logo
logo

Zdjęcie: / Inne

Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył

Piątek, 12 września 2014 (02:00)

W największym świata chrześcijańskiego niebezpieczeństwie, gdy do tej przesławnej bazyliki wielkiej Matki Bożej, w czasie urządzonego 40-godzinnego nabożeństwa, z kościoła katedralnego udawała się z prośbą uroczysta procesja z Przenajświętszym Sakramentem, tego samego dnia, tj. 12 września R.P. 1683, najjaśniejszy Jan III, król Polski, ogromne wojsko tureckie zwyciężył w Austrii, a oblężony Wiedeń za przyczyną Najświętszej Panny oswobodził„ – czytamy na tablicy w kościele Mariackim w Krakowie, wmurowanej w 250. rocznicę wiktorii.

Dżihad rozpoczęty

Już na początku 1683 roku sułtan Mehmed IV, skuszony przez żądnego łupów, sławy i władzy wielkiego wezyra Kara Mustafę, rozkazał wystawić buńczuki przed Bramą Szczęścia pałacu w Adrianopolu, jako znak wypowiedzenia wojny cesarzowi niemieckiemu. Kiedy Turcy wsparli przeciw Habsburgom powstanie węgierskich kuruców (krzyżowców), Wiedeń i Warszawa zawarły wspólny traktat obronny. Podpisano go 1 kwietnia, ale z powodu prima aprilis antydatowano na 31 marca.

Tego samego dnia potężna stutysięczna armia osmańska przy ogłuszającym łomocie kotłów podróżnych i dźwięku trąb wymaszerowała z Adrianopola na dżihad, czyli świętą wojnę. Sułtan ze swoim haremem towarzyszył wojskom aż do Belgradu, skąd posłał już tylko swego wezyra Kara Mustafę, mianowanego serdarem, czyli wodzem całej armii. Miał on zdobyć węgierski zamek Györ, zwany Jawarynem, ale po połączeniu się z węgierskimi powstańcami oraz Tatarami chana Murada Gireja postanowił wyruszyć na Wiedeń, co zaskoczyło nawet sułtana. Marsz Osmanów znaczyły przez nikogo niepowstrzymywane okrutne mordy, gwałty, grabieże i rozboje w austriackich zamkach, fortecach i osadach. Żołnierze wezyra nie oszczędzili nawet pastwisk, zasiewów czy ogrodów, niszcząc do cna wszystko, czego nie mogli zabrać ze sobą.

”Jeżeli staniecie się muzułmanami, będziecie ocaleni„

Cesarz Leopold I opuścił zagrożony Wiedeń 7 lipca i jak kpił turecki dziejopis, ”powodowany dzikim lękiem, rozesłał posłów do królów innych narodów chrześcijańskich, prosząc na wszystkie strony o ratunek„. W stolicy cesarstwa pozostał dzielny hrabia von Starhemberg z 11 tysiącami żołnierzy, 5 tysiącami ochotników i 300 działami.

Tydzień później, w środę, 14 lipca, Kara Mustafa stanął przed ośmioma bramami i fortyfikacjami, ”jakie człowiekowi nie przyszłyby nawet na myśl czy do głowy„, które strzegły twierdzy i na tzw. Schmeltzu postawił miasto namiotów, a obleganym wiedeńczykom zapowiedział: ”[…] Jeżeli staniecie się muzułmanami, będziecie ocaleni. […] Jeśli się będziecie sprzeciwiać i stawiać opór, wówczas z łaski Allaha Najwyższego zamek Wiedeń zostanie przemożną potęgą padyszacha zdobyty i opanowany, a wtedy ani jednej osoby nie oszczędzi się i nie pożałuje, lecz gwoli Allaha Najwyższego, który stworzył ziemię i niebiosa – wy sami będziecie wyrżnięci, mienie wasze i zapasy żywności będą złupione, zaś wasze dzieci pójdą w jasyr„. Europa stanęła w obliczu zagłady całego chrześcijaństwa.

