logo
logo

Zdjęcie: arch/ Inne

Męczennicy Wołynia

Czwartek, 11 lipca 2013 (02:00)

Aktualizacja: Czwartek, 11 lipca 2013 (10:11)

Wśród tysięcy Polaków pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów znaczącą grupę stanowią osoby duchowne i zakonne.

Powstały w Instytucie Pamięci Narodowej zespół badaczy aktualnie stara się sporządzić listę osób duchownych różnych wyznań, którzy zginęli w latach 1939-1947 z rąk pobratymców. Na obecnym etapie badań szacuje się, że z rąk ukraińskich nacjonalistów zginęło przynajmniej 180 osób duchownych i zakonnych obrządku łacińskiego i bizantyjsko-słowiańskiego.

Należy postawić kluczowe pytanie: dlaczego ukraińscy nacjonaliści mordowali osoby duchowne i zakonne?

Polak nie miał prawa żyć

Na Kresach Wschodnich Kościół katolicki obrządku łacińskiego był utożsamiany z polskością. Katolik łacinnik to Polak, grekokatolik to Rusin (Ukrainiec), wyznawca prawosławia to Rosjanin.

Dla ukraińskich nacjonalistów nieważne było, czy ktoś jest osobą duchowną, zakonną, starcem, osobą dorosłą czy też niemowlęciem: jeśli był Polakiem, nie miał prawa żyć na „ukraińskiej ziemi”. Osoby duchowne i zakonne, podobnie jak nauczyciele, kolejarze, lekarze, leśnicy, pracownicy administracji państwowej, byli tą warstwą społeczną, którą według nacjonalistów ukraińskich utożsamiano z „uciskiem Ukraińców”, i wszyscy oni mieli ponieść zapłatę za „krzywdy wyrządzone narodowi ukraińskiemu”.

Kościół katolicki i jego duchowni byli kojarzeni jako symbol zachodniej kultury, nauki, sztuki. Przeciwstawiano Zachodowi i jego osiągnięciom myśl Wschodu… Dlatego też niszczono zabytkowe kościoły i klasztory, sanktuaria, pomniki kultury. Duchowni byli mordowani, gdyż byli przedstawicielami kultury zachodniej. W wielokulturowym społeczeństwie Kresów duchowni byli niekwestionowanymi autorytetami moralnymi, społecznymi i politycznymi.

A wprowadzany przez Ukraińców nowy ład (zobacz „dekalog ukraińskiego nacjonalisty”) takich autorytetów nie mógł tolerować. Ponadto w wielu miejscowościach, przetrzebionych sowieckimi zesłaniami do łagrów i do Kazachstanu, niemieckimi wywózkami do obozów i na przymusowe roboty do Niemiec, a także zbrodniczą działalnością UPA, duchowni byli często jedynymi mężczyznami zdolnymi organizować samoobronę, leczyć chorych, w przypadku braku nauczycieli prowadzić zajęcia na wzór szkolnych. Organizowali pomoc materialną, wspierali duchowo i moralnie. I dlatego byli „zagrożeniem” dla Ukraińców prowadzących czystkę etniczną.

W działaniach Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i przywódców Ukraińskiej Powstańczej Armii widoczna jest wyraźna tendencja do niszczenia nie tylko tego, co polskie i „nieukraińskie”, ale również tego, co katolickie, co chrześcijańskie i Boże.

Nacjonaliści ukraińscy kierowali się nienawiścią do Bożych przykazań, dogmatów, nauki Kościoła katolickiego, sprawiedliwości społecznej, poszanowania poglądów drugiego człowieka. Trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, co było źródłem tak wielkiej nieprawości i szału mordowania. Jaki ciężar kryje w sobie „misterium iniquitatis” (tajemnica nieprawości), która dokonała się na Wołyniu i Kresach Wschodnich, co było jej źródłem?

Ginęli świadkowie Jezusa Chrystusa

Większość osób duchownych i zakonnych, które poniosły śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów, zginęła nie tylko dlatego, że byli Polakami. Ginęli, gdyż byli świadkami Jezusa Chrystusa, sprzeciwiali się łamaniu Bożych przykazań, opowiadali się za sprawiedliwością społeczną. Bronili niewinnych, pokrzywdzonych, cierpiących i chorych.

Zostali wyniesieni na ołtarze męczennicy z czasów rewolucji francuskiej, wojny domowej w Hiszpanii, ofiary niemieckich obozów koncentracyjnych oraz reżimu komunistycznego. Wszyscy oni, jak polscy duchowni z Wołynia i Małopolski Wschodniej, byli świadkami miłości, wiary, sprawiedliwości społecznej.

W czerwcu 1943 roku neounita o. Kasjan Czechowicz z klasztoru Kapucynów w Lubieszowie na wieść o planowanych napadach na polskie miejscowości udał się do siedziby UPA w Kowlu z prośbą, by ich zaniechano. Gdy został zapytany, jak śmie zwracać uwagę dowódcom UPA, zaczął recytować po ukraińsku przykazania Boże. Przerwano mu, gdy doszedł do „nie zabijaj”. Uwięziono go i przekazano Niemcom, a gdy oni „nie znaleźli w nim winy” i polecili uwolnić, został przez Ukraińców po torturach wrzucony z mostu do rzeki Styr.

