logo
logo

Zdjęcie: arch./ Nasz Dziennik

Pieniądze na antypolskie „Pokłosie” się znalazły…

Wtorek, 21 lipca 2015 (03:08)

Z dr. Mateuszem Szpytmą, historykiem krakowskiego Oddziału IPN, pełnomocnikiem dyrektora Muzeum Zamek w Łańcucie ds. Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów w Markowej, krewnym Wiktorii Ulmy, rozmawia Mariusz Kamieniecki.

„Ulmowie – Rok Sprawiedliwych” – film dokumentalny Mariusza Pilisa o rodzinie Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów nie otrzyma dofinansowania z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jest Pan tym zaskoczony?

– Przede wszystkim jestem bardzo zdziwiony tym, że na realizację tak ważnego tematu nie znalazły się środki, tym bardziej że wniosek opiewał na kwotę 150 tysięcy złotych, co w budżecie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który dysponuje milionami złotych na różne produkcje, nie jest kwotą specjalnie dużą.

Warto dodać, że chociażby godzący w godność Polski i Polaków film „Pokłosie” bez problemu otrzymał dotację w wysokości ok. 3 milionów złotych z PISF…

– Rzeczywiście, dofinansowanie przez PISF filmu „Pokłosie” jest trudne do zaakceptowania. To smutne, że po macoszemu traktuje się tematy o naszych polskich bohaterach, którzy życie swoje narażali dla innych, w tym wypadku ratując Żydów, natomiast dotuje się obrazy wydobywające na światło dzienne te historie, które mogą tworzyć wrażenie, zwłaszcza wśród opinii międzynarodowej – nieznającej dobrze naszej historii, że również Polacy byli odpowiedzialni za holokaust. Niemcy jako sprawcy w tych filmach są na drugim planie, a zdarza się, iż nie ma ich w ogóle. W praktyce jest to fałszowanie obrazu naszej historii, i to niestety przez nas samych.

Z czego, Pana zdaniem, wynika brak rekomendacji dla filmu o Ulmach?

– Nie chciałbym spekulować, bo nie znam ludzi, którzy wydali opinie, na podstawie których prezes PISF Agnieszka Odorowicz wydała taką decyzję. Dwoje z ekspertów podało powody, dla których byli przeciwko dofinansowaniu filmu „Ulmowie – Rok Sprawiedliwych”, a jedna nie uzasadniła swojej oceny. Tak czy inaczej, wspomniane opinie nie są dla mnie przekonujące, zwłaszcza jedna z nich, gdzie niemalże cała treść jest przytoczeniem historii rodziny Ulmów, i to dodatkowo z błędami. Mam wrażenie, że opinie te są nie tylko powierzchowne, ale cechuje je również bylejakość.

No właśnie, eksperci PISF: Marek Drążkowski, Jan Mogilnicki i Edyta Wróblewska, odrzucając wniosek, uzasadniają, że przeciętne środki wyrazu – budowa muzeum są mało ekscytujące dramaturgicznie, podobnie wątek beatyfikacyjny. „Nie ma nic gorszego niż zły film na bardzo ważny temat. To po prostu zmarnowana okazja” – czytamy w uzasadnieniu. Co Pan o tym sądzi?

– To jest świetny wytrych, sposób usprawiedliwienia się przed opinią publiczną. Gdyby bowiem wyrażono pogląd, że jest to zły temat na film, to absolutnie w niczym autorzy takiej opinii nie mogliby jej obronić. Dlatego formułuje się sprytne zdanie, po to żeby pokazać, że nie są oni przeciwko tematowi, tylko że nie podoba im się pomysł na ten film.

A jaka jest Pana ocena tego, co chce przedstawić Mariusz Pilis?

