logo
logo

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Pod prąd

Piątek, 14 czerwca 2013 (02:00)

Nareszcie możemy oddawać należną cześć żołnierzom wyklętym, o których – jak chcieli komuniści – „historia miała długo milczeć”, i wypełnić prośbę poety – żołnierza AK Zbigniewa Herberta: „Nie dajmy zginąć poległym”.

Wkład prof. Krzysztofa Szwagrzyka w odkrywanie śladów zbrodni komunistycznych jest nie do przecenienia, zarówno w wymiarze naukowym, jak i moralnym. Dzięki prowadzonym przez niego pracom można dopisać ostatni rozdział do historii wielu osób – bohaterów, których miejsca pochówku, a czasem nawet losy do tej pory nie były znane, ale też dopełnić dzieje rodzin boleśnie pokrzywdzonych przez komunistyczny aparat represji.

Listy niewysłane

Na początku lat dziewięćdziesiątych młody historyk podczas pisania pracy doktorskiej natknął się we wrocławskim archiwum na listy pożegnalne osób skazanych na karę śmierci. Zatrzymane przez więzienną cenzurę, nigdy nie dotarły do rodzin. Listy były w zaklejonych i zalakowanych kopertach, ale mimo zakazu Krzysztof Szwagrzyk je otworzył. Nie tylko otworzył, ale też wysłał rodzinom – za co spotkały go nieprzyjemności ze strony archiwum.

Jeden z tych listów stał się inspiracją do powstania scenariusza spektaklu Sceny Faktu pt. „Golgota Wrocławska”. Był to list pisany do żony i córek przez skazanego na śmierć Henryka Szwejcera, przedwojennego przemysłowca, powstańca śląskiego, a po wojnie dyrektora państwowego przedsiębiorstwa.

Gdy po 50 latach dotarł do rodziny Henryka Szwejcera, jego żona już nie żyła, a jedna z córek była tak wzruszona, że zamierzała zakopać go w grobie matki. Był rok 1994 r., ale jak się okazało, pomimo zmiany ustroju bezpieka miała się jeszcze całkiem dobrze, bo Krzysztof Szwagrzyk był zastraszany, dostawał głuche telefony i anonimowe listy z pogróżkami.

Wśród korespondencji, której rodziny nigdy nie otrzymały, historyk z Wrocławia znalazł też i przekazał rodzinie list Henryka Urbanowicza ps. „Zabawa”, skazanego na śmierć żołnierza 5. Wileńskiej Brygady AK dowodzonej przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, harcerza wileńskiej „Czarnej 13”.

Twarze bezpieki

– Działania podejmowane przez Krzysztofa Szwagrzyka – mówi prof. Piotr Niwiński z Uniwersytetu Gdańskiego – których owocem jest odnajdowanie miejsc pochówku osób zamordowanych przez komunistyczny aparat represji, są bardzo ważne, bo każdy, bez względu na poglądy polityczne, musi okazać szacunek zmarłym oraz zapewnić im godny pochówek. Równie ważne są jego badania, dzięki którym dokładnie poznaliśmy komunistyczny aparat represji – dodaje historyk.

Profesor Szwagrzyk jako jeden z pierwszych zajął się tematami tabu w III RP, omijanymi szerokim łukiem przez innych badaczy. Pokazał sylwetki funkcjonariuszy aparatu represji, a w szczególności sądownictwa, w efekcie czego nie tylko poznaliśmy ich tożsamość, ale zdobyliśmy także wiedzę, jak funkcjonował „wymiar sprawiedliwości” w komunistycznej Polsce, gdzie władza sądownicza była całkowicie podporządkowana władzy wykonawczej.

Dzięki badaniom wrocławskiego historyka udało się w pewnym sensie dokonać tego, czego nie zrobiły sądy III RP na skutek grubej kreski i braku oczyszczenia wymiaru sprawiedliwości. Dziś oprawcy komunistyczni nie są anonimowi, bo oddziałowe biura IPN zaczęły tworzyć i prezentować wystawy pt. „Twarze bezpieki”.

