Zespół pod Pana kierownictwem zakończył właśnie poszukiwania w Starym Grodkowie. Jaki jest efekt tych prac?
– Nasze prace w pobliżu Starego Grodkowa na Opolszczyźnie, ale również wcześniej na tzw. Polanie śmierci i Polanie gajowego k. miejscowości Barut położonej na granicy województw opolskiego i śląskiego były związane z tym samym mordem na żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych, mordem na prawie 200 partyzantach z oddziału Henryka Flamego ps. „Bartek” podzielonych na trzy grupy, którzy zostali zamordowani w trzech różnych miejscach przez komunistyczną bezpiekę we wrześniu 1946 r. Bez względu na to, jakie ciekawe informacje uzyskaliśmy dzięki naszym pracom do analizy badawczej, to nie jest to jednak to, na co oczekiwaliśmy i z jakim zamiarem udawaliśmy się przed kilkunastoma dniami w miejsca poszukiwań. Nie mamy najważniejszego, nie mamy miejsca czy miejsc, gdzie szczątki tych narodowych bohaterów złożono po zamordowaniu czy mówiąc wprost zakopano, a przecież z taką myślą rozpoczynaliśmy nasze prace.
Nie oznacza to jednak, że prace te były bezowocne…?
– Absolutnie nie. Wykonaliśmy gigantyczną pracę. Tylko w tym roku przeprowadziliśmy około tysiąca odwiertów wykonanych w odległości metr, półtora metra od siebie. Jeżeli dołożymy to do odwiertów sprzed dwóch lat, kiedy wykonaliśmy około dwóch tysięcy odwiertów, to daje to ogromną przestrzeń, która została przebadana. Można śmiało powiedzieć, że po nas już nikt nie będzie musiał sprawdzać, czy są tam pochówki. Oczywiście przyjmując tę metodologię, możemy nie natrafić na grób pojedynczego człowieka, ale nie ma możliwości, żeby nie znaleźć grobu mającego kilka czy kilkanaście metrów kwadratowych. W wyniku naszych badań mamy spory materiał i temat do przemyśleń. Teraz przed nami czas na analizę. Musimy sobie też odpowiedzieć na pytanie: co dalej. Z pewnością działania w tych miejscach będą kontynuowane w przyszłości, jest to tylko kwestia czasu.
Jaki jest efekt dotychczasowych poszukiwań?
– Znaleźliśmy interesujące rzeczy, ale nie są to rzeczy, o których moglibyśmy powiedzieć, że należały do członków oddziału Narodowych Sił Zbrojnych „Bartka”. To, że odnajdujemy różnego rodzaju amunicję, bo tak rzeczywiście było, to, że odnajdujemy fragmenty oprzyrządowania wojskowego, co też jest faktem, czy to, że mamy fragment orzełka w koronie, to owszem jest to bardzo ważne i układa nam się w pewną całość, ale nie jest to to, na co czekaliśmy, co mieliśmy nadzieję odnaleźć. Działania, które prowadziliśmy, były realizowane w oparciu o szeroki front robót. Były to zarówno działania archeologiczne, działania z zakresu archeologii podwodnej, wykorzystywany był na miejscu magnetometr, sonda podwodna, a także georadar, jednak mimo naszych wysiłków wszystkie te działania niestety nie doprowadziły do efektów, które chcielibyśmy uzyskać. Bynajmniej nie oznacza to, że czas i wysiłki wielu ludzi, którym chciałbym w tym miejscu bardzo podziękować, poszły na marne. Materiał, jaki uzyskaliśmy, i doświadczenie, jakie zdobyliśmy, to wszystko jest niezwykle cenne pod kątem przyszłych badań. Poszukiwania, które teraz przeprowadziliśmy, pozwolą nam uniknąć w przyszłości powtarzania tych samych działań w miejscach już zbadanych. Nasze działania prowadzimy metodą planową, rozszerzając je na zasadzie rozchodzenia się fal od miejsca popełnienia zbrodni. Prędzej czy później, być może za kilka czy kilkanaście lat, ale wierzę, że w końcu odnajdziemy partyzantów z oddziału „Bartka” w tych trzech miejscach.
Sądzi Pan, że są jeszcze ludzie, którzy mają wiedzę na temat zbrodni na partyzantach z oddziału „Bartka”?
