Panie Pośle, czemu ma służyć projekt uchwały przygotowany przez Platformę o powołaniu komisji śledczej w sprawie SKOK-ów?
– Używając języka kabaretowego, można powiedzieć, że mamy do czynienia z powtórką z rozrywki. Jak bowiem nazwać zaniedbania Platformy, która – przypomnę – miała osiem lat w postaci luksusu rządzenia i mogła taką komisję bez problemu powołać. Tym bardziej że ostatnie dwa lata rządów tej formacji wespół z PSL były nieustanną lawiną ataków na SKOK-i. Przypomnę tylko, że działała chociażby specjalna podkomisja powołana przez Platformę właśnie w tym celu. Mogli zatem zrobić, co chcieli, ale nic nie zrobili, tym bardziej dziwić może fakt, że dzisiaj nadal usiłują kontynuować ten temat, w czym nawiasem mówiąc, przypominają mi trochę karpie przed wigilią.
Co ma Pan na myśli, używając takiego porównania…?
– Może się okazać, że taka komisja jeśli w ogóle powstałaby, to raczej mogłaby zaprowadzić drążących ten temat w całkowicie inną stronę, niż oczekiwaliby politycy Platformy. Mogłaby doprowadzić bardzo blisko tej formacji, a przynajmniej do ludzi, którzy byli związani z Platformą, jak chociażby były prezydent Bronisław Komorowski czy inni działacze polityczni tej partii. Przecież kandydaci Platformy byli również w tych SKOK-ach, które upadły.
Czy zatem można mówić o aferze wokół SKOK-ów?
– Według mnie, nie możemy mówić o żadnej aferze SKOK-ów, raczej trzeba by powiedzieć o aferze wysokich urzędników państwowych, którzy te SKOK-i nadzorowali. Przypomnę tylko, że Komisja Nadzoru Finansowego kierowana przecież przez Andrzeja Jakubiaka – w końcu urzędnika bezpośrednio podległego najpierw ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi, a później premier Ewie Kopacz tak „dzielnie” nadzorowała SKOK Wołomin, że w ciągu półtora roku tego nadzoru do momentu upadłości wyprowadzono stamtąd jeszcze ponad miliard złotych. To rzecz bez precedensu, niespotykana nigdzie indziej na świecie, żeby ci, którzy odpowiadają za kontrole i nadzór, właściwie nie byli w stanie ukrócić przekrętów, które tam miały miejsce w sytuacji, kiedy SKOK Wołomin był pod nadzorem KNF, o czym ta instytucja była poinformowana, że poważne problemy istnieją. Tak czy inaczej jeśli miałaby powstać komisja śledcza, to raczej do zbadania niewłaściwego nadzoru, niedopełnienia obowiązków czy też przekroczenia uprawnień przez wysokich urzędników KNF. To, że problem istnieje, potwierdza śledztwo, które zostało wszczęte niedawno, notabene po dwóch latach od złożenia wniosku przez ówczesnego posła Przemysława Wiplera, przez dwie prokuratury w Gorzowie i w Warszawie, które badają, jak mogło dojść do takich nieprawidłowości w SKOK-u Wołomin nadzorowanym przez KNF. Mieliśmy niezwykle restrykcyjną postawę KNF w stosunku do SKOK-ów – dodajmy małych SKOK-ów, i w ogóle do tego systemu kas oszczędnościowych, który stanowi zaledwie jeden procent polskiego rynku finansowego. Czyż to nie dziwne, że w ostatnich latach urzędnicy KNF zajmowali się głównie tym stosunkowo małym rynkiem, jakoś dziwnym trafem bagatelizując pozostałe 99 proc., gdzie są rzeczywiście poważne problemy?
Co konkretnie ma Pan na myśli?
– Mam na myśli chociażby tzw. kredyty walutowe wyceniane dziś na ok. 140 miliardów złotych, ponadto sprawę tzw. polisolokat – czyli nadzoru nad rynkiem ubezpieczeniowym, czy pośrednictwa finansowego, gdzie w pułapkę zostało złapanych ok. 4-5 milionów Polaków na kwotę ok. 50 miliardów złotych. Jeśli do tego dodamy „słynne” opcje walutowe dla przedsiębiorstw, gdzie sprawa nie jest rozwiązana do dzisiaj. To pokazuje, jak zastanawiająco dziwna jest polityka KNF, także jeśli chodzi zgody na sprzedaż udziałów w bankach zagranicznych, które z Polski chciałyby wyjść, jednocześnie pozostawiając nam te złe kredyty oczywiście wyniesione poza sprzedawany bank. I taką sytuację mamy w kontekście chociażby sprzedaży Raiffeisen Polbank czy Banku BPH, gdzie sprzedaje się tą zdrową część, natomiast złe długi czy złe kredyty się pozostawia w spadku dla polskich obywateli i państwa polskiego. To jest dziwna, zła praktyka. Tym bardziej zastanawiająca jest praktyka szybkiej zgody na sprzedaż Włochów 10 proc. akcji Banku Pekao SA. Jeśli mamy mieć repolonizację polskiego sektora bankowego, to tym bardziej Polacy powinni mieć prawo do pierwszeństwa. Kolejne pytanie – to jak były nadzorowane umowy prywatyzacyjne w sektorze bankowym jeszcze z lat minionych. To, co również uderza już nawet na pierwszy rzut oka, to niezwykła łagodność, wyrozumiałość dla podmiotów bankowych, ubezpieczeniowych działających w Polsce, głównie zagranicznych, a jednocześnie niezwykle rygorystyczne traktowanie małych polskich podmiotów w końcu niestanowiących wielkiego rynku w naszym kraju. Tych pytań, na które nie ma odpowiedzi, jest wiele.
