Kiedy wspominamy bohaterów polskiej wolności, warto przypomnieć postać Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan”. Skąd wziął się ten pseudonim i jakie były początki konspiracyjnej działalności Przysiężniaka?
– Franciszek Przysiężniak urodził się w 1909 r. w miejscowości Krupe, w powiecie krasnostawskim. W 1934 r. ukończył Szkołę Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim, następnie odbył praktykę w 16. Pomorskim Pułku Artylerii Lekkiej w Grudziądzu. W marcu 1939 r. jako ochotnik wstąpił do wojska i wojnę rozpoczął już w stopniu podporucznika rezerwy artylerii. Pod koniec września 1939 r. dostał się do niewoli niemieckiej pod Tomaszowem Lubelskim, jednak udało mu się uciec i powrócił w swoje rodzinne strony w okolice Krasnegostawu. Przebywając u swojego wuja Pawła Kleszowskiego w Topoli, za namową swojej byłej nauczycielki wstąpił do funkcjonującej na tamtym terenie Narodowej Organizacji Wojskowej. Jak sam później wspominał, obojętne było mu to, do jakiej organizacji należy, natomiast ważne, aby walczyć z Niemcami. Po blisko dwóch latach spędzonych na ziemi krasnostawskiej otrzymał rozkaz utworzenia oddziału partyzanckiego na terenie powiatu biłgorajskiego. W ten sposób powstał największy i jeden z najlepiej wyposażonych oddziałów leśnych, operujący na Podkarpaciu w Lasach Lipskich i Janowskich – oddział „Ojca Jana”.
Dowodzone przez Przysiężniaka oddziały partyzanckie stoczyły wiele bitew z Niemcami, ale nie tylko…
– Podczas okupacji niemieckiej, w latach 1943-1944 oddział „Ojca Jana” przeprowadził wiele akcji aprowizacyjnych, stoczył też kilka walk i potyczek. Do najważniejszych należały akcja na Liegenschaft w Groblach w maju 1943 r., zlikwidowanie oficera SS Forstinspektora z Biłgoraja, walki pod Ujściem 23 września 1943 r., udział w akcji uwolnienia więźniów z Biłgoraja, walki pod Dąbrowicą 12 października 1943 r. i przegrana walka we wsi Graba, w grudniu 1943 r. Oddział „Ojca Jana”, dowodzony wówczas przez jego zastępcę Bolesława Usowa ps. „Konar”, brał też udział w największej bitwie partyzanckiej na Porytowym Wzgórzu, stoczonej 14-15 czerwca 1944 r. Dzięki partyzantom z oddziału „Ojca Jana”, którzy bardzo dobrze znali Lasy Janowskie, udało się wyprowadzić z niemieckiego okrążenia część oddziałów polskich i sowieckich walczących na Porytowym Wzgórzu.
Działania Franciszka Przysiężniaka i jego żołnierzy nie ograniczały się jednak tylko do walki z Niemcami. W czasie drugiej okupacji, okupacji sowieckiej, kiedy Franciszek Przysiężniak stał na czele Komendy Oddziałów Leśnych Okręgu Rzeszów Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, 6 maja 1945 r. pod Kuryłówką rozegrała się bitwa, która była jedną z największych porażek sił sowieckich na ziemiach polskich. Dowodzone przez Przysiężniaka oddziały m.in. Józefa Zadzierskiego „Wołyniaka”, Stanisława Pelczara „Majki”, Bronisława Gliniaka „Radwana”, Tadeusza Gajdy „Tarzana” rozbiły ekspedycję NKWD.
