O dążeniu do przystąpienia do genderowej konwencji stambulskiej szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówiła od samego początku obecnej kadencji. To element priorytetów Brukseli na lata 2019-2024, który dotychczas zdawał się niemożliwy do realizacji ze względu na wieloletnią praktykę funkcjonowania prawa unijnego. Aby Unia Europejska mogła przystąpić do konwencji międzynarodowych zawierających regulacje dotyczące kompetencji wyłącznych państw członkowskich, wymagana jest zgoda wszystkich państw członkowskich. Od dłuższego czasu Polska z szeregiem innych państw sygnalizowały weto tego pomysłu. Bruksela wyszła jednak z własną inicjatywą legislacyjną w postaci dyrektywy antyprzemocowej, przesiąkniętej genderową ideologią,
a w rzeczywistości podważającej system ochrony kobiet przed przemocą. W trakcie negocjacji ten podstępny plan spotkał się ze sprzeciwem Polski i innych państw szanujących tradycyjne wartości. Podkreślaliśmy, że projekt dyrektywy w warstwie merytorycznej był niedopracowany, a polskie standardy ochrony przed przemocą są znacznie wyższe. Było ewidentne, że dyrektywa została przygotowana na ideologiczne zamówienie. Po raz kolejny lewica chciała instrumentalnie wykorzystać temat przemocy wobec najsłabszych – kobiet, dzieci, seniorów, do forsowania swoich nieludzkich, absurdalnych koncepcji. W ostatnich miesiącach Komisja Europejska zorientowała się, że projekt dyrektywy nie ma szans na powodzenie. Ale jak nie drzwiami, to oknem: postanowiono porzucić własną propozycję legislacyjną i obejść prawo UE, żeby narzucić konwencję stambulską bez wymaganej jednomyślności.
Drogi Czytelniku! Więcej można przeczytać w papierowym wydaniu „Naszego Dziennika” dostępnym w punktach sprzedaży prasy lub w wersji elektronicznej TUTAJ.