logo
logo

Zdjęcie: Fot. Arch./ Inne

Próba wywarcia presji na państwa Zachodu

Poniedziałek, 27 marca 2023 (15:57)

Z dr. hab. nauk wojskowych, profesorem Społecznej Akademii Nauk, Romualdem Szeremietiewem, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej

Panie Profesorze, co oznacza deklaracja Putina o rozmieszczeniu taktycznej broni jądrowej na Białorusi?

– Putin, któremu front na Ukrainie najwyraźniej trzeszczy, nie ma wyjścia i musi ściągać z Białorusi wojsko, które wcześniej tam wysłał. W związku z tym, rozmieszczając tam – niejako w zamian – taktyczną broń jądrową, chce pokazać, że ciągle jest tam silny. Jest to zatem swojego rodzaju ubezpieczenie tego północnego odcinka frontu przeciwko Ukrainie. Mają to symbolizować samoloty
i rakiety, ale na szczęście z tego kierunku nie uruchomiono żołnierzy. Widać teraz, że nie zostaną oni uruchomieni, ponieważ natarcie od strony Białorusi wymagałoby obecności dużej ilości wojska – Rosjan, bo białoruscy żołnierze zdaje się nie bardzo mają ochotę wykonywać zbrodnicze rozkazy Putina.

Co ciekawe, deklarację o rozmieszczeniu taktycznej broni jądrowej na Białorusi ogłasza Putin, a nie Łukaszenka. Czy to oznacza, że białoruski satrapa nie ma już nic do powiedzenia w sprawach Białorusi?

– Łukaszenka już wcześniej, bo zdaje się w 2021 roku, proponował Putinowi rozmieszczenie na terytorium Białorusi broni jądrowej, dokonał też stosownych zmian
w konstytucji odnośnie do neutralnego statusu Białorusi. Natomiast Putin rządzi Białorusią, bo Łukaszenka jest słaby i nie ma możliwości, żeby przeciwstawić się Moskwie. Ma też świadomość, że na Zachodzie jest całkowicie skompromitowany, przegrany – tym bardziej gdyby sam próbował tego typu decyzje ogłaszać. To pokazuje, że Łukaszenka jest w sytuacji bez wyjścia, ale sam się w to wmanewrował, więc musi ponieść konsekwencje.

Jakie znaczenie od strony wojskowej ma rozmieszczenie przez Rosjan taktycznej broni jądrowej na Białorusi?

– Biorąc pod uwagę sytuację na froncie ukraińskim i całość tej operacji, którą rosyjscy okupanci próbują wykonywać, trzeba powiedzieć, że północne skrzydło wojskowe na Ukrainie – choć nieaktywne – jest z punktu widzenia Putina bardzo istotne. Dlatego rosyjski zbrodniarz wojenny nie może sobie pozwolić na to, żeby Zachód i Sojusz Północnoatlantycki odebrał, że Rosja na tym odcinku białoruskim jest słaba. Stąd wymyślił sobie rozmieszczenie tam taktycznej broni jądrowej. Zatem Putin chce trzymać w ryzach opinię publiczną, a ponadto chce pokazać, że kontroluje Białoruś.

Czy rozmieszczenie przez Rosję ładunków jądrowych to tylko straszenie, prężenie muskułów, szantaż, czy mogą pójść za tym realne działania?

– Nie, nie sądzę. Putin, sięgając po tego typu środki, próbuje wywrzeć presję na państwa Zachodu, ale bez konsekwencji. Może to zatem być element wojny informacyjnej. Może to być też reakcja na przekazywanie przez Zachód Ukrainie czołgów i innych systemów obronnych. Natomiast sprawą dodatkową, na którą należy zwrócić uwagę, jest fakt, iż Putin ma świadomość, że Polska się zbroi, że wzmacnia swój potencjał obronny, w tym również artyleryjski, którego Rosjanie widać się obawiają – mam na myśli amerykańskie wyrzutnie artylerii rakietowej HIMARS oraz koreańskie wieloprowadnicowe wyrzutnie K239 Chunmoo. To jest broń precyzyjna pozwalająca naszemu wojsku na rażenie celów nawet do trzystu kilometrów i paraliżowanie manewrów przeciwnika. Dlatego jeśli Rosja umieści – jak zapowiada – taktyczną broń jądrową na Białorusi, to na pewno w odległości nie mniejszej jak trzysta kilometrów od Polski.    

