logo
logo

Zdjęcie: M.Borawski/ Nasz Dziennik

Testament profesora Szaniawskiego

Sobota, 15 września 2012 (06:17)

Aktualizacja: Sobota, 15 września 2012 (06:17)

Profesor Józef Szaniawski nie napisze już felietonu dla "Naszego Dziennika", nie wysłuchamy z nim rozmowy w Radiu Maryja czy Telewizji Trwam.

Dziełem niedokończonym pozostanie album o wiktorii wiedeńskiej, który przygotowywał na 330-lecie znakomitego zwycięstwa Jana III Sobieskiego. Planów i pomysłów na kolejne książki miał więcej.

Osobiście żałuję, że nie opowie o przypadającej w przyszłym roku 600. rocznicy unii horodelskiej i przyjęciu w akcie miłości braterskiej 47 litewskich rodów bojarskich przez polską szlachtę do wspólnych herbów. Europa powinna dowiedzieć się o tym wspaniałym dokumencie, kolejnym kroku milowym w kwestii jednoczenia się dwóch państw - Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego nie przez biurokratyczne procedury, ale na fundamencie wspólnego posłannictwa.

Profesor zostawił po sobie jednak księgę szczególną - zapis drogi własnego życia, świadectwo wartości, którymi się kierował i które chciał przekazać innym, zwłaszcza młodym. W Polsce zdominowanej przez postpolitykę, chaos aksjologiczny, odwoływał się do tradycyjnego kanonu zasad. Przypominając świetne polskie zwycięstwa - Grunwald, Kłuszyn, Bitwę Warszawską, czynił to nie tylko po to, by odbudować naszą tożsamość i poczucie własnej wartości, tak perfidnie niszczone przez media i "partie cudzoziemskie", ale upominał się o moralny wymiar polityki.

Odrzucał kłamstwo i przemoc, dlatego zawsze podkreślał symetrię systemów totalitarnych XX wieku - komunizmu i nazizmu, zgodnie z prawdą przypominając, że komunizm miał na sumieniu 100 milionów ofiar, nazizm - kilka razy mniej. Widział sprawy polskie w szerokim, geopolitycznym kontekście, który nie zmienia się od wieków. Polska między Niemcami a Rosją - profesor Szaniawski wskazywał na powtarzający się scenariusz sojuszu Berlina i Moskwy, który zawsze wymierzony był w istnienie państwa polskiego.

Bał się reaktywacji tego aliansu i jego skutków dla Polski, dlatego z najwyższym niepokojem przyjmował zacieśnianie więzów między Rosją i Niemcami, wychodzące z Kremla pomysły na "nowy ład" w Europie w postaci Związku Euroazjatyckiego. Rosji nie demonizował, nie był też "chory na Moskala", jak prymitywnie wmawiali niektórzy zwolennicy realpolitik - to właśnie profesor patrzył na realia i wyciągał wnioski.

Ostrzegał, że wraz z samowładczymi rządami Putina, w którego ekipie aż 80 proc. wysokich urzędników wywodzi się ze struktur zbrodniczego KGB, odradza się imperialna polityka Moskwy. Znacznie wcześniej niż wielu ekspertów alarmował, że Kreml nie traktuje Polski jako samodzielnego podmiotu, nie pogodził się z suwerennym statusem naszego państwa, ale dąży do rekonstrukcji sowieckich stref wpływów. Dlatego tak uczulał opinię publiczną na tendencje totalitarne władz rosyjskich, negację ludobójstwa na Polakach (operacja polska 1937-1938, zbrodnia katyńska).

Demaskował metody działania lobby rosyjskiego w Polsce w postaci proklamowanego przez Kreml "pojednania" ze Smoleńskiem w tle, budowy cerkwi na Polu Mokotowskim, w miejscu, gdzie w maju 1935 r. stała trumna z ciałem Marszałka Piłsudskiego, wystawienia ogromnej cerkwi u wrót Polskiego Cmentarza Wojennego w Katyniu - wymowny znak prawosławizacji spoczywających tu ofiar. Profesor Szaniawski był za pojednaniem z Rosją, ale po rozliczeniu się Moskwy ze zbrodni i wynagrodzeniu krzywd Polakom.

Poszukując dla Polski optymalnych sojuszy, prof. Szaniawski wskazywał na Stany Zjednoczone, ale polityki amerykańskiej nie idealizował - przypominał zdradę sprawy polskiej przez Anglosasów w czasie II wojny światowej. Mimo to podkreślał, że USA nie stanowią zagrożenia dla naszej niepodległości, a Rosja - tak. Tę lekcję geopolityki warto zapamiętać.

Małgorzata Rutkowska

Nasz Dziennik