Dziwią mnie zachwyty w niektórych mediach nad słowami premier Ewy Kopacz, która miała podobno w Berlinie zadeklarować, że podejmie temat niezapłaconych po wojnie przez Niemcy reperacji wobec Polski.
Słuchałem konferencji obu szefowych rządów: polskiego i niemieckiego, i nic takiego tam nie padło. Bo chyba nie potraktujemy jako takiej właśnie deklaracji wypowiedzi Ewy Kopacz, że „tego rodzaju tematy niewątpliwie poruszane będą lub były, ale na spotkaniach międzyrządowych”, i dopiero jest planowane kolejne takie spotkanie rządów polskiego i niemieckiego. – Nie wykluczamy, że będą poruszane najróżniejsze tematy – powiedziała Kopacz. Czyli może o tym będziemy rozmawiać, a może nie. A może dopiero za kilka lat. Choć bardziej prawdopodobne jest to, że temat reparacji jest już definitywnie zamknięty i nie wiem, co by musiało się wydarzyć, aby kiedykolwiek Polska była w stanie go podjąć.
Wielu prawników co prawda wskazuje, że z punktu widzenia prawa międzynarodowego Polska nigdy nie zrzekła się skutecznie reparacji ze strony Niemiec za zniszczenia wojenne i mordy na polskiej ludności. Ma więc prawne podstawy, aby o te pieniądze się upomnieć (według różnych wyliczeń byłaby to kwota zbliżona do 800 mld – 1 bln euro). Jeśli jednak nawet tak jest, to i tak w praktyce nic to nie zmienia. Brutalna rzeczywistość jest bowiem taka, że Polska jest państwem słabym, Niemcy zaś to gospodarcza i polityczna potęga światowa i to decyduje o tym, kto ewentualnie taki spór by wygrał.
Zresztą dobry moment na żądanie od Niemców odszkodowań dawno już minął. Jeśli cokolwiek można było od nich wyciągnąć, to ponad 20 lat temu, w momencie, gdy FRN zabiegała o zgodę na zjednoczenie, czy raczej wchłonięcie komunistycznej NRD. Wtedy jednak nikt takiego postulatu nie postawił podczas negocjacji mocarstw zachodnich i ZSRS z Niemcami. Teraz to tylko pobożne życzenia.
Ale nawet gdybyśmy założyli, że występujemy o reparacje, to kto miałby to zrobić? Premier Ewa Kopacz? A może nowy rząd z nowym premierem po wyborach? Nikt tego nie zrobi, bez względu na to, kto będzie rządził. Oczywiście, ten czy inny polityk może na swoje sztandary wciągnąć kwestię odszkodowań od Niemców, ale tylko po to, żeby zdobyć trochę głosów wyborców. W czyny to się nie przełoży. O reparacjach więc zapomnijmy, choć kwota bilion euro robi wrażenie. To są niestety jedynie sumy bajońskie, czy może raczej reparacje bajońskie, i takie pozostaną.