logo
logo

Zdjęcie: arch./ Inne

Polin – Polska i heroizm Sprawiedliwych

Sobota, 1 lutego 2014 (02:12)

Aktualizacja: Niedziela, 2 lutego 2014 (07:22)

Do wybuchu II wojny światowej, przez wiele setek lat, żydowskie matki opowiadały swoim dzieciom wzruszającą hagadę, czyli budującą przypowieść. Brzmiała tak: Gdy Żydów wypędzano z różnych krajów na zachodzie Europy, szli na wschód, prosząc Boga o znak, kiedy już dotrą do ziemi, w której będą mogli bezpiecznie osiąść i żyć.

Narażeni na liczne przeciwności, szli długo i wytrwale, aż doszli do kraju, w którym są piękne lasy i puszcze. Wsłuchując się w ich szum, rozpoznali dźwięk najpiękniejszej hebrajskiej spółgłoski, którą jest „sz”, rozpoczynające wyznanie wiary „Szma Israel” i życzenie pokoju „szalom”. Zdumieni, podnieśli głowy i na drzewach tej krainy ujrzeli wypisane palcem Bożym po hebrajsku słowo „Po-lin”, czyli „tutaj pozostań/odpocznij”. Polin to hebrajska nazwa Polski, używana do dzisiaj. Polska stała się dla Żydów ziemią wytchnienia i odpoczynku, którą nazywali „paradisus Iudeorum”, „raj dla Żydów”.

Niemieccy najeźdźcy, realizując narodowo-socjalistyczną ideologię, drobiazgowo zaplanowali i przeprowadzili masową zagładę Żydów. Dokonali jej na ziemiach polskich nie tylko dlatego, że tu mieszkało najwięcej Żydów przeznaczonych przez nich na śmierć, lecz również dlatego, że chcieli radykalnie i raz na zawsze zmienić żydowską pamięć o Polsce.

Wiedzieli, że wojna musi się skończyć, a od końca 1941 r. wiedzieli, że skończy się ich klęską. Właśnie wtedy postanowili definitywnie zakończyć i zhańbić wielowiekową koegzystencję Polaków i Żydów, umieszczając w Polsce obozy śmierci. Nie jest przypadkiem, że przywozili do nich Żydów z odległych miejsc i krajów tylko dlatego, by położyć kres wszystkim dobrym skojarzeniom i uczynić z Polski żydowski cmentarz.

Pomysłodawcy i wykonawcy tej zbrodni wiedzieli, co robią: zwracając się przeciw Żydom, dali też wyraz swojej nienawiści wobec Polaków i Polski oraz skłócili Żydów z Polakami i Polską. Fakt, że im się to udało, jest jednym z najdotkliwszych dla nas skutków II wojny światowej, z którego, niestety, nie zdajemy sobie sprawy. Wszystkie projekty pojednania polsko-niemieckiego przechodziły nad tym do porządku dziennego, a miary siania zamętu i hańby dopełnia również to, że niedawno polski sąd orzekł, iż wyrażenie „polskie obozy śmierci” jest do przyjęcia.

W tym kontekście trzeba umiejscowić heroizm ratowania Żydów przez Polaków w okresie bezmiaru upodlenia i krzywdy, którą zgotowali im Niemcy. Wciąż mam w pamięci opowieść ojca, który patrzył w Chrostowie na kolumnę Żydów pędzonych przez Niemców w stronę Ostrołęki. Była wśród nich kaleka żydowska dziewczyna, którą znał. Na kanwie dramatycznego opowiadania przewijało się poczucie bezsilności i niemocy, kontrastujące ze śmiechem i groźbami niemieckich oprawców. Za najmniejszą pomoc niesioną Żydom groziła niechybna śmierć.

A mimo to znalazło się bardzo wielu Polaków, którzy tę pomoc nieśli. Próbuje się ustalić dokładną liczbę Sprawiedliwych. Dobrze wiadomo, że okres PRL tym wysiłkom z wielu powodów nie sprzyjał. Jednak dobrze też wiadomo, że ta liczba była stale zaniżana, co w dużej mierze wpisuje się we wrogą nam logikę Endlösung, „ostatecznego rozwiązania” kwestii żydowskiej właśnie na ziemiach polskich. W ten sam nurt wpisują się bezwzględne ataki ludzi i środowisk, którzy mając nieczyste sumienia, próbują zagłuszyć wyrzuty, jakie od czasu do czasu się pojawiają, gdy uświadamiają sobie, iż ogrom zbrodni byłby mniejszy, gdyby nie pozostali wobec nich obojętni, a tym bardziej, gdyby okazali rzeczywiste wsparcie prześladowanym i mordowanym Żydom. Ale tego nie było, co więcej, zapanowała zmowa milczenia, która często obraca się przeciwko Polsce i Polakom. My, Polacy, znamy aż nazbyt dotkliwie cenę, którą trzeba płacić za prawdę.

Najlepsi synowie i córki Narodu Polskiego spieszyli z pomocą okrutnie prześladowanym Żydom przede wszystkim dlatego, że przymuszała ich do tego wierność chrześcijańskiemu przykazaniu miłości Boga i bliźniego. W najbardziej mrocznych sytuacjach ukazywała się moc Ewangelii Jezusa Chrystusa, pokonująca wszelkie trudności i przeciwności, a nawet uprzedzenia i niechęć. Wielu tych, którzy przed wojną żywili urazy i fobie wobec Żydów, postrzegając ich nawet jako wrogów, w sytuacji zagłady, której dokonywali Niemcy, uświadomiło sobie potrzebę wypełniania najtrudniejszego Chrystusowego przykazania: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze” – i dobrze zdali egzamin z miłości. Wielowiekowa koegzystencja nie była pozbawiona napięć, a przecież schodziły one na daleki plan i ustępowały wobec bezmiaru cierpienia i ślepej siły zła, która wyzwalała ogromne pokłady współczucia, miłosierdzia i pomocy.

Część Sprawiedliwych doczekała się zasłużonego uznania i podziękowania, inni na zawsze pozostali w cieniu niepamięci, jeszcze inni musieli się tłumaczyć i usprawiedliwiać… Nad wszystkimi krąży widmo ponurych i bolesnych oskarżeń, ponawianych pod adresem ogółu Polaków i całej Polski, w których można rozpoznać echa tej samej wrogości, która przesądziła o realizacji zagłady Żydów w Polsce, a nie gdzie indziej, a także echa tej samej obojętności i pogardy, która z zimną krwią przyglądała się poczynaniom zbrodniarzy i cierpieniom ich ofiar.

Na straży naszej ojczystej pamięci zawsze stał Kościół. Dobrze, że właśnie Kościół podejmuje żmudny wysiłek przywracania pamięci o Polakach, którzy w najmroczniejszym okresie historii ludzkości dali wiarygodne świadectwo chrześcijańskiej miłości. Nienawiść nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, a historia nie zamknęła bezpowrotnie swoich najczarniejszych kart. Męstwo Sprawiedliwych wcale nie przestało być potrzebne. Są oni dla nas drogowskazem i znakiem wskazującym właściwą drogę i dającym siłę, by ją podjąć oraz nią pójść.

Ks. prof. Waldemar Chrostowski

Nasz Dziennik