Wczoraj doszło do przesilenia w wojnie ministra Arłukowicza z lekarzami Porozumienia Zielonogórskiego, szef resortu zdrowia podczas zwołanej w południe konferencji prasowej wypowiedział tylko jedno zdanie, w którym znalazło się zaproszenie lekarzy z tego Porozumienia na negocjacje jeszcze tego samego dnia o godzinie 16.00.
Co spowodowało tak gwałtowną zmianę dotychczasowej linii postępowania ministra Arłukowicza wobec lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego?
Wydaje się, że dwa wydarzenia.
Pierwszym były stanowiska, popierające lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego opublikowane dwie największe organizacje zrzeszające lekarzy, Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy (OZZL) kierowany przez doktora Krzysztofa Bukiela i samorząd lekarski czyli Naczelna Izba Lekarska (NIL) kierowana przez doktora Macieja Hamankiewicza.
Drugim, dyspozycja wydana ministrowi Arłukowiczowi wydana przez Ewę Kopacz, aby przed środą 7 stycznia kiedy to została zaplanowana konferencja prasowa szefowej rządu podsumowująca 100 dni jej premierowania, zakończył jednak wojnę z lekarzami.
Do poniedziałku minister Arłukowicz dzięki licznym konferencjom prasowym i coraz ostrzej formułowanym zarzutom pod adresem lekarzy z Porozumienia, uzyskał nad nimi wyraźną przewagę medialną oskarżając ich o pazerność na pieniądze, a nawet prowadzenie „szemranych interesów”.
Ale coraz dłuższe kolejki pacjentów w pracujących przychodniach, a przede wszystkim na szpitalnych Izbach Przyjęć czy Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych, pokazywane przez telewizje informacyjne i liczne wypowiedzi coraz bardziej zdesperowanych chorych, zmusiły premier Kopacz, a w konsekwencji i ministra Arłukowicza do zmiany strategii wobec lekarzy z Porozumienia.
Dodatkowo poniedziałkowe twarde stanowiska OZZL i NIL zapowiadające wypowiadanie przez lekarzy rodzinnych dotychczas podpisanych kontraktów z NFZ-tem, a nawet ogłoszenie ogólnopolskiego strajku wspierającego lekarzy z Porozumienia, wzmocniły pozycję tych ostatnich.
Rzeczywiście z punktu widzenia pacjentów pierwsze dni nowego roku stawały się coraz bardziej dramatyczne.
Wprawdzie minister Arłukowicz codziennie informował o kolejnych umowach podpisywanych przez lekarzy rodzinnych, a nawet o otwieraniu nowych gabinetów do czego NFZ zachęcał oferując nawet uproszczoną procedurę ale ciągle aż 15 proc. lekarzy rodzinnych miało zamknięte gabinety.
Ale w dużej części Polski sytuacja była naprawdę poważna.
Z najbardziej dramatyczną, mieliśmy do czynienia w 6 województwach: lubuskim gdzie umowy podpisało zaledwie 25 proc. placówek, opolskim – 34 proc., w podlaskim- 40 proc., w warmińsko – mazurskim także tylko 40 proc., a lubelskim i podkarpackim niecałe 50 proc.
W kolejnych 5 województwach: mazowieckim, śląskim, dolnośląskim, małopolskim i pomorskim umowy podpisało niewiele ponad 50% gabinetów lekarskich i tylko w 5 województwach: zachodniopomorskim, wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, łódzkim i świętokrzyskim takie umowy podpisali wszyscy lekarze podstawowej opieki lekarskiej.
Nie znamy jeszcze szczegółów wczorajszych ustaleń negocjacyjnych (a w zasadzie dzisiejszych bo negocjacje zakończyły się dzisiaj rano), zapewne obydwie strony konfliktu, musiały pójść na ustępstwa ale najważniejsze że upór ministra Arłukowicza został jednak przełamany.
Sytuacja chorych pacjentów stawała się bowiem coraz bardziej dramatyczna, a minister musiał podejmować coraz bardziej absurdalne decyzje (jak np. konieczność wyjazdów karetek ratujących życie z lekarzami którzy mieli stwierdzić zgon w związku z tym, że na danym terenie nie było żadnego lekarza rodzinnego z zawartym z NFZ kontraktem), żeby tylko system opieki zdrowotnej kompletnie się nie załamał.
Porozumienie z lekarzami rodzinnymi zostało więc zawarte i Arłukowicz przedłużył swój pobyt w ministerstwie na kolejne parę miesięcy.