– Zostałem poproszony przez autora filmu jako konsultant historyczny z ramienia Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Scenariusz filmu „Ulmowie – Rok Sprawiedliwych” porusza bardzo interesujący, a przy tym mało uwypuklany dotychczas wątek poświęcony zbrodniarzom – tym, którzy zamordowali rodzinę Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów. Wszystkie filmy, które powstały do tej pory, podejmowały historię rodziny Ulmów. Z uwagi na brak dokumentów nie poruszano jednak w nich szerzej sprawy sprawców tego mordu. W międzyczasie okazało się, że nie tylko poznaliśmy nowe dane dotyczące historii rodziny Ulmów, przebiegu akcji „Reinhardt” (której celem była eksterminacja Żydów mieszkających w Generalnym Gubernatorstwie) w Markowej i ukrywania Żydów przez jej mieszkańców, ale również mamy świadomość, jaki jest stan wiedzy na temat tego mordu w rodzinie głównego zbrodniarza.

Co konkretnie ma Pan na myśli?

– Chodzi o list, jaki napisała – w dobrej wierze – córka zbrodniarza por. Eilerta Diekena, który - przypomnę - dowodził ekspedycją karną Żandarmerii Niemieckiej z Łańcuta, która dokonała zbrodni na Ulmach oraz Żydach z rodzin Didnerów, Grünfeldów i Goldmanów. Córka Diekena dowiedziawszy się, że w Markowej powstaje Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów, napisała list, w którym wyraża radość, że będzie tam również wzmianka o jej ojcu, który – jak sama twierdzi – wyrządził wiele dobra mieszkańcom okolic Łańcuta. To pokazuje, że ta kobieta przez cały czas żyła w świadomości, że jej ojciec został w 1939 r. wysłany do okupowanej Polski, aby zaprowadzać tu porządek i pilnować, żeby nic złego się Polakom nie działo. To niewiarygodne, w jakiej świadomości można żyć tyle lat od zakończenia wojny… Dieken nigdy nie został ukarany, a niemal do swojej śmierci w 1960 r. służył jako policjant w Republice Federalnej Niemiec.

Czy córka Eilerta Diekena nadal żyje w tej nieświadomości?

– Miałem okazję spotkać się z tą panią i według mojej oceny ona nie pisała tego listu w złej wierze. Dowiedziałem się od niej sporo o jego przed i powojennej karierze. Pisząc list, chciała opowiedzieć i niejako podzielić się rzekomymi zasługami swojego ojca, co do których była przekonana, że są one prawdziwe. Ponieważ jest to już starsza pani, więc jedynie oględnie jej powiedziałem, że historia jej ojca była inna. Zostawiłem jej też kopertę z dodatkowymi informacjami o nim i pozostawiłem jej samej decyzję, czy będzie się chciała z nimi zapoznać. Nie mam zwrotnej informacji, czy koperta została otwarta.

W Markowej dobiega końca budowa Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów. Jak wyglądają prace?

– Obecnie dobiegają końca prace budowlane. Wkrótce zostanie rozstrzygnięty konkurs na wykonanie scenografii według istniejącego projektu. Mam nadzieję, że na wiosnę przyszłego roku Muzeum zostanie otwarte i udostępnione zwiedzającym. Wszyscy zainteresowani będą mogli zobaczyć, jak wyglądały relacje polsko-żydowskie przed okupacją niemiecką i w czasie jej trwania. Najwięcej miejsca będzie poświęcone Polakom, którzy - nie zważając na konsekwencje - poświęcali się, ratując Żydów. Szczegółowo zostanie pokazana historia rodziny Sług Bożych Józefa i Wiktorii Ulmów.

W Watykanie trwa proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów. Pana zdaniem, długo będziemy czekać na beatyfikację męczenników z Markowej?

– Niestety, nie mam aktualnych informacji. O szczegóły warto zapytać ks. Dariusza Drążka z diecezji pelplińskiej, który w Watykanie jest odpowiedzialny za proces drugiej grupy polskich męczenników z okresu II wojny światowej, w tym Sług Bożych Rodziny Ulmów.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl