Jak to jest z solidarnością i pomocą Unii Europejskiej dla uchodźców z Ukrainy, o których tak dużo mówią unijni decydenci?
– Jeśli chodzi o postawę Unii Europejskiej, nie jest to nic nowego. Większości dużych państw – członków Unii Europejskiej, nie zależy na celach politycznych, które my stawiamy w związku z wojną. Więcej jest gadania niż efektywnych działań. Szereg sankcji – pięć pakietów, zostało już wprowadzonych. Inna sprawa, jaka jest ich skuteczność. Musimy też brać pod uwagę okoliczności, sytuację w wielu krajach, gdzie stopniowo dochodzi się, jak np. w Niemczech, do pewnej próby rewizji polityki, która miała dotychczas zupełnie inne – prorosyjskie – cele. To jest proces. Rzeczywiście rozczarowujące jest to, że niedługo miną dwa miesiące od napaści rosyjskiej na Ukrainę, a Unia Europejska nie zdobyła się na strukturalną pomoc – zarówno dla Ukrainy, jak i dla państw nazwijmy to frontowych, takich jak Polska, które pomagają Ukraińcom, i to w różnej formie. To tylko pokazuje ogromny kryzys tej instytucji.
Od 24 lutego do Polski wjechały już blisko 3 mln uchodźców z Ukrainy, tymczasem z tym problemem pozostajemy wciąż sami. Fundusz solidarnościowy Unii Europejskiej, który utworzono, aby umożliwić reagowanie na poważne klęski żywiołowe, nie działa, brakuje pieniędzy. Natomiast jest propozycja przesuwania środków już wyasygnowanych na inne cele. Na co Unia jeszcze czeka?
– Unijne środki, które można rzekomo przesuwać, zostały przygotowane na realizację zupełnie innych celów, związanych z wyrównywaniem szans, zapóźnień poszczególnych krajów wewnątrz Wspólnoty. Jeśli te środki będą przesuwane na pomoc ukraińskim uchodźcom, to będziemy obniżać swoją konkurencyjność wobec pozostałych państw członkowskich. Z drugiej strony, w sytuacji wojny, kiedy pomagamy jak tylko można, są na nas nakładane unijne sankcje za tak absurdalne rzeczy, jak obrona Elektrowni i Kopalni Węgla Brunatnego „Turów”. Tym samym obniża się konkurencyjność Polski. To tylko pokazuje bezrefleksyjną postawę Unii Europejskiej, która jest w szoku i nie bardzo potrafi się odnaleźć w rzeczywistości, zachować i odpowiednio zareagować. To świadczy o głębokim kryzysie w sensie moralnym, ideowym oraz koncepcyjnym całej unijnej struktury. To pociąga za sobą skutki i nic dziwnego, że zaufanie do Unii Europejskiej w Polsce i poszczególnych krajach członkowskich – od momentu rosyjskiej agresji na Ukrainę – radykalnie zmalało. To pokazuje, w czyim interesie Unia Europejska działa, czyje interesy obsługuje, że nie działa w interesie wszystkich państw członkowskich, tylko przede wszystkim tych największych, jak Niemcy.
Niemcy są głównym hamulcowym ostrych sankcji, które mogłyby zastopować Rosję. Co ciekawe, sankcjom na rosyjski gaz sprzeciwiają się nie tylko władze, ale także niemieccy pracodawcy i związki zawodowe, które twierdzą, że rezygnacja z surowców oznaczałaby przestoje w produkcji i gwałtowne pogorszenie sytuacji gospodarczej.
– Niemcy zapominają, że Ukraina walczy o wyzwolenie swojego kraju spod okupacji rosyjskiej, ale walczy i ponosi najwyższe koszty także po to, żeby zatrzymać rosyjską nawałę przed jej rozlaniem się dalej na Europę. Taka postawa uzewnętrznia też potężny, moralny i ideowy kryzys Niemiec – państwa odpowiedzialnego za II wojnę światową i jej ogromne zbrodnie, które ma dzisiaj czelność pouczać innych. To pokazuje, według jakich standardów funkcjonuje państwo niemieckie – mianowicie według standardów opierających się wyłącznie na własnych interesach i zysku.