Gdy radzono mu, by nie udawał się do Kowla, oświadczył, że „się ofiarował Bogu na męczeństwo, więc nie lęka się śmierci”. Jego zakonny współbrat br. Sylwester Hładzio przed oprawcami schronił się w świątyni klasztornej. Przymuszany do przejścia na prawosławie za cenę uratowania życia zdecydowanie odmówił. Roztrzaskano mu głowę na ołtarzu, którego się kurczowo trzymał.

Ksiądz Stanisław Dobrzański został zamordowany 30 sierpnia 1943 roku podczas napadu na Ostrówki. Mimo polecenia władz kościelnych, by opuścił zagrożony teren, zdecydował się „trwać na posterunku do ostatniej chwili” – jak zapisał w liście do dziekana ks. Stefana Jastrzębskiego. Ukrył się w stercie słomy, gdzie został odnaleziony przez Ukraińców i zamordowany. Wraz z nim zginęło 1038 parafian. W tym samym dniu zginął chrystusowiec br. Józef Harmata pochodzący z Woli Ostrowieckiej.

W styczniu 1944 roku, mimo propozycji żołnierzy węgierskich, by uchodzili z życiem, w klasztorze w Wiśniczu pozostali o. Kamil Gleczman i br. Cyprian Lasoń. Pozostali, by uchodźcy z okolicy (około 600 osób) nie byli pozbawieni opieki duszpasterskiej. Zginęli z rąk ukraińskich nacjonalistów 7 lutego 1944 roku w podziemiach klasztoru.

Proboszcz parafii Świrz ks. Stanisław Kwiatkowski, mimo wydanego na niego przez UPA wyroku śmierci, mimo ostrzeżeń, by się ukrył lub wyjechał do Lwowa, zdecydował się pozostać w parafii, zasłaniając się obowiązkami duszpasterskimi. 14 lutego 1944 roku został uprowadzony do komendy ukraińskiej w Ładańcach, gdzie przez dwa tygodnie był torturowany. Jak relacjonowali naoczni świadkowie, został odarty żywcem ze skóry. Zmuszano go także do porzucenia stanu duchownego i ocalenia przez to życia.

Oblat Maryi Niepokalanej o. Ludwik Wrodarczyk – administrator parafii Okopy – został porwany w nocy z 6 na 7 grudnia 1943 roku z kościoła, w którym się schronił, wleczony około 7 km za saniami do Karpiłówki i tam bestialsko zamordowany. Znany był jako zielarz i medyk oraz działacz charytatywny. Bezinteresownie leczył wszystkich bez względu na przynależność religijną czy narodową. Mówiono o nim, że kochał Ukraińców i ich kulturę. Za opiekę nad Żydami został odznaczony pośmiertnie medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Istnieje kilka potwierdzonych źródłowo wersji jego śmierci. Najbardziej prawdopodobna wydaje się ta, według której po licznych torturach został półżywy wyrzucony nagi na śnieg, a z rozrąbanej piersi jeden z oprawców wyrwał mu serce. Świadkowie tortur i śmierci po latach wspominali, że w ostatnich godzinach życia modlił się za swoich oprawców i im przebaczał.

Kilku kapłanów spłonęło żywcem w świątyniach, gdyż nie chcieli pozostawić kościoła i Sanctissimum bez opieki, kilku innych poniosło śmierć w czasie Mszy Świętej lub prowadząc kondukt pogrzebowy. Często świadkowie podkreślali, iż kapłani powtarzali, że pragną ze swymi wiernymi pozostać „do końca”.

Beatyfikacje

Najbardziej zaawansowany jest proces beatyfikacyjny o. Ludwika Wrodarczyka, oblata, który poniósł męczeńską śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów w 1943 roku. Przez ostatnie 20 lat dokumentację do procesu zbierali oblaci. W kwietniu br. Konferencja Episkopatu Ukrainy wyraziła zgodę na rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego zakonnika. Ksiądz arcybiskup Mieczysław Mokrzycki zapewnia, że sprawę innych formalnych procesów beatyfikacyjnych ofiar rzezi wołyńskiej Kościół na Ukrainie będzie starał się podjąć w najbliższych latach.

Czas męczenników nie minął. Kapłani Kresów, Małopolski Wschodniej, Polesia i Chełmszczyzny, którzy zostali okrutnie zamordowani, mogą być – taką nadzieją. Kresowiacy – mogą być patronami pojednania, przebaczenia, zgody. Przypominać będą nie tylko tragiczne losy Polaków katolików na Kresach, ale będą także świadczyć o historii Kościoła katolickiego na tamtych terenach.

Ks. prof. Józef Marecki

Nasz Dziennik