Jak nazwać działania marszałka Szymona Hołowni, który próbował wpływać na decyzje prawne w sprawie Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, omijając biuro podawcze Sądu Najwyższego, kierując pismo do prezesa Izby Pracy Piotra Prusinowskiego i de facto zwracając się o – jak to określił – „powierzenie sprawy składowi orzekającemu, który nie podważy zaufania, jakie sądownictwo powinno wzbudzać w społeczeństwie demokratycznym i państwie prawnym”?
– To jest de facto łamanie prawa, to jest nic innego, jak ingerowanie przedstawiciela władzy ustawodawczej
w funkcjonowanie władzy sądowniczej, czyli dekompozycja systemu prawnego. Zgodnie z przepisami o tym, jacy sędziowie mają uczestniczyć w rozpoznaniu tej czy innej sprawy, decyduje losowanie, a nie marszałek Sejmu. Przypomnę, że odwołanie posłów Mariusza Kamińskiego
i Macieja Wąsika poszło do konkretnej izby – Izby Kontroli
i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego – i to, że marszałek Sejmu Szymon Hołownia zmienia adresata odwołania Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego od decyzji
o wygaszeniu im mandatów i kieruje je do Izby Pracy
i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, w państwie prawa jest absolutnie nie do pomyślenia.
Czyżby marszałkowi Hołowni obca była zasada o trójpodziale władz?
– Jako drugiej osobie w państwie ta zasada nie powinna być obca, ale – jak widać – jest. Pokutuje to, że funkcję marszałka Sejmu RP piastuje poseł, który pierwszy raz zasiada w Sejmie, osoba, której po prostu brakuje wiedzy, kompetencji do sprawowania tej funkcji.
Jeśli druga osoba w państwie próbuje ustalać skład sędziowski, który ma orzekać w danej sprawie, to jak to określić? Czy nie jest to stawianie się de facto ponad prawem?
– W tym wypadku tak. Wszelkie ingerencje w sprawy, które nie są w kompetencji takiej czy innej osoby, piastującej bądź co bądź ważny urząd w państwie, jest to też łamanie obowiązującego prawa. Nic więc dziwnego, że politycy Solidarnej Polski złożyli doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez marszałka Sejmu, który próbuje wpływać na to, jacy sędziowie powinni orzekać w danej sprawie. Myślę, że prokuratura powinna się zająć tą sprawą i dogłębnie ją zbadać.
O czym to świadczy, jeśli minister sprawiedliwości Adam Bodnar podejmuje określone decyzje i dopiero w dalszej kolejności ma szukać podstaw prawnych? Tusk mówi, że jego formacja będzie postępować zgodnie z prawem – tak jak oni je rozumieją – a marszałek Hołownia próbuje wpływać na to, jaka izba i jacy sędziowie mają decydować
w przedmiotowej sprawie?
