Człowiek, który został osobiście obrażony porzez nazwanie niemieckich obozów koncentracyjnych "polskimi", musi jechać na własny koszt do Berlina, by uczestniczyć w czynnościach procesowych. W tej sprawie przygotowuje wystąpienie do sądu.
Zbigniew Osewski pozwał przed polskim sądem cywilnym wydawcę dziennika "Die Welt", czyli niemiecką spółkę Axel Springer AG, w związku z opublikowaniem w dniu 24 listopada 2008 r. w artykule: „Asafs Reise um die Welt” określenia „polnische Konzentrationlager Majdanek” (polski obóz koncentracyjny Majdanek) ewidentnie fałszujące historię Narodu Polskiego.
Domaga się od wydawcy pisma, aby ten opublikował przeprosiny za naruszenie jego dóbr osobistych w postaci tożsamości narodowej, prawa do poszanowania prawdy o historii Narodu Polskiego i godności narodowej. Dodatkowo oczekuje zapłaty kwoty pół miliona złotych na rzecz Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. Marii Konopnickiej w Świnoujściu.
Osewski szczególnie został dotknięty sformułowaniami niemieckiego pisma, ponieważ jego dziadek został zamordowany w niemieckim obozie pracy pod Iławą, a brat jego dziadka był więziony w Gross Rosen i Dachau.
Sąd Okręgowy w Warszawie, przed którym toczy się proces, postanowił o przesłuchaniu redaktora naczelnego Thomasa Schmida w Berlinie przez obie strony. Daleki wyjazd wiąże się z kosztami, jakie będzie musiał ponieść skarżący.
- Przygotowujemy wystąpienie do Sądu Okręgowego w Warszawie, żeby przemyślał, na ile jest to rzeczywiście sprawiedliwe – zapowiada mecenas Lech Obara, pełnomocnik Osewskiego z Kancelarii Radców Prawnych Lech Obara i Współpracownicy.
Zwraca uwagę, że dla mieszkającego w Polsce powoda wyjazd do Berlina to poważna eskapada.
- Mimo że robimy to pro publico bono, poniesiemy te koszty, jeżeli sąd utrzyma swoje postanowienie. Ale przecież to nie my naruszyliśmy dobra osobiste. Zgodnie z prawniczą zasadą ciężar dowodu to na "Die Welt" spoczywa obowiązek udowodnienia, że to nie miało miejsca. Kto naruszył czyjeś dobra osobiste, powinien ponieść koszty przeprowadzenia dowodu – zaznacza mec. Obara.
Potwierdza to Zbigniew Osewski, który nie ukrywa, że konieczność wyprawy do Berlina jest dla niego niezrozumiała. - Odnoszę takie wrażenie, że nie my, strona powodowa, jesteśmy winni tego powództwa. Z przyczyn jasnych i oczywistych wydawało mi się, że sąd nie będzie starał się rodzić kosztów po naszej stronie powodowej, a są one znaczne. Szczerze mówiąc, ze zdziwieniem przyjęliśmy z mec. Obarą i mec. Szymonem Topą takie rozstrzygniecie – ubolewa Osewski.
Filip Rakiewicz, prawnik specjalizujący się w problematyce ochrony dóbr osobistych z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, nie ma wątpliwości, że słowa o „polskich obozach koncentracyjnych” użyte w 2008 roku w artykule w „Die Welt” brutalnie ingerują w poczucie tożsamości narodowej w dwojaki sposób.
- Po pierwsze, godzą one w wewnętrzne przekonanie o własnej wartości, nieposzlakowaniu, jako członka Narodu Polskiego – wspólnoty, która nie tylko nie jest w żadnej mierze odpowiedzialna za tworzenie i funkcjonowanie obozów śmierci, lecz sama poniosła niezliczone ofiary, cierpienia i straty w wyniku zbrodniczej działalności hitlerowskich oprawców – zauważa.
Po drugie, według niego, słowa te naruszają integralność psychiczną człowieka poprzez to, że wzbudzają w nim w pełni uzasadniony niepokój oraz poczucie dotkliwej krzywdy i niesprawiedliwości. - U ludzi słabo wykształconych w zakresie dziejów pierwszej połowy XX wieku, których nie brakuje, lub reprezentantów młodego pokolenia, zwłaszcza z obcych kręgów kulturowych, słowa te mogą przecież doprowadzić do powstania fałszywego przeświadczenia, że to Polacy byli współtwórcami obozów koncentracyjnych – konkluduje Rakiewicz.