Pierwszą taką ekspozycję, upubliczniającą wizerunki i personalia funkcjonariuszy stalinowskiego bezprawia w Polsce, przygotował w 1997 r. Krzysztof Szwagrzyk – jeszcze przed powstaniem Instytutu Pamięci Narodowej, jako pracownik Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezentowana we Wrocławiu od października 1998 r. do lutego 1999 r. ekspozycja wywołała niemałe oburzenie mediów liberalnych, ale także adwokatów, bo właśnie środowisko palestry zasilali opuszczający stalinowski aparat represji funkcjonariusze.

Wystawa nosiła tytuł „Winni? Niewinni?”. Obejrzało ją ponad 14 tysięcy osób, ale niestety, po interwencji Generalnego Inspektora Danych Osobowych kazano autorowi zasłonić czarnymi opaskami oczy prezentowanych na wystawie sędziów i prokuratorów wojskowych, odpowiedzialnych za represje i zbrodnie na Polakach.

Michnik i inni

Dzięki informacjom ujawnionym przez Krzysztofa Szwagrzyka dowiedzieliśmy się, że tak „szanowani” ludzie, jak Zbigniew Domino, znany literat, dziś już były członek Związku Sybiraków, to pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, były prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej, który uczestniczył przy egzekucjach oficerów podziemia niepodległościowego w latach 50.

W ważnej książce profesora Szwagrzyka „Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956” poznajemy nie tyle anonimowy, zbrodniczy system, co konkretnych ludzi, będących w świetle faktów zbrodniarzami. Zasługą historyka IPN jest ujawnienie, że „seryjnie” wydawali wyroki śmierci na polskich bohaterów tacy zbrodniarze w togach, jak np. Filip Barski (Badner) – 198 wyroków śmierci, z czego rozstrzelano 98 osób; Filip Feld – 69 wyroków śmierci, Wiktor Adamski (Altschüler) – 46 wyroków śmierci, Aleksander Warecki (Józef Warenhaupt) – 39 wyroków śmierci.

Wiele największych tajemnic PRL ujrzało światło dzienne dzięki dociekliwości i odwadze prof. Szwagrzyka. Szerokim echem odbiło się ujawnienie przez niego szczegółowej biografii Stefana Michnika, brata Adama, sędziego Wojskowego Sądu Rejonowego, tajnego współpracownika zbrodniczej Informacji Wojskowej, który wydał co najmniej dziewięć wyroków śmierci na niewinnych ludzi.

– Bardzo ważne jest to, że profesor Szwagrzyk ujawnił personalia oraz twarze ubeków, bo ujawnianie tego jest naszym obowiązkiem wobec wszystkich, którzy zostali zamordowani, czy przeszli przez ubeckie katownie – podkreśla Józef Bandzo ps. „Jastrząb”, żołnierz 3. i 5. Wileńskiej Brygady AK.

Od kilku lat prof. Szwagrzyk koordynuje projekt badawczy IPN dotyczący aparatu represji w PRL, jego struktur i kadry. Ustalił, że w latach 1944-1956 na 450 osób pełniących najwyższe funkcje w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (od naczelnika wydziału wzwyż) 167 było pochodzenia żydowskiego (37,1 proc.). W tym czasie wśród 107 szefów i zastępców szefów wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa pochodzenie takie miało 22 oficerów (20,5 proc.). Również na czele poszczególnych departamentów i wydziałów MPB w większości stały osoby pochodzenia żydowskiego. W ścisłym kierownictwie wojskowego „wymiaru sprawiedliwości” lat 1944-1956 nie było osoby narodowości polskiej.

W tym czasie Żydzi stanowili 1 proc. społeczeństwa, byli więc zdecydowanie nadreprezentowani w strukturach aparatu represji, stąd określenie „żydokomuna” w odniesieniu do kadr bezpieki jest jak najbardziej zasadne, uważa profesor Szwagrzyk.

– Krzysztof Szwagrzyk skupia w sobie takie cechy jak rzetelność i profesjonalizm oraz poczucie misji i przekonanie, że te projekty, które realizuje, są bardzo ważne. Gdyby nie on, nie byłoby projektu poszukiwania mogił i nie byłoby ekshumacji na Łączce – mówi dr Marcin Stefaniak, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie. Przywraca nie tylko pamięć zbiorową, odkrywając prawdę o bohaterach i zbrodniarzach, ale przede wszystkim zwraca bezimiennym ich tożsamość i historię.

Anna Kołakowska

Nasz Dziennik