Tak czy inaczej, biorąc pod uwagę, że Łukaszenka nie ma nic do powiedzenia, nie oznacza to, że w tej chwili mamy właściwie już nie granicę z Białorusią, ale z Rosją?

– Myślę, że to mimo wszystko jest zbyt daleko idące stwierdzenie. 

Co by jednak nie powiedzieć, Putin wciąż destabilizuje sytuację na świecie. Czy nie jest zatem potrzebna jakaś zdecydowana reakcja społeczności międzynarodowej?

– Na zdecydowaną reakcję nie liczyłbym, ponadto nie bardzo wiem, na czym taka ewentualna reakcja miałby polegać i kto miałby tak zdecydowanie reagować. Na razie jest stanowisko NATO oraz Stanów Zjednoczonych – w czym bardzo istotny udział ma Polska – mam na myśli wspieranie humanitarne i militarne Ukrainy. I to jest w tym momencie wszystko – jeśli chodzi o reakcję Zachodu na działania Rosji. Natomiast jeśli rosyjskie taktyczne ładunki jądrowe znajdą się na Białorusi, to pewnie także Mińsk zostanie objęty dodatkowymi sankcjami, co zresztą Amerykanie zdaje się już zapowiedzieli. Proszę pamiętać, że umieszczenie taktycznej broni jądrowej na Białorusi byłoby złamaniem porozumienia o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej.

Ukraina planuje kontrofensywę na froncie. Kiedy mogłoby to nastąpić i jakie mogą być tego efekty?

– Na razie kierownictwo sił ukraińskich chyba ustala, z jakiego miejsca należałoby ruszyć. Mamy więc – po pierwsze – straszenie Rosji, że takie działania rozpoczną się być może niebawem, a po drugie – wskazywane są różne kierunki tych ewentualnych ukraińskich uderzeń. Jest też pytanie, po co strona ukraińska armia to robi i jakie to może mieć skutki. Ukraińcy chcą w ten sposób zmusić Rosjan do przesuwania swoich wojsk – głównie z rejonu Bachmutu i okolic, gdzie zbrodniarze Putina próbowali uskuteczniać jakąś ofensywę – na odcinki, które – według zapowiedzi ukraińskich – Rosja może uważać za zagrożone i w związku z tym musi się tam umocnić, zgromadzić większe siły. Otóż osobiście cały czas podnoszę, że na wojnie ważne jest uzyskanie przewagi nad przeciwnikiem, którego chcemy pokonać. Przyjmuje się, że taka przewaga powinna być jak 3 do 1, jeśli chodzi o siłę tzw. żywą, czyli żołnierzy. Skoro Ukrainy na froncie broni ok. 700 tysięcy żołnierzy, co więcej, ukraińskie dowództwo zapowiada – mówił o tym ostatnio naczelny dowódca sił zbrojnych Ukrainy gen. Wałeryj Załużny – że liczba ta ma zostać zwiększona do miliona, to oznacza, że Rosja, myśląc o opanowaniu Ukrainy i zwycięstwie, musi mieć na froncie co najmniej 3 miliony żołnierzy. Tymczasem, jak podają zachodnie źródła, po tzw. częściowej mobilizacji Rosja zdołała zgromadzić jedynie pół miliona osób, a to stanowczo za mało. I Rosjanie – dość ryzykownie – postanowili przełamać front w jednym miejscu – padło, zdaje się, na Bachmut, ale żeby ten plan zrealizować, to muszą mieć istotną przewagę. Żeby tę przewagę uzyskać, musieli z innych odcinków frontu zabierać żołnierzy i przenosić ich w okolice Bachmutu.

Co to oznacza ze strategicznego punktu widzenia?

