Po raz kolejny Polska została oskarżona o współudział w Holokauście…
– Początkowo wydawało mi się, że James Comey popełnił lapsus wynikający z ignorancji. Jednak wypowiedź szefa FBI trzeba potraktować poważnie, bo to nie jest tylko policja federalna, ale także kontrwywiad amerykański. W związku z tym taki urzędnik ma swoje wystąpienia przygotowane przez zespół analityków. Jest pytanie, czy ona ma świadomy charakter i czy nie jest elementem jakiejś gry politycznej. Zauważmy, że w Stanach Zjednoczonych niedługo zacznie się kampania prezydencka, więc może to być świadoma wypowiedź skierowana do środowisk antypolskich.
Jak powinniśmy zareagować?
– Nasza reakcja powinna być przemyślana. Powinniśmy wyjaśnić administracji USA, że taka rozgrywka przy użyciu takich argumentów dla celów politycznych jest nie tylko krzywdząca dla Polski, ale także głęboko niebezpieczna. Reakcja ambasadorów jest tylko kwestią rutynową, tu powinny zareagować osoby z najwyższego szczebla.
A ten szczebel powinien być ustawiony na wysokości prezydenta Komorowskiego?
– Tak, powinien zabrać głos. Nie musi to być telefon do Obamy, ale wyrażenie stanowiska przez prezydenta jest wskazane. Warto byłoby nawiązać również kontakt z rządem Izraela oraz środowiskami żydowskimi w kraju i za granicą. Jasne jest, że to by wymagało przygotowania i zajęłoby trochę czasu, ale byłoby skuteczne.
Dostrzega Pan po naszej stronie grzech zaniechania?
– Polska za czasów rządu Platformy i PSL odrzuciła świadomą politykę historyczną. Szereg środowisk powiązanych z rządem relatywizowało kwestię II wojny światowej i holokaustu. Wczoraj słyszałem wypowiedź dziennikarza „Gazety Wyborczej” pana Blumsztajna, który bagatelizował sprawę. Natomiast jeżeli ktoś na Zachodzie obejrzy film „Ida”, to będzie miał wrażenie, że to Polacy mordowali Żydów po to, aby przejąć ich majątek. Te głupawe hasła o nowoczesnym patriotyzmie, o wybieraniu przyszłości zamiast przeszłości, wpływają na relatywizowanie historii.
Słyszał Pan kiedyś na poziomie ministerialnym, że powinniśmy uruchomić program powstawania polskich filmów odkłamujących historię?
– Niestety nie. Jest wręcz odwrotnie, bo finansujemy takie filmy jak „Ida” i „Pokłosie”, a o bohaterach się milczy. Zobaczmy, że nie ma klasowego filmu o Żołnierzach Wyklętych. Za to rozrywamy szaty nad Jedwabnem, jakby to było wydarzenie przysłaniające całą historię II wojny światowej. Z niepokojem przyjąłem to, że redaktorzy „Gazety Wyborczej” napisali list do Ojca Świętego w obronie ks. Wojciecha Lemańskiego, a nie reagują na naprawdę ważne kwestie. Dlaczego ci celebryci nie napisali listu do Rosji z żądaniem zwrócenia wraku tupolewa? Teraz mogą napisać do Amerykanów, żądając skorygowania słów szefa FBI. Ciekawe, jak teraz to środowisko zareaguje.
Jak w walce o prawdę historyczną pomocne byłyby kancelarie prawne?
– To byłaby bardzo dobra droga. Kancelarie nie rozwiążą tej sprawy wszędzie, ale kilka surowych wyroków wobec istotnych pism światowych na pewno mogłoby pomóc, bo one by zapadły w pamięć w świecie dziennikarskim. Jednak od działań prawnych ważniejsza jest współpraca na linii Polska – Izrael – Stany Zjednoczone, aby przez świadomą politykę historyczną wreszcie odejść od oskarżania Polski. To wymaga determinacji, chęci i woli politycznej, a nie tworzenia czekoladowych orłów i pląsania, bo Polacy są smutasami.
Od kogo powinniśmy brać lekcję z prowadzenia polityki historycznej?
– Przede wszystkim z Niemiec. Zauważmy, że Niemcy z sukcesem wprowadzili termin „naziści”, a więc to Ci, którzy wywołali II wojnę światową i byli odpowiedzialni za holokaust. Konia z rzędem temu, kto znajdzie 20-letniego Amerykanina czy Meksykanina, który połączy nazistów z Niemcami. Dla wszystkich tych, którzy nie znają historii, naziści się tak samo kojarzą jak Marsjanie. Zobaczmy, z jaką determinacją walczą Rosjanie, tworząc kanały telewizyjne oparte na świetnym języku angielskim. I tak twierdzenia, że wojna z Ukrainą jest słuszna i prawa, docierają do Zachodu. Przez lata także Izrael miał świetną politykę historyczną. Mamy więc się od kogo uczyć. A pamiętajmy, że czas nagli, bo pokolenie ludzi, którzy pamiętają II wojnę światową, wymrze. Tych świadków, którzy przyjeżdżają na marsze do Oświęcimia, już nie będzie. Za kilka lat będą możliwe tylko i wyłącznie bitwy na interpretacje. Nie będzie można zaprosić człowieka, który powie, byłem w Oświęcimiu, widziałem, co tam robiono, i kto to robił.