logo
logo

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Symbioza mediów i rządzącej koalicji

Piątek, 9 października 2015 (19:14)

Aktualizacja: Poniedziałek, 12 października 2015 (18:30)

Z dr Hanną Karp, medioznawcą z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Beacie Szydło towarzyszy nadzwyczajne zainteresowanie mediów, które podążają za nią krok w krok, szukając sensacji. Pokazywane są prowokacje wobec wiceprezes PiS. Czy Ewa Kopacz jest tak bezradna, żeby nie powiedzieć nieudolna, że musi korzystać z pomocy usłużnych mediów?

– Każdy polityk, jeżeli widzi, że media są mu usłużne, bardziej niż mogłoby to wynikać z ich misji, czyli zadania, obowiązku poszukiwania prawdy – bo niezależnie od stacji czy redakcji, jaką reprezentuje, dziennikarz jest rzecznikiem potencjalnego odbiorcy i dla niego zdobywa informacje – to stara się to wykorzystać. Ta symbioza obozu rządzącego i mediów, a więc wzajemne świadczenie sobie usług, trwa już od kilku lat i obie strony czerpią z tego korzyści.

A gdzie w tym wszystkim jest obiektywizm? 

– Obiektywizm w tej sytuacji  jest niestety najmniej ważny. Prawda i neutralność, które powinny cechować przekaz medialny, nie istnieją, są zbędne, bo żadnej ze stron nie przynoszą korzyści. Ten sposób trwania mediów komercyjnych i rządzących daje zyski jednym i drugim. Mając to wszystko na uwadze, myślę, że premier Ewa Kopacz byłaby bardzo zdziwiona, gdyby nagle największe komercyjne stacje czy nawet telewizja publiczna wytoczyły przeciwko niej swoje działa. I im bliżej finału kampanii wyborczej, ta współpraca – co zresztą słusznie zauważyła Beata Szydło – dziennikarzy, którzy zmieniają się w rzeczników sztabu Platformy, coraz bardziej się zacieśnia. Z tego bierze się ta wrogość mediów wobec liderki PiS.

Jak odbiera Pani ingerowanie Platformy i stojących za nią mediów, które próbują „meblować” przyszły rząd Prawa i Sprawiedliwości?

– Jeśli media dominujące są zakleszczone w patologicznej relacji z partią rządzącą, to każda wypowiedź polityka partii opozycyjnej natychmiast wywołuje medialną histerię. Spektakularnym przykładem jest to, co się obecnie dzieje wokół osoby Antoniego Macierewicza, i słów, jakie wypowiedział w Chicago. Media są oburzone tym, że coś dzieje się nie według ich scenariusza. Przykładem „Gazeta Wyborcza” i Adam Michnik, który zapytany kiedyś, dlaczego zrezygnował z polityki sensu stricto, odpowiedział, że ma tytuł, który jest czymś więcej niż tylko partią i daje mu więcej niż może dać polityczne ugrupowanie. Można zatem realizować swoje ambicje, kształtować opinię publiczną i sterować nią, czego nie daje przynależność partyjna czy polityka wprost, a przy tym jeszcze kumulować znaczny kapitał. Stąd możemy obserwować ambicje poszczególnych mediów i tych, którzy nimi kierują. Ta patologia jest szczególnie widoczna w Polsce, gdzie rynek mediów i kapitał obcy mediów są w tak skrajnej nierównowadze.

Sondaże pokazują, że po wyborach w Sejmie może się znaleźć nawet sześć ugrupowań, a przewaga PiS niekoniecznie musi wystarczyć do samodzielnego rządzenia…

– Premier Kopacz – zapewne pod wpływem ostatnich wyników sondaży – uciekając od debaty z Beatą Szydło czy z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, osłabia ryzyko nasilenia  polaryzacji sceny politycznej do dwóch największych partii: PO i PiS. W ten sposób liczy na spłaszczenie wyników największych partii i zmniejszenie różnicy między PiS i PO oraz wprowadzenie do Sejmu jak najwięcej parlamentarnej „drobnicy”, z którą da się zbudować koalicję, jak ta obecna z PSL, trwająca dwie kadencje.

 

Czyli Platforma, mając świadomość, że nie wygra, robi wszystko, żeby rozmiary zwycięstwa PiS były jak najmniejsze?

