logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Kiszczak sabotuje biegłych

Sobota, 25 października 2014 (02:00)

Czesław Kiszczak odmówił stawienia się na badania lekarskie, które miały przesądzić, czy może uczestniczyć w rozprawie apelacyjnej w sprawie stanu wojennego

Szef komunistycznego MSW stwierdził, że zdrowie nie pozwala mu pojechać do Gdańska. Jednak opublikowano zdjęcia z jego pobytu na działce na Mazurach.

– Niestety, nadal są kłopoty z uzyskaniem opinii lekarskiej gen. Czesława Kiszczaka – przyznaje rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Warszawie Barbara Trębska. W tym tygodniu 11-osobowy zespół biegłych lekarzy specjalistów z psychiatrii, psychologii, geriatrii i neurologii z Akademii Medycznej w Gdańsku miał przez trzy dni badać Kiszczaka. Jednak nie doszło do tego, ponieważ były szef komunistycznej bezpieki odmówił przyjazdu na badania. – Był wyznaczony termin na trzy dni badań, które właśnie powinny się kończyć, 21-23 października. Ale jak gen. Kiszczak dostał wezwanie na badania, to napisał, i jego żona potwierdziła, że nie jest w stanie z uwagi na stan zdrowia stawić się na te badania – informuje Trębska.

To nie pierwszy tego typu unik podsądnego. – Jest to najwyższy stopień lekceważenia wymiaru sprawiedliwości – uważa Wiesław Johann, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego i obrońca opozycjonistów w okresie PRL. – Najpierw mieliśmy gen. Jaruzelskiego, który nie mógł stawić się w sądzie, teraz mamy drugiego generała, Kiszczaka. Wiadomo, o co chodzi. Chodzi o to po prostu, żeby nawet nie przeprowadzić badań. Nawet gdyby one wskazywały, że on się nie może stawić w sądzie – uważa Johann. – Po prostu kpina, najwyższy stopień lekceważenia sądu i Rzeczypospolitej, i nas, obywateli. Daje dowód tego, kim był pan Kiszczak przez lata w PRL, kiedy stał na czele kontrwywiadu, a potem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – mówi sędzia.

Pion śledczy IPN ocenia, że Kiszczak mógłby bez problemu stawić się na kilkugodzinną rozprawę apelacyjną w sprawie wprowadzenia stanu wojennego. W 2012 r. sąd skazał Kiszczaka na dwa lata więzienia w zawieszeniu, uznając go, m.in. wraz z Jaruzelskim, za członka „grupy przestępczej o charakterze zbrojnym”. Jednak Kiszczak złożył apelację, która nie może być rozpoznana z uwagi na jego zasłanianie się rzekomo złym stanem zdrowia.

Sąd apelacyjny, który zdecydował o przeprowadzeniu badań, próbował ratować sytuację w ten sposób, że zwrócił się do biegłych z zapytaniem, czy mogą wykonać ekspertyzę w oparciu o przekazaną im dokumentację medyczną. – Przewodniczący sądu zwrócił się do placówki w Gdańsku, czy są w stanie wydać opinię bez badań, na co odpowiedzieli, że nie. Takie pismo wpłynęło do sądu w tym tygodniu – informuje sędzia Trębska.

W najbliższych dniach mają zapaść decyzje, jak wybrnąć z tego klinczu.

– W przyszłym tygodniu przewodniczący będzie podejmował decyzję, co dalej w związku z tą sytuacją. Wobec postawy pana Kiszczaka nie ma praktycznie szansy na to, żeby Gdańsk wydał opinię – ocenia Barbara Trębska.

Jak dodaje, może zostaną wyznaczeni biegli „gdzieś bliżej”. – Są dwie szkoły: albo biegli lekarze przyjeżdżają do pana generała do domu i przeprowadzają badania, albo po pana generała przyjeżdża karetka i w asyście policji zawozi na takie badania. Ale to musi być oczywiście zarządzenie sądu – wskazuje sędzia Johann.

Wymówki byłego komunistycznego dygnitarza są o tyle zaskakujące, że w mediach regularnie ukazują się jego zdjęcia z pobytów w posiadłości na Mazurach, jak również sceny z życia codziennego ukazujące Kiszczaka swobodnie robiącego zakupy i bez problemu dźwigającego siatki.

– Te okoliczności związane z aktywnością gen. Kiszczaka są znane co najmniej od roku – zwracał uwagę prokurator Bogusław Czerwiński z IPN. Ostatecznie sąd po wnioskach IPN w lipcu zarządził kolejne badania lekarskie.

Sąd postanowił, że komunistycznego dygnitarza przebadają lekarze z Akademii Medycznej z Gdańska, a nie z Warszawy. Domagał się tego prok. Czerwiński. – Biegli z Warszawy wydawali opinie, co do których miałem poważne wątpliwości w aspekcie ich wiarygodności – podkreśla. Również byli opozycjoniści nie dowierzają dotychczasowym opiniom lekarskim. – Ktoś blokuje uczciwy proces za pomocą fałszywych opinii – uważa Adam Słomka z ruchu „Niezłomni”.

Czerwiński przypomniał w sądzie, że w opinii lekarskiej stwierdzono, że Kiszczak cierpi na łagodne otępienie, zaburzenia pamięci i koncentracji, a ten stan nie rokuje poprawy. Ale przeczą temu publikowane w prasie zdjęcia, wskazujące na „istotną aktywność fizyczną i psychiczną” komunisty. – Jest aktywny ruchowo, wcale nie porusza się powoli, jak przedstawiali to biegli – zwracał uwagę śledczy. Ponadto Kiszczak udzielił w ubiegłym roku wywiadu telewizyjnego, podczas którego – jak zauważył prokurator IPN – „odpowiadał w sposób logiczny na zadawane pytania”, podczas gdy biegli twierdzili, że „nie może udzielać odpowiedzi jasnych i logicznych”. Czerwiński wskazał, że badanie to polegało na rozmowie z Kiszczakiem. – De facto możliwość wprowadzenia w błąd podczas takiego badania jest całkiem możliwa – podkreślał prokurator. Wskazywał, że biegli przesłuchiwani na tajnym posiedzeniu sądu odpowiadali, że „oskarżony nie ma interesu w tym, żeby symulować”. – To były odpowiedzi kuriozalne – ocenił prokurator.

Pierwotny termin sporządzenia opinii był wyznaczony na 15 września. Jednak jak się okazało, gdańscy lekarze odmówili sporządzenia opinii. – Gdańsk, do którego wniosek został skierowany, nie bardzo chciał to przyjąć, ale ostatecznie przyjął – mówi sędzia Trębska. Później problemem okazało się zebranie 11-osobowego zespołu. Ale wysiłki te i tak okazały się bezowocne z powodu postawy samego oskarżonego.

Kiszczak nie może brać udziału, na podstawie opinii lekarskich, również w procesie w sprawie masakry górników w kopalni „Wujek”. Jednak zarządzona ekspertyza lekarska nie dotyczy tego postępowania.

Zenon Baranowski

Nasz Dziennik