Najnowsza odsłona dramatu rodziny: po wstępnych badaniach sekcyjnych nie ma pewności, czy w drugiej trumnie jest ciało Anny Walentynowicz ani w którym z 95 grobów może spoczywać. Obraz chaosu organizacyjnego potęguje fakt, że w aparacie rentgenowskim prokuraturze zabrakło kliszy.
Rzeczywistość potwornych błędów i skali zaniechań w śledztwie smoleńskim przerasta najgorszy koszmar, jaki mogły sobie wyobrazić rodziny. Ich dramat potęgują wypowiedzi polityków Platformy Obywatelskiej, trywializujących traumę, na jaką polski wymiar sprawiedliwości naraził bliskich ofiar.
Wczoraj w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu przeprowadzono sekcję zwłok ciała ekshumowanego z grobu Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej na warszawskich Powązkach. Rodzina legendarnej działaczki "Solidarności" nie ma pewności co do tożsamości tej osoby.
- Nie mogą ani zaprzeczyć, ani potwierdzić, że na stole sekcyjnym znajduje się ciało Anny Walentynowicz, i trzeba będzie poczekać na wyniki badań DNA - informuje mec. Stefan Hambura, pełnomocnik rodziny Walentynowiczów.
- Tak jak wczoraj byliśmy w 100 proc. pewni, to w tej chwili nie mamy pewności - ani tak, ani nie. Być może dalsze czynności sekcyjne ujawnią coś więcej. Nie możemy powiedzieć tak jak wczoraj "tak" lub "nie" - mówi wnuk działaczki "Solidarności" Piotr Walentynowicz. - Nie wiem, czy to moja babcia, czy nie moja - przyznaje. - Przeżywam koszmar, brak mi słów, żeby to wyrazić - powiedział zbolały Janusz Walentynowicz, syn Anny.
Jak dodaje Piotr Walentynowicz, ma mimo wszystko nadzieję, że osoba z warszawskich Powązek okaże się jego babcią. Jednak wszystko rozstrzygną badania genetyczne. - Materiały zostały już pobrane i wysłane. Trzeba trochę poczekać -zaznacza mec. Hambura. Prokuratura zapowiadała, że badania potrwają do 7 dni. Okazało się, że w trumnie, w której miały się znajdować szczątki Walentynowicz, brakuje różańca, który został przekazany przez rodzinę, aby Rosjanie go tam umieścili.
- Ta rzecz mnie zbulwersowała, został przekazany różaniec poświęcony przez Papieża, bardzo ładny - podkreśla wnuk Anny Walentynowicz. I dodaje, że jeżeli on został skradziony, to jest to godne pogardy. Mecenas Hambura uważa, że w obliczu takiej sytuacji, w której doszło do zamiany zwłok, powinno się przeprowadzić ekshumacje wszystkich ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Już teraz wiemy, że śp. Anna Walentynowicz nie spoczywała przez 2,5 roku obok swojego męża - podkreśla. Prokuratura już ogłosiła, że będą kolejne cztery ekshumacje. Kolejne dwie rodziny domagają się takich czynności ze względu na wątpliwości, czy w grobach znajdują się ich bliscy.
- Mam ogromne wątpliwości co do tożsamości osoby, która jest złożona w naszym rodzinnym grobie, czy w grobie pochowany jest mój mąż. Nie wierzę ani w identyfikację, ani w dość pogmatwane zeznania dotyczące przejęcia i zniszczenia rzeczy mojego męża - podkreśla Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury.
- Czekam na decyzję prokuratury i mam nadzieję, że będzie to decyzja po mojej myśli - dodaje. Merta uważa, że to ze względu na obawy przed reakcją Rosjan nie dokonano polskich czynności sekcyjnych.
- Tak naprawdę to jest odpowiedzialny strach przed Rosjanami. Gdyby się liczono z polską racją stanu, uczuciami rodzin, to nie oglądano by się na to, co może się okazać, jakie błędy Rosjan mogą wyjść na jaw, i po prostu by to zrobiono - podkreśla Magdalena Merta.
- Myślę, że wszystkie rodziny, które dotąd nie otworzyły trumny, są absolutnie przekonane, że należało to zrobić. Żadna rodzina nie żałuje tej decyzji - akcentuje.
Pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich mec. Bartosz Kownacki wskazuje też na zaniedbania po stronie konsulów polskich w Moskwie.
- W tym konkretnym przypadku gwarancję, że konkretne rozpoznane ciało trafi do Polski, dawał konsul. Niestety, zaprzeczył swojej pracy, doprowadzając do sytuacji, w której potwierdził de facto nieprawdę, iż wyjeżdża z Moskwy ciało nienależące do Anny Walentynowicz - stwierdza adwokat.
Jak dodaje, w takiej sytuacji powinny zostać wyciągnięte konsekwencje.
- Osobą odpowiedzialną jest minister Radosław Sikorski, gdyż to jest jego urzędnik - wskazuje. Kownacki zwraca uwagę, że w przypadku tego rodzaju katastrofy powinno się postępować niezwykle starannie i nie dopuścić do popełnienia błędów. - Powinna być dochowana szczególna staranność, tutaj jej nie dochowano. Doszło do niewypowiedzianego dramatu i pomyłki ciał. To nie powinno nigdy się zdarzyć - stwierdza.
Mecenas Stefan Hambura jest oburzony działaniami prokuratury towarzyszącymi ostatnim ekshumacjom. - Prokuratura wojskowa nie radzi sobie z tym śledztwem, tutaj mamy do czynienia z żołnierzami, którzy raczej są przyzwyczajeni do rozkazów niż do działania z własnej inicjatywy - ocenia. Adwokat wniósł już w tej sprawie zażalenie na prokuratorów, którzy wzięli udział w ekshumacji i sekcji zwłok na cmentarzu w Gdańsku. Domaga się wszczęcia wobec nich postępowania. Ponadto zwrócił się do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o objęcie sekcji zwłok bezpośrednim nadzorem służbowym.
Inspektorki niewinne
Przypomnijmy, że ekshumacja w Gdańsku odbyła się z 2,5-godzinnym opóźnieniem z powodu niewpuszczenia pracowników sanepidu, a ponadto podczas badań RTG w Bydgoszczy skończyła się klisza.
Prokuratura tłumaczy, że pracownice inspekcji sanitarnej oddaliły się z cmentarza i trzeba było ich szukać. Placówka sanepidu z Gdańska przedstawia jednak inną wersję.
- Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Gdańsku na wniosek Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie pisemnie zapewnił, że wyznaczy pracowników do udziału w czynnościach związanych z ekshumacją, natomiast prokuratura nie wskazała na konieczność podania tych osób z imienia i nazwiska. Również później nie pojawiła się dalsza korespondencja w tej sprawie - podkreśla Alina Hamerska, koordynator ds. kontaktów z mediami PSSE w Gdańsku.
- Przed godziną trzecią rano panie pojawiły się przed bramą cmentarza, tam od patrolu żandarmerii, który zabezpieczał wejście, uzyskały informację, że nie znajdują się na imiennej liście, którą dysponowali funkcjonariusze. Poproszono je o zaczekanie do czasu wyjaśnienia sprawy. Panie kilkakrotnie próbowały rozmawiać z żołnierzami, nakazano im czekać. Ostatecznie około godz. 3.45 zapisano ich dane i poinformowano, że lista osób, które są upoważnione do wykonywania czynności przy ekshumacji, jest zamknięta, po czym poproszono o opuszczenie terenu cmentarza - podkreśla Alina Hamerska.
Zmiana narracji
Po ujawnieniu informacji, że w gdańskim grobie spoczywa inna osoba niż Anna Walentynowicz, narracja mediów na temat katastrofy smoleńskiej albo nagle się urwała (brak najmniejszej wzmianki w głównym wydaniu Wiadomości TVP w środę), albo poszybowała w stronę tezy z "Gazety Wyborczej" o takim przemieszaniu szczątków ciał, że o pomyłkę z identyfikacją było bardzo łatwo.
"To była straszna katastrofa, tylko niektóre ciała dało się łatwo zidentyfikować. Ryzyko, że szczątki ofiar mogą zostać pomylone, było duże" - to wczorajsza wypowiedź wiceprzewodniczącej PO Hanny Gronkiewicz-Waltz w Radiu Zet. Jednak do tej pory Rosjanie ani rząd PO - PSL bynajmniej nie podnosili tego argumentu, a polska prokuratura nie uznała za stosowne powtórzyć procedur w Polsce.