Cesarski posłaniec z wiadomością o oblężeniu Wiednia dotarł do Wilanowa po dwóch dniach i na kolanach prosił Jana Sobieskiego o jak najrychlejszą odsiecz. ”Nie tyle oczekujemy wojsk Waszej Królewskiej Mości, ile osoby waszej, pewni, że osoba wasza królewska na czele naszych wojsk i imię wasze, tak groźne dla wspólnych nieprzyjaciół, same zapewnią mu klęskę„ – pisał Leopold I. Polski król odpowiedział, że ”Wiedeń u niego jest takiej wagi i doniosłości, że go stawi nad Kraków, Lwów i Warszawę. Dlatego wszystkie chwile dni i nocy na to tylko obróci, aby z pomocą Bożą wesprzeć sprawę chrześcijaństwa, które przez zagrożenie tego miasta w niebezpieczeństwie się znajduje„. Wkrótce pod bronią stanęło 30 tysięcy wojska w samej tylko Koronie.

Tarcze chrześcijaństwa

Sobieski podbudowany wizją swojego spowiednika ojca Stanisława Papczyńskiego, któremu w czasie modlitwy ukazała się Maryja i zapewniła go o zwycięstwie nad Turkami, już 18 lipca wyruszył z Wilanowa. Do Ojca Świętego Innocentego XI pisał, że w obronie Kościoła i chrześcijaństwa całego ”jesteśmy i będziemy zawsze zobowiązani, ja i całe moje Królestwo, przelać ostatnią kroplę krwi naszej, jako że moje Królestwo i ja jesteśmy dwoma tarczami chrześcijaństwa„.

Kilka dni później król stanął w Częstochowie na Jasnej Górze, gdzie w obszernej komży pokornie służył do Mszy św., dzwoniąc dzwonkami na podniesienie, i gdzie uroczyście zaprzysiągł powrócić zwycięzcą – lub zginąć.

Kraków powitał monarchę salwą dział zamkowych i biciem dzwonu ”Zygmunt„. W katedrze wawelskiej 10 sierpnia władca wziął udział we Mszy św. pontyfikalnej celebrowanej przez nuncjusza papieskiego ks. bp. Optiusa Pallaviciniego, po czym razem z żoną Marią Kazimierą odwiedził pieszo kościoły: Jezuitów, św. Piotra i Pawła, Dominikanów, Franciszkanów, św. Anny oraz Mariacki, w którym odmówił Litanię Loretańską.

W święto Wniebowzięcia NMP, w niedzielę, 15 sierpnia, wysłuchawszy nabożeństw w kościele Karmelitów na Piasku i Kamedułów na Bielanach, z częścią wojska, dworem oraz Marysieńką opuścił miasto i pociągnął traktem przez Śląsk austriacki. Z Bytomia udał się pieszo z pielgrzymką do pobliskich Piekar Śląskich, aby pomodlić się przed cudownym obrazem Matki Bożej przechowywanym w klasztorze Ojców Jezuitów.

W Tarnowskich Górach król pożegnał małżonkę, zabrawszy ze sobą najstarszego syna Jakuba, zwanego Fanfanikiem. Po drodze witano polskie wojsko i jego wodza jako zbawców, ”wysłanników nieba„ i ”ocalicieli wiary„. Do dzisiaj w wielu miejscach na Śląsku i Morawach pozostała pamięć o przemarszu króla Jana, a nawet sadzone wtedy na pamiątkę monarszej wizyty lipy i dęby.

”To ojciec, a ja syn„

Książę Karol Lotaryński z dynastii Habsburgów, dowódca całych sił cesarstwa, który przed dziesięciu laty był rywalem Sobieskiego do polskiego tronu, wybiegł na spotkanie Jana III pod Hollabrun pieszo, na co i król nasz zsiadł z konia i przywitał księcia, ”obłapiając„ go przed frontem wojska. Niedawni przeciwnicy wielce przypadli sobie do serca. W czasie uczty książę ujął i resztę towarzystwa, gdy wskazując na Sobieskiego, powtórzył po polsku, i to wiele razy: ”To ojciec, a ja syn, a wy bracia moi„.

Na Wielkiej Radzie Wojennej zebranej 3 września w Stetteldorfie, gdzie stawili się wszyscy uczestnicy bitwy i nawet wysłannik Starhemberga z oblężonego Wiednia, wzywający pomocy, polski król radził, aby wszystkimi siłami bezzwłocznie ”uderzać na Turka„, bo lada dzień mogło dojść do wysadzenia murów, pod którymi uczyniono już podkop i podłożono beczki z prochem. Oblężonym kończyła się też amunicja.

