logo
logo

Zdjęcie: M. Borawski/ Nasz Dziennik

Kto uratuje Pocztę Polską?

Czwartek, 19 lipca 2012 (17:12)

Pod koniec czerwca światło dzienne ujrzał raport Najwyższej Izby Kontroli dotyczący procesu przekształceń Poczty Polskiej. Charakterystyczne jest, że nad tym druzgocącym dla polityków miłościwie nam panującej koalicji media przeszły bardzo szybko do porządku dziennego.

 

NIK jest chyba jedyną instytucją centralną, która dotąd nie została „odzyskana”, dlatego też nie poprzestaje na kontemplowaniu fasady „Polski w budowie”, ale śmie wnikać w szczegóły. A dla państwowego molocha te szczegóły są wręcz katastrofalne. Powstaje pytanie: czy Poczta Polska poradzi sobie z uwolnieniem rynku usług pocztowych od stycznia 2013 r.? Istnieje niestety uzasadniona obawa, że rządzący, zamiast zabrać się za reformę szacownej instytucji, będą próbowali majstrować przy przepisach. A to nie wyjdzie na dobre ani Poczcie, ani podatnikom…

 

Miażdżący raport NIK

 

To, co się dzieje wokół Poczty Polskiej, jest klasycznym przykładem zamiatania niewygodnych spraw pod dywan i przypomina sytuację związaną z budową autostrad. W przypadku dróg z wielkim zadęciem odtrąbiono fakt, że przynajmniej część tras udało się oddać do użytku mniej więcej w terminie. Czapki z głów: jak na chaos, którego nam nie szczędzi rząd Donalda Tuska, to faktycznie wielki sukces. Platformerscy bonzowie nie rozmawiają jednak tak chętnie o bankructwach wykonawców i olbrzymich zaległościach finansowych wobec firm realizujących inwestycje.

W przypadku Poczty kilka dni temu zapowiedziano rewolucję w usługach, listonoszy z tabletami i parę innych błyskotek. Natomiast w zasadzie zignorowano wnioski wypływające z raportu NIK. A są one porażające. Proces przekształcania państwowego przedsiębiorstwa w spółkę akcyjną, który zaczęto realizować w 2009 r., został oceniony krytycznie. Audytorzy Izby uznali, że Poczta nie wykorzystała szansy na dostosowanie się do realiów rynkowej konkurencji – czyli do rynku, na którym nie będzie ona monopolistą.

Lista słabych punktów Poczty Polskiej jest długa. Tylko 20 placówek w całym kraju działa przez całą dobę, listonosze zwykle wolą zostawiać awiza, niż doręczać paczki i listy, kolejki w urzędach nie maleją… Słowem, Poczta Polska A.D. 2012 nie różni się diametralnie od Poczty Polskiej sprzed ćwierćwiecza. Warto zwrócić uwagę na inny wniosek z raportu: otóż Poczta nie zrealizowała głównych założeń programów strategicznych przygotowywanych przez firmy zewnętrzne, chociaż często opracowania te kosztowały bardzo dużo.

Ten, kto choć trochę śledzi perypetie Poczty Polskiej, nie może być zaskoczony uwagami kontrolerów. W Trzeciej Rzeczypospolitej Poczta Polska była przez kolejne ekipy traktowana jako nieźle płatna przystań dla partyjnych kolegów. Tak było i za AWS, i za SLD… Każdy rok zaniechań przynosił nie tylko zwiększenie deficytu, ale i powodował, że instytucja traciła szanse na skuteczne konkurowanie w przyszłości z prywatnymi operatorami. A to, że straci swój monopol, było oczywiste co najmniej od momentu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej.

 

Majstrowanie przy prawie

 

Teraz, dosłownie za pięć dwunasta, Poczta Polska próbuje ratować to, co jest jeszcze do uratowania. Co prawda w ubiegłym roku po raz pierwszy odnotowano zysk, ale to za mało, by w kolejnych latach obronić pozycję rynkowego lidera. Niestety, politycy nie wyciągają wniosków z przeszłości, bowiem zastanawiają się przede wszystkim nad tym, jak ustawowo ocalić dla Poczty monopol w najbardziej zyskownych sferach rynku, zamiast nad gruntowną i szybką reformą w duchu wolnego rynku. Jeśli przeforsują swoje pomysły, to może to oznaczać nie tylko problemy z Unią Europejską, ale i utrwalenie patologicznego stanu rzeczy. Poczta Polska pozostanie synekurą dla zasłużonych, a na jej utrzymanie zrzucą się podatnicy…

