bo został postrzelony. Mówił, że zawsze jedną kulę chowa dla siebie… Ktoś anonimowo przysłał rodzinie jego dwa pośmiertne zdjęcia. Widać na nich, że miał ślady po kulach: jedna na policzku na wylot i dwie w głowie.

Wiadomo, co stało się z ciałem?

– Ciało zabrali do UB w Przasnyszu. Rodziców aresztowali na kilka dni i pokazali im zwłoki. Gdy zidentyfikowali syna i chcieli go zabrać, Urząd Bezpieczeństwa definitywnie odmówił. Wiem od męża, że rodzice nawet zwracali się do Bieruta, ale dostali odpowiedź odmowną. Odpisali im, że nie wydadzą ciała, aby ludzie nie robili w czasie pogrzebu i przy grobie demonstracji. Do tej pory miejsce pochówku Zacheusza jest nieznane.

Rodzina próbowała szukać szczątków por. Nowowiejskiego?

– Wiem, że mój mąż Izydor, który był najmłodszym bratem Zacheusza, prowadził poszukiwania na jakimś śmietniku w Przasnyszu. Ktoś mu powiedział, że w tym czasie ubecy zakopywali w tym miejscu ciała. Nic nie znalazł, co o niczym jeszcze nie świadczy, bo przecież te szczątki mogą leżeć pół metra dalej, niż on kopał.

Pobrano materiał genetyczny od rodziny Pani szwagra?

– Przyznam się, że to po części moja zasługa, że brat Zacheusza, Henryk, przekazał do IPN swój materiał genetyczny. Pobrano go niedługo przed jego śmiercią, a był ostatnim z rodzeństwa. Myślę, że odnalezienie szczątków por. Nowowiejskiego byłoby prawdziwym cudem. Tyle tu przecież wokół nas lasów i pól. Przecież mogli go zakopać wszędzie.

Mówi się o tych żołnierzach, że byli wyklęci, ale też niezłomni. Które z tych określeń bardziej Pani odpowiada?

– Oni są i jednymi, i drugimi. Wyklęci, bo nie mieli szans przeżycia. Ale byli również niezłomni, bo mieli silną wolę i walczyli, choć byli na z góry przegranej pozycji.

Jak Pani odbiera obecną sytuację, w której Żołnierze Wyklęci weszli już chyba na stałe do panteonu polskich bohaterów narodowych?

– To im się po prostu należy. Trudno dziś o prawdziwych patriotów, więc takie wzory jak Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego są potrzebne. Ale trzeba zacząć od szkoły. Żołnierze Niezłomni muszą wejść do programów szkolnych, bo przez lata był to temat tabu. Niestety, to wszystko są spóźnione rzeczy. Od tamtych czasów wychowało się już kilka pokoleń. Dobrze pamiętam przedwojenną szkołę powszechną, gdzie było tak dużo patriotyzmu i to od najmłodszych klas. Dlatego później mieliśmy mocne podziemie niepodległościowe.

Czy por. Wiktor Zacheusz Nowowiejski ma jakiś symboliczny grób, gdzie można złożyć kwiaty i zapalić znicz?

– W miejscu rodzinnego gospodarstwa we wsi Zembrzus, tam gdzie urodził się i gdzie zginął, jest postawiony przez jednego z braci głaz z wyrytym napisem poświęconym jego postaci. Kamień z napisem jest widoczny od ulicy. Czasami interesują się nim harcerze. Jest też tablica na cmentarzu w Janowie, a także pomnik na polanie w lesie w okolicy Zembrzusa, gdzie stacjonowali partyzanci.

Dziękuję za rozmowę.


 

KSIĄŻKĘ MOŻNA ZAMAWIAĆ:

e-mail: zamowienia@naszdziennik.pl

tel. (12) 431 02 45, (22) 850 60 20

ZAPRASZAMY DO KSIĘGARŃ „NASZEGO DZIENNIKA”:

WARSZAWA, al. Solidarności 83/89, pn.-pt. w godz. 10.00-18.00, w soboty w godz. 10.00-15.00

KRAKÓW, ul. Starowiślna 26/4U, pn.-pt. w godz. 10.00-18.00

Adam Kruczek

Nasz Dziennik