Trzy dni później armia polska przeszła przez mosty na Dunaju, a 8 września, w dzień Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, specjalny wysłannik Papieża do cesarza i króla, ojciec duchowny całej wyprawy, kapucyn Marco d’Aviano odprawił uroczystą Mszę św. pontyfikalną ”u mostu pod Tullnem„, poświęcił wojsko i oddał je opiece Matki Bożej. Następnego dnia armia sprzymierzonych ruszyła przez trudny do przebycia Las Wiedeński. Polakom wypadła w nim najtrudniejsza droga. Jak zapisał generał artylerii Marcin Kątski: ”Poszliśmy w Imię Pańskie w nieprzebyte jako się rozumowi ludzkiemu zdały dla ciasności dróg, kamieni i gęstych lasów, góry„. Co więcej, polscy artylerzyści przeciągnęli przez mokradła, potoki, wąwozy i wzgórza 25 armat, które okazały się potem w walce bezcenne.

Wieczorem 11 września Sobieski stanął na szczycie Kahlenbergu i spojrzał na pole przyszłej bitwy. Jednocześnie jako znak nadchodzącej odsieczy wystrzelono w stronę Wiednia pięć rac i ustawiono wielką białą chorągiew z czerwonym krzyżem św. Jerzego, co wywołało euforię oblężonych, którzy bronili się już 63 dni.

Król stwierdził, że dostarczone mu mapy były niedokładne i nie zaznaczono na nich pasma wzgórz oddzielającego wojska od wiedeńskiej równiny. Wobec konieczności jego zdobycia polski wódz zaplanował bitwę na dwa kolejne dni, 12 i 13 września. Obserwując wroga, zauważył, że Kara Mustafa nie przerwał oblężenia i szykował janczarów do kolejnych szturmów, a zaniechał przygotowań do bitwy: ”Ten wódz, który mimo zbliżenia się wojsk naszych nie skupił swej armii, nie okopał i obozuje tak, jakbyśmy byli o sto mil od niego, przeznaczony jest na zgubę i nie wart tego, byśmy się go bali. Pobijemy go przy pomocy Boga!„ – stwierdził.

”Dalej w imię Pańskie„

Pamiętnego 12 września 1683 roku o świcie ojciec Marco d’Aviano odśpiewał Jutrznię. O godz. 6.00 do bitwy jako pierwsze ruszyło lewe skrzydło złożone z wojsk austriackich Karola Lotaryńskiego. W ciężkich walkach, do południa, Austriacy odrzucili Turków i parli w stronę Wiednia. Sobieski rozkazał im jednak wstrzymać natarcie, bo Polacy z powodu coraz nowych przeszkód terenowych nie doszli jeszcze na pole bitwy. Tymczasem stojący w centrum Niemcy także w ciężkich bojach wyparli już ze wzgórz i winnic nieprzyjaciela. Czekano tylko na Polaków. ”Z wielką niecierpliwością siedzieliśmy dobre pół godziny, a każdy miał twarz zwróconą w tamtą stronę (ku zachodowi), gdy nagle ujrzeliśmy małe proporczyki, które jazda polska nosi na swych lancach. Wojska nasze podniosły wówczas tak straszliwy krzyk, że nawet stojący naprzeciwko nas Turcy wydali się tym wstrząśnięci„ – pisał margrabia Herman Badeński.

Po dołączeniu Polaków utworzyła się ponad 10-kilometrowa, półkolista linia bojowa zmierzająca w kierunku tureckiego obozu wojskowego na polu Schmelz. Kara Mustafa zrozumiał, że główne uderzenie nastąpi nie jak myślał wzdłuż Dunaju, ale ze wzgórz zajętych przez wojska królewskie. Sobieski ubrany w niebieski kontusz i biały żupan jedwabny, w kołpaku litewskim z czaplim piórem na głowie, na wielkim bułanym rumaku szykował wojsko do boju. Do godziny 15.00 piechota polska oczyściła pole dla ataku jazdy, wykonując tym samym plan przewidziany na pierwszy dzień bitwy. Widząc to, król postanowił uderzyć niezwłocznie i rozstrzygnąć starcie od razu.

Dwie godziny później 25 tysięcy jeźdźców stanęło gotowych do decydującej szarży. Polskie roty husarskie odśpiewały ”Bogurodzicę„ i ”uczyniło się jakby w kościele„, a wiatr rozwinął proporce. Po ostatnim ”Kyrie eleison„ dowódcy przeżegnali się i spojrzeli na króla, który uniósłszy buławę, zawołał: ”Dalej w imię Pańskie!„ i sam popędził na czele, a ”skoczył tak rezolutnie, że bardziej jako zwykły żołnierz i dotąd radą, teraz przykładem wszystkich animując„. (Zanim doszło do starcia, króla odciągnięto w bezpieczne miejsce).