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że część polityków rządzącego obozu ostro lobbuje za przywilejami dla państwowego giganta w nowym Prawie pocztowym. Chodzi m.in. o zachowanie wyłączności Poczty Polskiej na dostarczanie emerytur i rent oraz obsługę administracji publicznej (bo tak należy rozumieć zapis gwarantujący wyłączność na dostarczanie potwierdzeń odbioru). Zgodnie z projektem te usługi będzie mógł wykonywać tzw. operator wyznaczony, a Poczta Polska będzie nim przez pierwsze trzy lata. Oznacza to, ni mniej, ni więcej, że ceny usług w tych obszarach będzie dyktował jeden podmiot, a zapłacą za to wszyscy podatnicy.

Taki zapis może spowodować, że otwarcie rynku stanie się fikcją, a operatorzy będą konkurowali zaledwie o jego mniej atrakcyjną część. Oczywiście, należy trzymać kciuki za to, aby w walce o rynek górą były polskie firmy, w tym Poczta Polska – nie powinno się to jednak odbywać w drodze sztuczek prawnych. Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że tak naprawdę chodzi o to, by beneficjenci rządzącego układu mieli przed sobą jeszcze kolejne lata eldorado, gdzie na kierowniczych stanowiskach zarabia się nieźle, a pieniądze na zlecenia dla przyjaciół też zawsze się znajdą. Taka Poczta Polska, rzecz jasna, nie ma szansy przetrwania. A walczyć trzeba o to, by była silna, dobrze zarządzana i by generowała zyski.

 

Czy dane Polaków będą bezpieczne?

 

Już teraz widać niepokojące praktyki ze strony urzędników – pojawiają się kontrowersje wokół przetargów, w których uczestniczy Poczta Polska. Generalny Inspektorat Transportu Drogowego rozstrzygnął właśnie przetarg na usługi związane z personalizowaniem, wydrukiem i doręczaniem korespondencji dotyczącej mandatów. Zwycięzcą okazało się konsorcjum Poczty Polskiej, PTK Centertel oraz Itella Information. Jednym z wymogów udziału w postępowaniu była realizacja usługi zgodnie z wdrożonym certyfikatem bezpieczeństwa ISO 27001. Certyfikat ten jest przyznawany w odniesieniu do konkretnych lokali, gdzie wykonuje się usługi.

Tymczasem konsorcjum Poczty Polskiej przedstawiło certyfikat na zaledwie jeden punkt, w dodatku taki, w którym – zgodnie z informacjami zawartymi w zgłoszeniu przetargowym – nie będą świadczone usługi będące przedmiotem przetargu. Można porównać to do sytuacji, gdy na żądanie przedstawienia koncesji na sprzedaż alkoholu w lokalu, gdzie ma odbyć się impreza, restaurator przedstawia koncesję na inny lokal. A tu sytuacja jest o wiele poważniejsza: chodzi o bezpieczeństwo wrażliwych danych milionów Polaków. Czy mają być one przetwarzane bez najwyższej gwarancji ochrony?

GITD wyszedł jednak z założenia, że nie będzie wnikał w treść dokumentu, i konsorcjum Poczty Polskiej przetarg wygrało. Teraz konkurencja chce podważyć wynik postępowania przed Krajową Izbą Odwoławczą. Orzeczenie zapadnie jeszcze w lipcu, ale – choć sprawa wydaje się oczywista – trudno przewidzieć, czy KIO uzna argumenty skarżących. Mamy bowiem do czynienia z rozpatrywaniem przez urzędników skargi na urzędników, którzy chcą dać zarobić państwowej instytucji. Sami swoi, chciałoby się powiedzieć…

Poczta Polska to dla niektórych polityków ciepłe posadki, dla Polaków – kawał tradycji i historii. Patrząc na to, jak wyglądają publiczne instytucje po dwóch dekadach eksperymentów i tandetnego zarządzania, trudno być optymistą. Telewizja Polska przypomina dziś Breżniewa w ostatnich miesiącach życia, Stocznia Szczecińska padła ofiarą mniejszych i większych cwaniaków, a na doprowadzonych do upadłości państwowych firmach wzbogacił się niejeden „wykształcony, z dużego miasta”. Dlatego trzeba pilnować, by Poczta Polska nie podzieliła tego losu i przeszła z powodzeniem proces koniecznej restrukturyzacji. Wtedy stanie, jak równy z równym, do walki o rynek newralgicznych usług.

 


 

Autor jest historykiem, ekonomistą, byłym współpracownikiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

 

 

 

 

Jakub M. Opara

NaszDziennik.pl