Chce Pan powiedzieć, że Platforma rygorystycznie traktowała SKOK-i, a innym dawała fory?
– Dokładnie tak, co więcej ten proces trwał osiem lat. Dzisiaj należałoby się zastanowić, jak to było możliwe w państwie praktycznie, a nie tylko teoretycznie funkcjonującym, że takie rzeczy jak chociażby przy okazji SKOK-u Wołomin mogły się dziać, i to pod okiem nadzorcy.
Posłanka Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów z Platformy, uzasadniając wniosek o komisję śledczą w sprawie SKOK-ów, sugerowała, że PiS roztaczało parasol ochronny nad SKOK-ami, co więcej, uniemożliwiało wprowadzenie państwowego nadzoru finansowego nad systemem SKOK…
– Pani poseł Izabela Leszczyna odpowiada za to, co się działo w Polsce w sferze finansów publicznych, w końcu była wiceministrem finansów i jako polonistka z wykształcenia z pewnością wie, co mówi. Natomiast są to polityczne, a nie merytoryczne oceny. Jak pan zauważył, poseł Izabela Leszczyna – w swojej wypowiedzi nie odnosi się do urzędników państwowych poprzedniej władzy i ich roli w tym procesie. Wydaje się, że dopiero audyt dokonany w KNF po rządach koalicji PO – PSL rzuci nowe, właściwe światło na uwarunkowania i przyczyny bardzo dziwnej roli, jaką odgrywała KNF wspólnie z politykami Platformy w stosunku do tego sektora usług.
Czy można powiedzieć, że bezpieczeństwo depozytów obywateli korzystających z usług SKOK jest pewne?
– Oczywiście istnieje zabezpieczenie wypływające z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, którego limit wynosi sto tysięcy euro i wszystko zostało przecież zwrócone. Problem jednak polega na tym, że każdą instytucję funkcjonującą dzisiaj, jeśli się tylko chce, łatwo można doprowadzić do upadłości, do kłopotów, choćby tak jak to miało miejsce za rządów koalicji PO – PSL, gdzie zaledwie w ciągu jednego roku wydano cztery zarządzenia dla SKOK-ów dotyczące zasad rachunkowości. Żadna instytucja, żaden nawet największy bank nie wytrzymałby, gdyby tak jak wobec SKOK-ów stosowano wobec niego takie praktyki, że kiedy tylko pojawiał się zysk, wydawano odpowiednie, nowe zasady rachunkowości, które zamieniały zysk w stratę. Tak się nie da funkcjonować. To jest dowód na to, że nierówno traktowano podmioty funkcjonujące na polskim rynku finansowym, że nie dbano o bezpieczeństwo o interes wszystkich uczestników tego rynku. Jedni byli restrykcyjnie, niesprawiedliwie traktowani, a inni mogli liczyć na szczególne preferencje, co więcej – nie dostrzegano ich działań, które okazywały się bardzo niekorzystne dla klientów banków, firm ubezpieczeniowych czy firm zajmujących się pośrednictwem finansowym.
Tak czy inaczej, czy na tle innych banków, które dziś funkcjonują na polskim rynku, pieniądze w SKOK-ach są bezpieczne?
– Niestety, nigdy nie ma stuprocentowego bezpieczeństwa depozytów, i to w żadnym banku. Jak wspomniałem dla Bankowego Funduszu Gwarancyjnego jeden procent tego rynku finansowego, jaki zajmują SKOK-i, nie stanowi żadnego problemu. Ale kredyty w innych komercyjnych bankach, które idą w setki miliardów złotych, to jest prawdziwy problem dla systemu bankowego. Nad nim wisi bowiem miecz w postaci tzw. kredytów frankowych i słyszymy o niezwykle poważnych problemach banków w Europie. Kilka dużych banków europejskich ma gigantyczne problemy, a te banki mają przecież swoje oddziały również w Polsce. I biorąc to wszystko pod uwagę, SKOK-i są najmniejszym problemem dla systemu stabilności sektora finansowego.