”Venimus, vidimus, Deus vicit„

Ruszyła jedna z największych szarż w historii wojen, która uderzyła na wrogów z tak ogromną siłą, że tatarskiemu kronikarzowi Mehmedowi Gerejowi zdała się Sądem Ostatecznym, a ”żołnierze muzułmańscy, ogarnięci przerażeniem takim, jakie owca odczuwa przed wilkiem, tratowali jedni drugich„. Z pola bitwy uciekł Kara Mustafa i to ”na jednym koniu i w jednej sukni„, a ”wielka armia osmańska w jednej chwili zniknęła sprzed oczu jak zły sen„ – zanotował francuski inżynier Philippe Dupont.

Nocą Jan III z namiotu wezyra napisał list do Marysieńki: ”Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze [okopy], pola i obóz, ucieka w konfuzyi. […] Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz na wojnę i którą dziś jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu Świętemu„. Król dołączył do niej krótki list ze znanymi słowami: ”Venimus, vidimus, Deus vicit„ (Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył). ”Racz, Ojcze Święty, przyjąć, jako nowy dowód uszanowania mego, wiadomość o poważnym zwycięstwie, którem Bóg Wszechmogący obdarzył chrześcijańskie rycerstwo„ – pisał polski monarcha.

W jednym z objawień św. Małgorzaty Marii Alacoque, francuskiej mistyczki (zmarłej w 1690 roku), Chrystus miał zapowiedzieć podbój Europy przez muzułmanów, których panowanie potrwałoby następne pięć wieków. Po wielu miesiącach bolesnych aktów pokuty oraz żarliwych modlitw, wynagradzających Bogu za grzechy ludzi i błagań o uratowanie Europy, Zbawiciel powiedział, że jej prośby zostały wysłuchane i że ”znalazł się król, który pokonawszy Turków, nie przypisze zwycięstwa sobie, ale Jemu i Jego Matce„.

”Ocaliłeś wszystkie państwa i narody!„

Choć lud wiedeński z wdzięczności ”całował, oblepiał i swym Salwatorem [zbawcą] zwał„ polskiego króla, cesarz Leopold nie mógł mu darować, że przed nim wjechał do miasta, radośnie witany, a jemu wiedeńczycy zgotowali wyjątkowo chłodne przyjęcie. Sobieski pisał do Marysieńki: ”Tako nas tu traktują, jakby nas nie znali… Jesteśmy tu jako błędni jacy. Spodziewaliśmy się, że to tak należało, iż mię spytają, albo spytać każą, jako dalej prowadzić tą wojnę? Aliści nie pytano, ani przysłano„.

Król, rozbiwszy jeszcze raz armię turecką pod Parkanami 9 października, które to zwycięstwo uważał za większe niż to pod Wiedniem, dopiero w grudniu powrócił do Ojczyzny. W towarzystwie wiernych husarzy wjechał na wzgórze wawelskie, gdzie w katedrze odśpiewano dziękczynne ”Te Deum laudamus„. W Wigilię Bożego Narodzenia zawiesił na grobie św. Stanisława – na Ołtarzu Ojczyzny – chorągiew turecką zdobytą pod Wiedniem.

Wiktoria wiedeńska wywołała w całej Europie wielką radość. W kościołach odśpiewano ”Te Deum laudamus„, organizowano procesje dziękczynne. Nazwisko Sobieskiego stało się sławne. Opiewano go w wierszach i pieśniach. Gratulowali mu wszyscy władcy i Papież Innocenty XI, który dla uczczenia zwycięstwa wprowadził w całym Kościele katolickim święto Imienia Najświętszej Maryi Panny i nakazał je obchodzić 12 września – w dniu wiktorii wiedeńskiej. Królowa szwedzka Krystyna pisała: ”Ocaliłeś wszystkie państwa i narody! Dałeś życie i wolność przyjaciołom i nieprzyjaciołom (Niemcom). Tobie się należy panowanie nad światem. Tyś pierwszy, któryś we mnie zazdrość obudził! Zazdroszczę ci, że jesteś oswobodzicielem chrześcijaństwa!„.

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa

Nasz Dziennik