logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Dziurawy budżet na Łączkę

Sobota, 13 grudnia 2014 (02:02)

Kolejnych identyfikacji ofiar z warszawskiej Łączki można się spodziewać na wiosnę.

IPN i badacze zwracają jednak uwagę, że wciąż nie ma systemowego rozwiązania kwestii finansowania badań genetycznych.

– Faktycznie takich uregulowań nie ma – przyznaje Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy IPN. Niedawno zwracał na to uwagę prezes Instytutu Pamięci Narodowej drŁukasz Kamiński. – Rozwiązanie, które zastosowaliśmy w roku ubiegłym, czyli utworzenie rezerwy celowej, okazało się nie do końca skuteczne – przyznał.

Ministerstwo Finansów odmówiło wypłaty tych środków i dopiero po modyfikujących wnioskach IPN udało się wypracować formę ich uruchomienia. – Znalezienie jakiegoś stałego sposobu finansowania tych badań jest bardzo pożądane – podkreślił. – Badania cały czas się toczą, nie zostały nigdy przerwane, ale częściowo opierają się na darach ofiarodawców prywatnych, a to jest przecież obowiązek państwa polskiego – wskazał prezes.

Jak podkreśla IPN, przygotowanie systemowego rozwiązania tej kwestii wymaga zaangażowania ustawodawcy. – Sytuacja wygląda tak, że to po stronie parlamentu stoi przygotowanie takich uregulowań, które by dawały uniwersytetowi taką możliwość – wskazuje Arseniuk.

Baza genetyczna ofiar komunizmu działa przy Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie. Z kolei IPN ma zabezpieczone fundusze w swoim budżecie na poszukiwania miejsc pochówków ofiar terroru komunistycznego i ich ekshumacje. Badania genetyczne może finansować jedynie w ramach prowadzonych śledztw.– My ze swojej strony w ramach śledztw prowadzonych przez IPN będziemy się starali dokonywać takich identyfikacji, ale na pewno nie jest to systemowe rozwiązanie – zaznacza rzecznik Instytutu.

Jak zapewnia dr Andrzej Ossowski, genetyk z PUM, środki na identyfikacje w tym roku są.

– Pieniądze na badania są. Mam sygnał, że problemów z finansowaniem badań na pewno nie ma, nie ma potrzeb, które by były jakieś palące, cały czas pracujemy – stwierdza. Dodaje jednak, że oczywiście pożądane są takie rozwiązania, które by zapewniały stały dopływ środków na badania, tak „żeby nie było takiej sytuacji, żebyśmy musieli przerywać badania i czekać”.

Genetyk podkreśla, że liczba dotychczas przeprowadzonych identyfikacji jest bardzo duża.

– Dawniej cieszylibyśmy się, jak mielibyśmy pięć osób zidentyfikowanych. Proszę prześledzić publikacje, ile się osób identyfikuje z okresu wojennego czy powojennego na świecie, to są pojedyncze przypadki – wskazuje Ossowski. –Nikt masowo nigdy nie identyfikował takiej ilości ofiar w tak szybkim tempie. Nie można powiedzieć, że ono jest bardzo wolne, bo tempo jest bardzo szybkie – podkreślił.

– Pięć lat temu z 80 proc. tych szczątków nie udałoby się pozyskać DNA nadającego się do badań. To są badania tak naprawdę eksperymentalne, w tej materii nastąpił gigantyczny postęp – wyjaśnia Ossowski. – To, co my robimy, to jest pewna nowość. Na taką skalę nikt tego jeszcze nie robił. Wiem, że opinia publiczna czeka na te najgłośniejsze nazwiska, ale dla nas ważna jest każda osoba – mówi.

– To, że do tej pory te nazwiska się nie pojawiły, to wcale nie oznacza, że tam ich nie ma. Być może są jeszcze niewydobyci, być może jeszcze nie mamy sprofilowanego materiału genetycznego. Na Łączce były takie przypadki, że ze szkieletu zostało 4-5 kości. Musimy się uzbroić w cierpliwość i czekać – podkreśla genetyk, zapowiadając, że podania kolejnych identyfikacji należy się spodziewać za kilka miesięcy. –Nie jest żadną tajemnicą, że mamy pewne osoby, co do których mamy jakieś typowania, ale po prostu niektóre szkielety są w bardzo złym stanie, że części profili osób jeszcze nie mamy – zaznacza.

Problemem jest ciągle brak materiału porównawczego od rodzin.

– Główny problem, z jakim się borykamy, to jest brak materiału porównawczego. Materiału od rodzin tych osób blisko spokrewnionych, które są dla nas najważniejsze, jest naprawdę bardzo niewiele – dodaje.

 

Decyzja wojewody

Za pieniądze z tegorocznej rezerwy PUM miał zakupić specjalne urządzenie pomocne w profilowaniu próbek pochodzących od dalszych krewnych ofiar, ale według informacji „Naszego Dziennika”, jeszcze to nie nastąpiło.

Do Sejmu trafił prezydencki projekt zmian w przepisach, który ma umożliwić m.in. dokończenie ekshumacji ofiar terroru komunistycznego na Łączce.

Kancelaria prezydencka podkreśla, że „obecnie obowiązujące przepisy nie przewidują możliwości ekshumacji zwłok i szczątków z tzw. późniejszych grobów, co jest w wielu przypadkach konieczne dla umożliwienia ekshumowania ofiar reżimu komunistycznego z grobów położonych niżej”.

Jak czytamy w uzasadnieniu projektu nowelizacji kilku ustaw, m.in. o cmentarzach i chowaniu zmarłych, „dokumentacja badawcza nie pozostawia wątpliwości, że na znacznej części miejsc włączonych w proces poszukiwania ofiar reżimu totalitarnego, w latach późniejszych, za zgodą władz komunistycznych, dokonywano kolejnych pochówków”. Taka sytuacja ma miejsce na warszawskiej Łączce, gdzie blisko setka ofiar spoczywa pod grobami komunistycznych aparatczyków chowanych tam od lat 80.

Proponowane zmiany mają umożliwić ekshumacje takich grobów, aby wydobyć szczątki ofiar represji, a nawet trwałe przeniesienie późniejszych grobów w inne miejsce. O ekshumacjach w takim szczególnym trybie ma decydować wojewoda na wniosek prezesa IPN. Kancelaria zwraca uwagę, że jest to „wrażliwa” problematyka, dlatego takie działania mające na celu przeniesienie grobów w inne miejsce, a takie są plany, jeśli chodzi o Łączkę, będą poprzedzone negocjacjami z rodzinami. Jednak w przypadku, gdy nie nastąpi porozumienie z rodzinami w ciągu 3 miesięcy, wojewoda wydaje stosowną decyzję i ponosi koszty.

Zenon Baranowski

Nasz Dziennik