O Przysiężniaku można powiedzieć, że był szczególnie doświadczany przez los, a tragedie życiowe go nie oszczędzały…
– Rzeczywiście Franciszek Przysiężniak był człowiekiem, którego los nie oszczędzał. W grudniu 1943 r. w Grabie miał się odbyć jego ślub z pochodzącą z Kuryłówki łączniczką Janiną Oleszkiewicz ps. „Jaga”. Niestety, zasadzka urządzona przez Niemców pokrzyżowała te plany. Według relacji świadków, ślub miał się odbyć w późniejszym terminie, ale ze względu na okupację i obowiązujące zasady konspiracji nawet najbliższa rodzina nie wiedziała, czy rzeczywiście do ślubu doszło. Nie było też żadnego dokumentu potwierdzającego ten fakt. Dopiero w 2008 r. udało się odnaleźć akt małżeństwa Franciszka Przysiężniaka z Janiną Oleszkiewicz zawarty 11 stycznia 1944 r. w kościele w Jarocinie w powiecie niżańskim. Jednak to okupacyjne małżeństwo „Ojca Jana” i „Jagi” zakończyło się dramatycznie. W marcu 1945 r. w Kuryłówce funkcjonariusz UB z Leżajska zamordował „Jagę”, która była w ciąży, strzelając do niej w plecy serią z karabinu maszynowego. Zamordowana żona Franciszka Przysiężniaka była prawdopodobnie w siódmym miesiącu ciąży.
Czy zamordowanie żony i dziecka było tym impulsem, który skłonił Przysiężniaka do powrotu do konspiracyjnej działalności?
– Śmierć żony i dziecka zamordowanych przez UB oraz naleganie komendanta okręgu rzeszowskiego Narodowej Organizacji Wojskowej Kazimierza Mireckiego „Żmuda”, „Tadeusz” sprawiły, że Franciszek Przysiężniak zgodził się na powrót do działalności konspiracyjnej i objęcie dowództwa Oddziałów Leśnych. Czytając wspomnienia Przysiężniaka czy jego zeznania lub życiorysy pisane w różnych okolicznościach, również w więzieniu, pojawia się stwierdzenie, że stracił wszystko, co w życiu najcenniejsze, została mu tylko walka o wolność Ojczyzny.
Franciszek Przysiężniak, choć przeżył czas prześladowań, to okoliczności jego śmierci nie są do końca jasne…
– W aktach Służby Bezpieczeństwa jako oficjalna przyczyna śmierci podawany jest atak serca, chociaż w zgromadzonych przez ówczesne władze materiałach podawana jest też inna przyczyna – zapalenie płuc. Są jednak świadkowie, którzy twierdzą, iż Franciszek Przysiężniak, wracając z pracy, został zepchnięty z roweru przez pewnego „posłusznego obywatela”, czego konsekwencją były liczne obrażenia i zapalenie płuc. Zachowana dokumentacja medyczna częściowo potwierdza tę hipotezę.
Choć bardzo pragnął, to jednak nie doczekał odzyskania przez Polskę wolności, o którą walczył, podobnie jak nie dożył pełnej swojej rehabilitacji...
– Franciszek Przysiężniak zmarł w 1975 r., został pochowany na Starym Cmentarzu w Jarosławiu i mimo że odpowiednie ograny czuwały nad przebiegiem pogrzebu, zgromadził on wiele osób, nie tylko mieszkańców Jarosławia, i stał się pewnego rodzaju manifestacją. Niestety, „Ojciec Jan” nie doczekał się wolnej Polski, a jego rehabilitacja była możliwa dopiero w latach 90. Dzięki staraniom jego drugiej żony Eugenii i córki Wandy w 1992 r. sąd w Rzeszowie unieważnił wyrok z 1949 r. i stwierdził, że Przysiężniak „…działał na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego”.
Co wyróżniało tego człowieka spośród innych Żołnierzy Niezłomnych?
– Przede wszystkim cechowała go skromność. Mimo iż był przedwojennym oficerem Wojska Polskiego, nie wywyższał się ze względu na rangę, a swoich podkomendnych traktował jak ojciec. To właśnie oni, partyzanci z jego oddziału, nazwali go „Ojcem Janem”.