– To, czego jesteśmy obecnie świadkami, to, o czym pan redaktor przypomniał, to wszystko wygląda na montowanie systemu totalitarnego w Polsce. Systemu, który nie jest oparty na prawie, tylko na sile i determinacji tych, którzy sprawują władzę. Oni posiadają wszystkie instrumenty, które pozwalają skutecznie sprawować władzę, natomiast prawo – jak widać – zupełnie się dla nich nie liczy. Jeśli minister Adam Bodnar sam mówi, że najpierw zostały podjęte działania, na przykład wobec mediów publicznych, a potem będą szukać do tego podstaw prawnych, to zakrawa to na jakąś kpinę. Coś takiego trudno sobie wyobrazić w państwie prawa. Swoją drogą w kwestii likwidacji mediów publicznych złamano prawo, i to wielokrotnie, i nikt z rządzących, którzy to prawo łamią, tym faktem się nie przejmuje. To jednak nie wszystko, bo pojawiają się groźby pod adresem Trybunału Konstytucyjnego czy Krajowej Rady Sądownictwa, słyszymy bowiem, że zabiorą się też za te instytucje konstytucyjne. Media publiczne przejęli na podstawie uchwały sejmowej, która z punktu widzenia prawa nie ma żadnego znaczenia, i tutaj też padają podobne sugestie. Co więcej, słyszymy też groźby pod adresem prezesa Narodowego Banku Polskiego prof. Adama Glapińskiego. To tylko pokazuje, że ekipa Tuska chce za wszelką cenę wprowadzić w Polsce walutę euro, co byłoby katastrofą dla polskiej gospodarki i finansów państwa, ale także tragedią dla zwykłych Polaków. W wyniku wprowadzenia w Polsce euro wszyscy zbiedniejemy, ale to nie przeszkadza ekipie Tuska, żeby forsować ten plan, wykonując ślepo dyrektywy z Brukseli i z Berlina. Przeszkodą w realizacji tego szkodliwego procesu jest prezes Glapiński, którego chcą usunąć za wszelką cenę, co więcej, chcą prezesa NBP postawić przed Trybunałem Stanu, nie bardzo wiedząc, za co. To przypomina działania z zamierzchłych czasów
i zasadę obowiązującą w PRL-u – „dajcie mi człowieka,
a paragraf się znajdzie”. Odnoszę wrażenie, że mamy dziś w Polsce do czynienia z montowaniem systemu totalitarnego. W dodatku to, co robi się z posłami Mariuszem Kamińskiem i Maciejem Wąsikiem, którzy walczyli z korupcją, pokazuje, że za wszelką cenę chcą ich pozbawić immunitetów i zamknąć do więzienia. Widać ekipie Tuska potrzebni są więźniowie polityczni, a wszystko po to, żeby zamknąć usta i zastraszyć polskie społeczeństwo. Obawiam się, że niedługo cele więzienne mogą się zapełniać.
Gdzie wobec tego, co dzieje się dzisiaj
w Polsce, jest Komisja Europejska, gdzie są unijni obrońcy praworządności na czele
z Věrą Jourovą?
– To jest element politycznych igrzysk. Przecież od początku było wiadomo, że krytyka Prawa
i Sprawiedliwości za rzekomy brak praworządności była zwyczajnie lipą i czepianiem się, zwłaszcza że rozwiązania, jakie wprowadzało PiS, od dawna są stosowane w innych krajach Europy. Przypomnę tylko ataki na Krajową Radę Sądownictwa, która rzekomo jest nieważna, bo częściowo wybierali ją nie sędziowie, podczas gdy tak się dzieje w połowie państw Unii Europejskiej i jakoś nikt z tego nie robi zagadnienia. Zresztą te zarzuty o brak praworządności zaczęły wyparowywać z chwilą, kiedy władzę objął Donald Tusk i wtedy dowiedzieliśmy się, że zdaniem Brukseli w Polsce dotąd rządziły ugrupowania niewłaściwe, czyli ugrupowania o charakterze prawicowo-chrześcijańskim, które dla panów z Brukseli i Berlina są niedopuszczalne, bo Polską – w ich mniemaniu – powinny rządzić ugrupowania lewicowo-liberalne, czyli Donald Tusk. Trzeba więc było zrobić wszystko, żeby ten scenariusz się ziścił i żeby Tuskowi i jego ludziom ułatwić przejęcie władzy w Polsce.
I temu służyły tzw. kamienie milowe, te wszystkie progi
i bariery w postaci chociażby blokowania Polsce środków
z Krajowego Planu Odbudowy, ponadto rozmaite sankcje, kary, połajanki – wszystko to miało służyć utrudnieniu Zjednoczonej Prawicy rządzenia Polską i wprowadzania reform.
Czy tej sytuacji, którą mamy dzisiaj, jednak można było uniknąć i czy to rozpasanie się władzy Tuska już na starcie nie jest też pewnym pokłosiem nieprzeprowadzenia do końca przez rząd Zjednoczonej Prawicy reformy wymiaru sprawiedliwości? Wiemy, że były protesty ze strony Brukseli, ale może trzeba było mimo wszystko dopiąć swego?