Niemiecki „Die Welt” uważa, że „Niemcy zrobiły więcej niż jakikolwiek duży kraj na świecie, aby wojna Putina była możliwa”.
– Zrobiły i nadal robią. Unia Europejska, która wyhodowała to imperialistyczne monstrum Putina i Rosję, każdego dnia wysyła Moskwie blisko miliard euro za ropę i gaz. Przodują w tym Niemcy, bo z jednej strony są autorami wielkich kontraktów z Rosją, a z drugiej – poprzez projekty Nord Stream 1 i Nord Stream 2 dążyli do omijania Ukrainy i centralnej Europy. Ten gazowy projekt miał na celu umożliwienie Putinowi wywołanie wojny bez kosztów zablokowania przesyłu gazu na zachód Europy. Była to realna zachęta dla Putina do tego, żeby takie działania poprowadzić. Zatem odpowiedzialność Berlina za wojnę jest ogromna. Natomiast reakcja w sytuacji, kiedy widać, że ta polityka była błędna, jest niewspółmierna do zagrożenia, jakie dzisiaj stanowi Rosja, oraz potrzeb związanych z przeciwstawieniem się agresorowi. Przypomnijmy, że wojna trwa już 55 dzień, i w tym czasie można było zrobić cały szereg rzeczy, żeby zmienić sytuację i zastopować Putina. To wszystko sprawia, że dzisiaj kanclerz Olaf Scholz jest w ogniu krytyki także w Niemczech.
Jeszcze do niedawna postawa niemieckiego społeczeństwa była zupełnie inna. Co się przyczyniło do zmiany spojrzenia?
– To, co na pewno się zmieniło, to stosunek mediów niemieckich, które nie są już dzisiaj tak prorosyjskie, jak były jeszcze jakiś czas temu – stąd problemy rządu w Berlinie, niska ocena społeczna kanclerza Scholza i jego gabinetu. Zresztą sam Olaf Scholz jest także pod presją biznesu niemieckiego i zdaje sobie sprawę, że jest od niego zależny, więc boi się podjąć radykalne ruchy. To wszystko powoduje bankructwo polityki niemieckiej, która jest dzisiaj w ogonie Europy i realnych działań, jeśli chodzi o sytuację na Ukrainie. Podobnie rzecz ma się w przypadku Francji. Jednocześnie Niemcy i Francja są wciąż na tyle silne, żeby być hamulcowymi, bastionami wstrzymywania ostrych sankcji przeciwko rosyjskiemu reżimowi.
Mariupol – garstka żołnierzy broni się ostatkiem sił w zakładach metalurgicznych Azowstal. Rozpoczęła się też druga faza operacji rosyjskiej, która ma na celu zdobycie i opanowanie wschodniej części Ukrainy. Bitwa o Donbas przybiera na sile. Czy wobec pełnowymiarowej inwazji na Ukrainę świat Zachodu okaże się bardziej zdecydowany, żeby jeszcze bardziej pomóc Ukrainie odeprzeć rosyjskiego agresora?
– Mariupol właściwie nie był do obrony, zresztą Rosjanie mają jeden cel: zrównać miasto z ziemią. Donbas, który miał kluczowe znaczenie dla ukraińskiej gospodarki, jest także ważny dla przyszłości Ukrainy. Stąd bitwa o Donbas może być kluczowa, może zdecydować o losach nie tylko wojny na Ukrainie, ale też o przyszłości tego państwa. Dlatego jego obrona jest tak ważna. Jeśli zaś chodzi o broń konieczną dla obrony Ukrainy, to owszem słyszymy o dostawach. Są też oficjalne komunikaty, które ze zrozumiałych względów docierają do nas z opóźnieniem. Pamiętajmy też, że jest mgła wojny w sensie informacyjnym, i do końca nie wiemy, do jakiego stopnia Ukraińcy byli dozbrojeni przez Stany Zjednoczone i inne kraje, w tym również Polskę. Nie wiemy, czy Zachód zdążył dostarczyć Ukrainie wystarczające ilości broni do skutecznego odparcia rosyjskiej napaści. To dopiero pokaże frontowa praktyka. Na pewno mieliśmy wyścig z czasem, gdzie z jednej strony Rosja, a z drugiej Ukraina i Zachód starali się zmobilizować odpowiednie siły.
