W tle afery schetynowskiej rozegrało się w sposób niezauważony kilka ważnych dramatów na naszej scenie politycznej, daleko ważniejszych od wewnętrznej rzezi politycznej w Platformie Obywatelskiej.
Odwracanie uwagi opinii społecznej przez media rządowe od naprawdę istotnych spraw nie jest dla nas czymś nowym. Uwaga skupiła się na błahym, z punku widzenia problemów społecznych i politycznych w kraju, łzawym przedstawieniu jak z telenoweli (po wyznaniach pani Tusk o łzach męża-premiera sączących się na kreskówkach można dziś mówić o Łzawej Platformie lub Platformie Łez).
Zostaliśmy niejako zmuszeni do oglądania, w ten sposób uczestnictwa w podwórkowych rozgrywkach wewnętrznych jakiejś partii, tu akurat była to Platforma Obywatelska. I po co to komu? – stawiałem sobie pytanie. Dobijanie, do tego publicznie, na pokaz, bez cienia litości jakiegoś polityka, do tego w sposób prymitywny i brutalny stało się udziałem nas wszystkich. Dyskutowano o tym, rozmawiano z pasją i opisywano (np. tutaj: http://naszdziennik.pl/mysl/62527,bezkarny-imperator.html).
Dlatego chciałbym zwrócić uwagę na co najmniej dwie sprawy, jakie nam w tym czasie umknęły, a które są niejako związane z tym krwawym spektaklem i kto wie, może w przyszłości dla naszej rodzimej sceny politycznej będą miały pewne znaczenie.
W cieniu wycinanki w PO odbywała się konwencja krajowa Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w której uczestniczył przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz. Miller, który się reaktywował z niebytu i dziś niemal bilokuje, zasiadając co rusz w innym studiu telewizyjnym lub radiowym, żalił się, że media nie poświęciły temu zjawisku większej uwagi, a relacjonowały wyłącznie zajścia z Rady Krajowej PO.
Przystawka dla centrolewu
Trudno się nie zgodzić z byłym premierem, ta dominacja PO w mediach nosi znamiona tyranii i dręczy jawną propagandą, zabijając pluralizm demokracji. W każdym razie Miller nie jest bierny, zagrał w ostatnim czasie świetnie, jak przystało na wyrafinowanego gracza politycznego, udowadniając, że wciąż jest „zwierzęciem politycznym”. Przewidział plany Tuska i go znokautował, co nie umknęło uwadze łzawemu premierowi.
Przewodniczący SLD nie nabrał się na uśmieszki i hojnie sypane łakocie tuskowe. Dobrze wie, że jeśli zacząłby romans z PO, skończyłby jak niejedna przystawka polityczna wchłonięty przez bezideologiczny twór tej chorej, zużytej władzy. Dlatego nie łyknął przynęty ekipy Tuska na „koalicję”, nie posłuchał zachęt jego mrocznych wysłanników, zignorował apele TVN oraz innych usłużnych mediów rządowych i wycofał się ostatecznie z budowanej w mediach koalicji PO – SLD, rozpoczynając samodzielny kurs po 15-20% w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Ten wynik zagwarantuje mu stabilizację finansową, tak potrzebną na przeczekanie, wyleczenie ran z wciąż pamiętnych afer korupcyjnych i mafijnych za pomocą najlepszego lekarza – czasu i wprowadzenie do parlamentu wiernych ideologicznie betonowi SLD posłów i senatorów. Pierwszym sprawdzianem tej strategii będą wybory do europarlamentu. Przy okazji Miller złamał serce Tuskowi i ten nie ukrywał swojego rozgoryczenia.
Spełnić patriotyczny obowiązek: „Patriota” do „patriotów”
Tusk grzmiał na Millera i SLD za niepatriotyczne zagranie na konwencji lewicy. Oto Leszek Miller i jego ekipa poparli Martina Schulza na stanowisko szefa Komisji Europejskiej, czyli na wymarzoną posadkę dla Tuska. Tusk marzył, że gdy wszystko w kraju obróci już w perzynę, będzie miał bezpieczną przystań. Oprócz krajowej zdrady „przyszłego” koalicjanta szansę tę stracił, co zdecydowanie ważniejsze, wraz z podpisaniem wielkiej koalicji w RFN. Zdrada przyjaciółki Angeli Merkel jest dużo boleśniejsza. Z tego też powodu pastwił się Tusk na Schetynie jeszcze okrutniej, dając wyraz swojej frustracji. To jednak mało dojrzały polityk.
Premier Tusk miał zatem powody do wściekłości. „Postępkowi” SLD poświęcił słówko podczas Rady Krajowej, stwierdziwszy, że akt polskiej lewicy jest antypatriotyczny, a on sam zna co najmniej pięciu polityków z PO, którzy mogliby unieść swoimi kompetencjami zadania i wyzwania komisarza UE (zapewne Donald Tusk x 5).
Niemniej tymi połajankami z użyciem argumentów typu: „patriotyzm”, „obowiązek patriotyczny”, ten pierwszy w RP antypatriota dość daleko się zagalopował, sprawia wrażenie zagubionego i – co śmieszniejsze – musiał wzbudzić głośny rechot towarzyszy z SLD, doprawdy najodpowiedniejszych adresatów apelu premiera o podjęcie kolektywnego czynu „patriotycznego”. Boki zrywać.
I jeszcze jedna ciekawostka. Eksczłonek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierz Czarzasty w niedzielnym programie red. Romanowskiego „Kawa na ławę” wyjawił przy okazji idee lewicy, jej wiarę i wizję w stosunku do Unii Europejskiej jako superpaństwa, do którego dążą także Tusk i PO.
Czarzasty nazwał socjalistę Schulza premierem Europy. Odnotujmy to, bo doszło do pewnej demaskacji, która została przemilczana lub zignorowana, ale ja bym tego akurat nie bagatelizował. Dla centrolewu Polska to tylko przystawka dla wielkiej Europy, która ma odgrywać część tego bytu, mało istotną część, swoistą kolonię zapewniającą „naszym” z PO i SLD dobrobyt. Tym samym międzynarodówka lewacka chce wreszcie osiągnąć wymarzony cel Marksa, Engelsa i Lenina. Strzeżmy zatem naszej Ojczyzny przed tymi jawnymi planami socjalistów i libertynów.