– Zgadzam się, trzeba było więcej konsekwencji, a mniej uległości wobec Brukseli. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. PiS oczywiście popełniło cały szereg błędów, ale rządząc osiem lat, trudno ustrzec się ich całkowicie. Zwłaszcza druga kadencja była skrajnie trudna dla rządu premiera Mateusza Morawieckiego, na co złożyło się wiele niesprzyjających sytuacji, jak covid, wojna na Ukrainie, światowy kryzys ekonomiczny. Trudno więc nie dziękować Zjednoczonej Prawicy, że i tak względnie suchą stopą przez te przeszkody nas przeprowadziła. Wojna na Ukrainie wprawdzie wciąż trwa i trudno przewidzieć, kiedy
i jaki będzie jej finał, ale i tak jako Polska dokonaliśmy na polu pomocy Ukrainie wielkiego dzieła. Do tego trzeba też dodać mądre działania poprzedniej władzy dotyczące wzmacniania bezpieczeństwa państwa polskiego
i rozwijanie systemów wojskowych, co niekoniecznie musi być kontynuowane, bo już słyszymy, że Tusk w projekcie budżetu obniżył wydatki na obronność, co może być niezwykle niebezpieczne, biorąc pod uwagę zapędy Moskwy. W każdym bądź razie PiS na wielu polach dokonało bardzo wiele, ale nie ustrzegło się również błędów. Jednym z nich jest niedokończenie – pod naciskiem Brukseli – reformy wymiaru sprawiedliwości, co pozwoliło na rozpasanie się całej sędziowskiej kasty.
Prezydent Duda też chyba ma sporo za uszami w tej kwestii. Wystarczy tylko wspomnieć jego weto w 2017 roku do ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, co zastopowało reformę wymiaru sprawiedliwości.
– Nie twierdzę, że również prezydent Andrzej Duda nie popełniał błędów, podobnie jak cały blok prawicowy, blok dobrej zmiany. Obok weta do wspomnianych przez pana redaktora ustaw błędów oczywiście było więcej, i to nie tylko po stronie prezydenta. Błędem na przykład było niestworzenie na platformie cyfrowej telewizji o charakterze prawicowym, patriotycznym – choćby prywatnej. Przecież nawet Telewizja Republika, choć dzisiaj poszerza swój zakres nadawania, to wciąż nie wchodzi w skład żadnego z ogólnopolskich multipleksów naziemnej telewizji cyfrowej. Co więcej, władza Tuska, która dokonała zamachu na media publiczne, widząc, że widzowie TVP przerzucili się na oglądanie Telewizji Republika, robią wszystko, żeby wykończyć i tę stację m.in. poprzez zmuszanie firm do zaprzestania umieszczania tam reklam. I jeśli się temu nie przeciwstawimy, to niedługo mogą doprowadzić do zagłodzenia tej telewizji, a potem, kto wie, czy nie pójdą dalej i nie będzie prób zniszczenia Radia Maryja, Telewizji Trwam czy „Naszego Dziennika”. Tak czy inaczej rządy Zjednoczonej Prawicy mają na sumieniu błędy, które możemy wymieniać. Błędem było też to, że PiS nie miało zdolności koalicyjnej, że nie wykreowało ugrupowań, formacji politycznych, które odpowiadałyby pewnym kategoriom i oczekiwaniom polskiego społeczeństwa, a jednocześnie byłyby potencjalnym sojusznikiem partii prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Proszę zobaczyć, że Platforma zorganizowała sobie Trzecią Drogę, natomiast PiS czegoś takiego nie zrobiło. Są to poważne błędy, za które teraz wszyscy płacimy. Obawiam się jednak, że jeśli obecny układ rządowy utrzyma się przy władzy przez całą kadencję, to możemy się spodziewać, że Polska zostanie totalnie zdemolowana, zdewastowana pod każdym względem i podporządkowana Unii Europejskiej. Wtedy będzie już bardzo ciężko ten stan odwrócić.