Nie ma wątpliwości, że od początku było wiadomo, że na wschodzie Ukrainy rozegra się ostateczna bitwa.
– Owszem i ta bitwa może rozstrzygnąć o losach tej wojny, kto wyjdzie zwycięsko, a kto poniesie porażkę. Oczywiście, Rosjanie do pewnego stopnia już przegrali, bo spod Kijowa musieli się wycofać, musieli przeformować swoje oddziały, więc nie prowadzą już pełnoskalowej ofensywy, tak jak to było pierwotnie, a tylko w określonych miejscach. Mówi się o czterystukilometrowej linii frontu. To nie jest mały front, ale przypomnijmy, że na początku Rosjanie prowadzili ofensywę na kilku tysiącach kilometrów, co, jak widać, zmienia architekturę tych działań. Według najnowszych danych na wschodzie Ukrainy rozegra się rozstrzygająca bitwa tej wojny i czas pokaże, czy pomoc Zachodu dla Ukrainy była dostateczna. Proszę też zwrócić uwagę, że od początku wojny wiele się zmieniło w podejściu Zachodu do wydarzeń na Ukrainie, gdzie mówiono, że ciężki sprzęt – broń ofensywna – nie będzie tam dostarczany. Im bardziej ujawniały się rosyjskie zbrodnie, tym presja była coraz większa i zmiana stosunku Zachodu do tych spraw też ulegała rewizji, a co za tym idzie wsparcie militarne też rosło. Swojego podejścia, oczywiście, nie zmienili Niemcy, ale Stany Zjednoczone – owszem tak i wydaje się, że na Ukrainę poszło dużo sprzętu. Można powiedzieć, że tak długo jak Zachód będzie pomagał, tak długo Ukraina będzie walczyć i są duże szanse na zwycięstwo.
A jaką rolę w tej wojnie może odegrać morale żołnierzy? Jeśli chodzi o Rosjan, to nie jest ono najlepsze. Dla przykładu żołnierze z rosyjskiej Floty Czarnomorskiej – 126. Brygady Obrony Wybrzeża, stacjonującej na Krymie, która straciła już 75 proc. personelu, odmawiają walki…
– Ta wojna pokazuje, jak ogromne znaczenie ma morale. Przynajmniej dotychczasowe wydarzenia świadczą o tym, że morale ukraińskie jest o wiele wyższe niż rosyjskie, co może spowodować, że Ukraińcy się obronią, a to by była ogromna klęska Rosjan i samego Putina. Jak dotąd patrzymy na wydarzenia z frontu, ale nie sposób wszystko zobaczyć, patrząc z pewnej perspektywy. Po wojnie, daj Boże, wygranej przez Ukraińców będziemy mądrzejsi, bo dzisiaj do końca nie wiemy, jaka w tej chwili jest proporcja sił. Jedno jest pewne, że jeśli chodzi o morale, to widać, że Ukraińcy są o wiele bardziej zmotywowani, bronią swojej ojczyzny, więc są w innej sytuacji niż rosyjscy żołnierze wysyłani na front, nie bardzo wiedząc po co, w jakim celu. Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy informuje, że oddziały rosyjskie z anektowanego Krymu odmawiają walki z powodu znacznych strat. Nic dziwnego, że wielu rosyjskich żołnierzy odmawia walki, ale giną też ważni dowódcy, co również jest demoralizujące dla wojska. Ponadto ważna jest także kwestia wyposażenia w odpowiedni sprzęt. Rosjanie – jak widać – rzucają wszystkie siły, aby tę walkę wygrać, a Ukraińcy podobnie rzucili ogrom swoich sił na front i zobaczymy, jak to się potoczy. Nie sposób jest dzisiaj wyrokować, bo informacje, jakie posiadamy – jak to w czasie wojny – zawsze są szczątkowe i uwarunkowane, stąd też nie możemy być do końca pewni ich wiarygodności.