– To oznacza, że tym samym Rosjanie osłabiają pozostałe odcinku frontu. I może to trwać dopóty, dopóki w tych właśnie osłabionych przez Rosjan miejscach Ukraińcy nie zaatakują. Jeżeli Ukraińcy rozpoznają, a mają takie możliwości, w którym miejscu Rosjanie rzeczywiście się osłabili, to oczywiście w tych rejonach uderzą. Dlatego uważam, że cały ten szum informacyjny, straszenie Rosjan, a także deklaracje, które składa strona ukraińska, mają temu właśnie służyć. Innymi słowy mają one wypracować jasną z punktu widzenia dowództwa ukraińskiego sytuację operacyjną, taktyczną. Myślę, że to, co mówił sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, że Ukraina została w sposób wystarczający doposażona w sprzęt i uzbrojenie, które wystarczy na przeprowadzenie skutecznej ofensywy, odpowiada prawdzie.

Skąd zatem ciągłe apele prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o więcej broni?

– To, że strona ukraińska cały czas domaga się jeszcze większych dostaw broni – twierdząc, że ma tego sprzętu za mało – to może być taktyka. A więc może to być prawda, ale może to być też informacja wysyłana nie do Zachodu, ale do Rosjan, że Ukraina nie jest jeszcze w stanie uderzyć. Tymczasem atak może nastąpić w najmniej spodziewanym miejscu i momencie.

W Wielkiej Brytanii zakończyło się szkolenie ukraińskich żołnierzy w obsłudze czołgów Challenger 2, a to zapowiada dostawy kolejnych rodzajów uzbrojenia na front ukraiński...

– Takie szkolenia trwają nie tylko w Wielkiej Brytania, ale także m.in. w Polsce. Zresztą te szkolenia rozpoczęły się jeszcze przed rozpoczęciem przez Rosję działań wojennych. Wspomnę tylko, że odbywały czy odbywają się szkolenia w naszych polskich jednostkach wojskowych ukraińskich czołgistów z jednostek bojowych, które walczą na froncie, i ci żołnierze po odbytym szkoleniu tymi czołgami pojechali dalej walczyć na front. Informacje o takich szkoleniach nie były zresztą specjalnie ukrywane. Ukraińcy postępują bardzo rozsądnie – mają mądrze przemyślaną strategię obrony swojego kraju i do tej strategii dostosowali armię. Co więcej, elementy tej strategii, które się sprawdzają i pomagają Ukraińcom wygrywać na froncie, są cały czas umacniane. Jednym z tych elementów jest szkolenie żołnierzy w obsłudze technicznej sprzętu, jaki z Zachodu trafia na ukraiński front i który – co widać – góruje nad sprzętem, jakim dysponuje armia rosyjska.

Wachlarz sprzętu wojskowego, jaki trafia na Ukrainę, cały czas się rozszerza. Czy po czołgach oraz pierwszych samolotach
MiG-29, jakie przekazuje Polska, mogą pójść kolejne rodzaje uzbrojenia, także inne samoloty?    

– To jest proces dozbrajania Ukrainy, który cały czas trwa
i z pewnością z czasem pojawią się kolejne elementy wyposażenia armii, które Ukraina otrzyma. Polska jest pierwszaą, która przekazuje czy przekazała już myśliwce MiG-29 Ukrainie, ale również Słowacy dostarczyli swoje tego typu maszyny. Pamiętajmy, że jeśli chodzi o MiG-29, są to samoloty, do których obsługi ukraińscy piloci nie muszą się specjalnie szkolić. Myślę, że będą kolejne etapy przekazywania tego sprzętu, który pozwoli Ukraińcom wygrać tę niszczycielską wojnę z rosyjskim najeźdźcą. Trzeba też powiedzieć, że Ukraina ponosi ogromne straty, straty ponosi też wojsko ukraińskie, bo tysiące żołnierzy ginie na froncie. I o tym trzeba pamiętać, że straty sprzętowe i ludzkie ponoszą nie tylko Rosjanie. Mam jednak nadzieję, że cała ta wojna zakończy się pomyślnie
z naszego punktu widzenia.

                 Dziękuję za rozmowę.   

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl