logo
logo

Zdjęcie: Andrzej Kulesza/ Nasz Dziennik

Teatr nienawiści

Niedziela, 27 stycznia 2019 (12:22)

Rozmowa z Temidą Stankiewicz-Podhorecką, krytykiem teatralnym, publicystką

 

Czy jako krytyk teatralny widzi Pani zjawisko eskalacji lewicowych treści, przemycania ich do świadomości społecznej m.in. przez teatr, jak również przez szeroko pojętą kulturę?

– Niestety tak. Żyjemy w okresie trwającej i wciąż rozwijającej się rewolucji aksjologicznej, gdzie wartości moralne, estetyczne, poznawcze, religijne, kulturowe są nieustannie poddawane brutalnemu rewizjonizmowi, który przybiera różne formy. Przy tym relatywizacja wartości powoduje brak oparcia w czymś trwałym. A ponieważ u podłoża tkwi ideologia lewicowa, którą należałoby sklasyfikować jako neomarksistowską ze względu na program, zadania i cel, który realizuje, więc wszystkie siły skoncentrowane są na usunięciu z przestrzeni publicznej Pana Boga. Chrześcijaństwo stanowi dla tych środowisk główną przeszkodę w budowaniu wizji świata, a w nim człowieka bez Boga. Chrześcijaństwo bowiem wychowuje do miłości, a nie do nienawiści.

Bez względu na to, czy ideologię antychrześcijańską realizują środowiska tzw. liberalne, lewicowo-liberalne, lewicowe czy liberalno-demokratyczne, to fundament jest przecież ten sam: lewicowy, neomarksistowski. A to, że owe środowiska przybierają rozmaite nazwy, to chyba już nikogo nie zmyli, bo przecież widzimy, jak dziś wygląda kultura, która niemal w całości jest kształtowana przez lewicę. Śladowe wyjątki nie mają tu znaczenia, nie przebiją się przez lewicowy mur, bo są za słabe na stworzenie formacji alternatywnej, na tyle silnej, by miała zdecydowany wpływ na treści i formę przekazów zawartych w kulturze.

A poza Polską? Kto formuje dziś kulturę w Europie?

– Właśnie ludzie lewicy. A więc wszystkie te nurty, pseudofilozofie, prądy literackie tworzące kulturę, w tym teatr, mają jeden wspólny fundament: ideologiczny. Dotyka to wszystkich przestrzeni kultury, ale weźmy dla przykładu teatr. Tutaj nie wymiar stricte artystyczny i intelektualny stanowi priorytetowe kryterium przy doborze repertuaru, sposobie realizacji spektakli i ich formie inscenizacyjnej. Kryterium podstawowym jest podłoże lewicowo-ideologiczne, polityczno-poprawnościowe. Chodzi o to, aby w przedstawieniach świat był postrzegany z pozycji lewacko-liberalnej ideologii, z odrzuceniem wartości chrześcijańskich. A to prowadzi do niebezpiecznych konsekwencji.

Człowiek, jako postać w sztuce, jest ograniczony do materii. Został uprzedmiotowiony, pozbawiony sfery duchowej. A jak wiadomo, człowieka nie można inaczej postrzegać, jak tylko integralnie: poprzez sferę ducha, intelektu i ciała. Jak więc ten lewicowy teatr, odzierający człowieka z tego, co jest istotą człowieczeństwa, może przekazywać prawdę o osobie ludzkiej. Ponadto taki teatr, odbierający godność i degradujący człowieka do funkcji wyłącznie biologicznej, a nawet fizjologicznej, otwiera sobie furtkę do pomiatania człowiekiem i nieszanowania życia jako wartości nadrzędnej.

 

Czy według Pani przedstawienie „Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym jest tego przykładem?

– Jak najbardziej. I nie tylko ten spektakl, i nie tylko ten teatr. Ale właśnie to przedstawienie urosło do rangi pewnego wzorca dla innych teatrów i reżyserów, którzy obecnie wręcz prześcigają się w prezentowaniu na scenie niszczenia człowieka z jego wszystkimi przymiotami ludzkimi. Przy takim założeniu oraz przyjęciu zasady absolutnej wolności artystycznej, która jest z gruntu fałszywa, bo nie istnieje coś takiego jak totalna wolność artystyczna, polegająca na tym, że można z postacią ludzką na scenie zrobić wszystko. I właśnie w „Klątwie” to obserwujemy.

 

Co przemawia za tym, by „Klątwa” została zdjęta z repertuaru teatru?

– Wszystko, każda scena, każdy element tego spektaklu. To przedstawienie jest wyrazistym przykładem języka nienawiści. Mało tego, jest podżeganiem do nienawiści wobec Kościoła, katolików, polskich patriotów. Wykorzystywanie krzyży trzymanych w rękach aktorów ubranych w sutanny do obrzydliwych scen pornograficznych czy scena bluźniercza Julii Wyszyńskiej z figurą św. Jana Pawła II jest czytelnym dowodem nienawiści wobec ludzi wiary i nie tylko, bo wobec każdego przyzwoitego człowieka. Inna scena, ścięcia piłą krzyża, jest wymownym wyrazem zagrzewania do agresywnych zachowań wobec Kościoła, wiernych, a nawet niewierzących, bo krzyż Chrystusowy jest wpisany w nasze polskie dzieje, w naszą historię, tradycję. A już sytuacja, w której aktorka schodzi na widownię i mówi o zbiórce pieniędzy na wynajęcie mordercy, aby zabił Jarosława Kaczyńskiego, jest czytelna wprost. I niech dyrekcja Teatru Powszechnego nie ucieka od odpowiedzialności za nawoływanie do nienawiści i niech nie odwraca kota ogonem, pisząc oświadczenia, że prawica nie rozumie sztuki.

To, że kilka dni po zabójstwie Pawła Adamowicza, 16 stycznia, spektakl został zagrany z pominięciem owej sceny zbiórki pieniędzy na zamordowanie Kaczyńskiego, nie świadczy wcale o jakiejkolwiek ekspiacji ze strony teatru. Zespół, zamiast tej sceny, uczcił minutą ciszy pamięć Pawła Adamowicza. Brak owej przemocowej sceny dotyczył tylko tego jednego wieczoru. Następne przedstawienia „Klątwy”, jak zapewniał teatr w oświadczeniach, będą grane w całości, jak dotąd.

Teatr Powszechny podlega miastu. Dyrektor Paweł Łysak powinien już dawno utracić swoje stanowisko, ale zamiast tego teatr był przez poprzednią prezydent Warszawy, Hannę Gronkiewicz-Waltz, hojnie finansowany z naszych podatków. A teraz przy kontynuatorze Gronkiewicz-Waltz, prezydencie Rafale Trzaskowskim, też – jak widać – niczego temu teatrowi i jego dyrektorowi nie zabraknie.

Czy takich przykładów nienawiści, kierowanej w stronę katolików, osób o konserwatywnych poglądach, w teatrze jest więcej?

– Jest bardzo dużo. Doświadczyłam tego osobiście kilkakrotnie. Na przykład w warszawskim Teatrze Studio w maju 2018 roku po premierze „Żab”, spektaklu przygotowanym, myślę, specjalnie dla homoseksualistów, w reżyserii też zdeklarowanego homoseksualisty Michała Borczucha, zostałam zaatakowana – na szczęście była to napaść tylko słowna – przez grupę homoseksualistów. Tylko dlatego, że mam inne poglądy, że nie godzę się na propagowanie przez teatr wrogiej człowiekowi ideologii genderowej itp. To powoduje, że jestem nazywana homofobką. A warto pamiętać, że obecne mainstreamowe media piszące o teatrze to głównie tzw. salon o lewackiej ideologii i genderowym myśleniu. Trudno pominąć inne przykłady siania nienawiści na scenach teatralnych, jak choćby spektakl „Malowany ptak” według powieści Jerzego Kosińskiego, w reżyserii Mai Kleczewskiej, w koprodukcji kilku teatrów: Żydowskiego, Polskiego w Poznaniu i TR w Warszawie. Ten haniebny polakożerczy spektakl aż zionął językiem nienawiści wobec Polaków. Najkrócej można powiedzieć, że jego zadaniem było zminimalizowanie, nawet zdjęcie z Niemców winy za holokaust i przypisanie jej Polakom. Takie spektakle tworzą na świecie fałszywy wizerunek Polaka jako krwawego, jadowitego antysemity, który mordował Żydów. I to nie tylko w czasie wojny, ale i przed wojną, i po niej. Czy ktoś za ten fałszywy wizerunek Polaków w spektaklu będącym przecież jawną erupcją nienawiści, wręcz szczuciem na Polaków, poniósł jakiekolwiek konsekwencje? Ależ skąd. Chwalba w recenzjach mainstreamowych nie miała końca. Dodajmy, iż premiera odbyła się w 2018 roku, kiedy teatry powinny obchodzić stulecie odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę.

Dziękuję za rozmowę.

Drogi Czytelniku,

zapraszamy do zakupu „Naszego Dziennika” w sklepie elektronicznym

Paulina Gajkowska

Nasz Dziennik