– Uważam, że wciąż jeszcze są ludzie, którzy mają wiedzę na temat tej zbrodni, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie. Z jednej strony mamy przecież funkcjonariuszy komunistycznego aparatu represji ludzi, którzy brali udział w tym mordzie. Przypomnę może, że tylko z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Katowicach, z całego terenu województwa, latem 1946 r. na tę specjalną akcję podzieloną na trzy miejsca wydzielono ok. 70 funkcjonariuszy – tych najbardziej zaufanych. Nie wierzę w to, że wszyscy z nich już nie żyją, nie wierzę, że nie posiadają wiedzy, bo byli na miejscu zbrodni. Sądzę, że nie chcą o tym mówić, obawiając się na starość ewentualnych konsekwencji. Tymczasem przecież nie o szukanie sprawiedliwości chodzi w tych naszych poszukiwaniach, ale o odnalezienie szczątków ofiar komunizmu, odnalezienie szczątków naszych narodowych bohaterów. Jeżeli ktoś posiada interesujące nas dane, to może je przecież przekazać w sposób anonimowy. Jak dotychczas, niestety, taka sytuacja nie zaistniała.
A druga strona…?
– Z drugiej strony mamy ludzi, którzy w 1946 r. zamieszkiwali w Barucie, w Dąbrówce, czy ludzi, którzy mieszkali w okolicach Starego Grodkowa, Grodkowa Kopic czy w sąsiednich miejscowościach na Opolszczyźnie. Sądzę, że przez tyle lat ktoś, jeżeli nawet nie sam, mógł taką wiedzę posiąść, bo np. coś widział, to na pewno mógł coś usłyszeć. Niestety, dotychczas mimo iż mamy bardzo wielu rozmówców, to nie spotkaliśmy się z informacjami, które byłyby dla nas szczególnie cenne, które w istotny sposób przybliżałyby nas do celu naszych prac i odnalezienia poszukiwanego przez nas miejsca.
Czy w tej sytuacji jest coś, co chciałby Pan powiedzieć zarówno jednym, jak i drugim?
– Korzystając z okazji rozmowy z panem, z tego, że za pośrednictwem portalu NaszDziennik.pl mam okazję przekazania wiedzy na temat miejsc, gdzie pogrzebano żołnierzy z oddziału Henryka Flamego „Bartka”, chciałbym zaapelować do wszystkich, którzy będą czytać ten wywiad, którzy być możliwe posiadają jakieś informacje, jakąś szczególną wiedzę, której dotychczas jeszcze nie ujawnili, aby zechcieli się nią podzielić z nami. Prawo do godnego pochówku jest w naszej kulturze czymś oczywistym, co nie podlega dyskusji. Takie prawo ma każdy człowiek i nikogo tego prawa nie można pozbawiać. Dotyczy to również żołnierzy, których szczątków szukamy.
Naukowiec nie kieruje się emocjami, ale racjonalną wiedzą, czy jednak brak efektów nie zniechęca Pana do dalszych poszukiwań?
– Zdecydowanie nie. Nie jest to sposób myślenia, którym mógłby się posługiwać naukowiec. Nie bylibyśmy naukowcami, gdybyśmy za każdym razem wyjeżdżając w teren, byli zbyt pewni siebie, i uważając, że w każdym miejscu, gdzie podejmujemy prace z pewnością znajdziemy szczątki. To zwyczajnie niemożliwe. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby posiąść wiedzę wynikającą z relacji, z różnych źródeł i w oparciu o tę wiedzę podejmujemy decyzje, gdzie rozpocząć prace poszukiwawcze. Mamy jednak świadomość, jaka jest skala problemu. Przecież ci, którzy mordowali, zacierali ślady pochówków i robili to, jak widać, w skuteczny sposób. Gdyby było inaczej, to już dawno wszystkie poszukiwane przez nas mogiły byłyby odnalezione. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Naszą pracę wykonujemy z pokorą, uznajemy, że jeżeli nie dziś, to może następnym razem, może za rok, a może dopiero za pięć lat, ale wierzymy, że uda się nam odnaleźć tych naszych bohaterów. Wiem też, że nasze działania będziemy prowadzili aż do skutku, dopóki tylko będzie to możliwe.
Jakie są najbliższe plany zespołu badawczego, którym Pan kieruje?
– W najbliższym czasie podejmiemy prace na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie, gdzie również poszukiwane będą ofiary systemu komunistycznego z lat 40. ubiegłego stulecia. Myślę, że już niedługo będę mógł podać czytelnikom portalu NaszDziennik.pl konkretną datę. Jest to w Warszawie poza cmentarzem Powązkowskim, cmentarzem Służewieckim trzecie najważniejsze miejsce, gdzie grzebano ofiary systemu komunistycznego.