– Zarówno działania premier Kopacz, jak i liderów Platformy mogą świadczyć o tym, że ta formacja już pogodziła się z tym, że ostateczny wynik wyborów będzie dla nich niekorzystny i celem na ostatniej kampanijnej prostej jest maksymalne spłaszczenie różnicy między PiS a PO i w ten sposób zrobienie miejsca mniejszym ugrupowaniom – głównie Nowoczesnej Ryszarda Petru i Zjednoczonej Lewicy. Ta ostatnia, choć bardzo zróżnicowana sama w sobie, jest zdecydowanie „pompowana” przez media, zarówno publiczne, jak i prywatne. A to oznacza już dziś budowanie przyszłej potencjalnej koalicji. Co ciekawe, PSL zostało jakby „odstawione” na bok. Mamy zatem grę na próbę maksymalnego osłabienia PiS przez pozostałe partie, które – choć głosowanie jeszcze przed nami – to już grają wspólnie i możemy obserwować zawiązanie ich niewidzialnej koalicji.

Wszystkie ręce na pokład, żeby tylko pokonać PiS?

– Mamy do czynienia wręcz z histeryczną obawą medialnych gwiazd przed przegraną PO, które już asekuracyjnie wyprzedzają tę porażkę i głoszą, że Ewa Kopacz nie dała rady. Proszę zwrócić uwagę: nie dała rady premier Kopacz, ale nie PO.  Zaś dostrzegalne sygnały liderów mniejszych ugrupowań – głównie Zjednoczonej Lewicy – wskazują na budowanie koalicji z Platformą. Wiele przesłanek wskazuje na to, że PiS jednak wcale w tym wyścigu nie musi przegrać. Wystarczyłoby, aby do Sejmu weszła partia Pawła Kukiza, a to pozwoliłoby na zbudowanie niepisanej koalicji PiS z Ruchem Kukiz’15.

Trwająca kampania obnaża słabość i pokazuje mierność polityków czy może taki, a nie inny obraz polityki wynika ze słabości polskiego społeczeństwa?

– Stawiałabym jeszcze na inną przyczynę. Rządząca od ośmiu lat w Polsce koalicja PO – PSL przestała prowadzić dialog ze społeczeństwem, przestała się z nim komunikować. Mamy niekończącą się – trwającą od lat – kampanię wyborczą albo raczej nieustającą kampanię PR-owską. Przez siedem lat rządów Donald Tusk nie prowadził żadnej polityki, tylko mając za sobą mocno rozbudowany sztab ds. mediów z głównym architektem strategii Igorem Ostachowiczem na czele, grał pod publikę także w wymiarze międzynarodowym na forum Unii Europejskiej, co zaowocowało obsadzeniem go w roli szefa Rady Europejskiej. W tym politycznym tyglu polskie społeczeństwo zostało zostawione samo sobie. Zarówno w starciu z głównymi mediami komercyjnymi, jak i telewizją publiczną, która przestała pełnić swoją misję i całkowicie się spolitykowała, stając po stronie obozu rządzącego. W tej chwili mamy tego efekty. Taka sytuacja trwa już ponad dekadę. Media, które w normalnej demokracji powinny reprezentować przede wszystkim interesy społeczeństwa, stoją po stronie patologicznej polityki i skorumpowanych – przypomnijmy choćby słynne taśmy u „Sowy i Przyjaciół” – polityków opcji rządzącej. Na scenie pozostała osamotniona Ewa Kopacz, a media resztkami sił „robią” wszystko, żeby ocalić to, co jeszcze pozostało po partii władzy. Ta ostatnia, paradoksalnie po ośmiu latach rządów, mimo kompromitacji i patologii ją drążących, ma całkiem niezłe notowania. A wszystko to właśnie dzięki sile stojących za nią mediów. Gdybyśmy żyli w rzeczywistości nielicencjonowanej demokracji i w systemie mniejszej patologii mediów, to po Platformie, biorąc pod uwagę genezę partii i afery, jakie od samego początku jej towarzyszą, nie powinien pozostać ślad. Ugrupowanie to nie powinno 25 października przekroczyć nawet progu wyborczego. Problemem jest także to, że wraz z partią władzy procesowi coraz głębszego rozkładu uległy również media. Zniesmaczone społeczeństwo żyje w odrębnym, równoległym nurcie – poza życiem publicznym i polityką.

Można zatem powiedzieć, że to właśnie media są kreatorem polityki, a nie politycy?

– Obserwujemy tu sprzężenie zwrotne. Politycy mają pewną władzę, to oni dzielą, oni mogą skłócać różne grupy ze sobą, to w ich szeregach toczą się wewnętrzne gry interesów. A zarazem otrzymują wzmocnienie przez rezonansowe medialne tuby – obserwujemy proces wzajemnej symbiozy – świata mediów i rządzącej koalicji. Stąd najważniejsza jest refleksja społeczeństwa: czy przekazy medialne, które obecnie płyną bocznymi niezależnymi nurtami, okażą się na tyle mocne, żeby dotrzeć do wyborcy i wpłynąć na postrzeganie znaczenia piorunującej siły jego wyborczej karty. 

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl