logo
logo
zdjęcie

Dr Zbigniew Kuźmiuk

Koniec z tzw. syndromem pierwszej dniówki

Środa, 31 sierpnia 2016 (10:23)

Od pierwszego września wchodzi w życie kolejne rozwiązanie o charakterze propracowniczym, które pozwoli na poważne ograniczenie zjawiska nazywanego przez inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy tzw. syndromem pierwszej dniówki.

Opis tego zjawiska i apele do posłów o jego likwidację znajdowały się corocznie w sprawozdaniu PIP przedstawianej Sejmowi, ale poprzednia koalicja PO – PSL jakoś nie miała serca do wprowadzania rozwiązań, które broniłyby interesów pracowników.

Dotychczasowe przepisy kodeksu pracy pozwalały bowiem pracodawcy na dopełnienie formalności związanych z zawarciem umowy o pracę z pracownikiem do końca pierwszego dnia pracy.

Pracodawcy, którzy zatrudniali pracowników na czarno, w przypadku kontroli PIP zawsze tłumaczyli się, że pracownik jest zatrudniony pierwszy dzień i że właśnie są dopełniane formalności, aby taką umowę zawrzeć.

Stąd słaba skuteczność inspektorów PIP w zwalczaniu zatrudnienia na czarno, bowiem nawet jeżeli została potwierdzona obecność na stanowiskach pracy dużej grupy pracowników bez umów o pracę, to pracodawca był bezkarny.

W sytuacji kiedy teraz inspektor PIP stwierdzi brak umowy o pracę albo pisemnego potwierdzenia warunków jej przyjęcia przez pracownika, na pracodawcę będzie nakładana grzywna.

Nowe przepisy w kodeksie pracy wprowadzają obowiązek pisemnego zawarcia umowy o pracę lub potwierdzenia na piśmie warunków jej przyjęcia przez pracownika przed podjęciem pracy.

Jak poinformowała w komunikacie dla mediów minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, „te zmiany dają gwarancję legalnego zatrudnienia, a co się z tym wiąże – bezpieczeństwo i komfort pracy dla pracowników”.

Dodała także, że „w sytuacji kiedy wyraźnie poprawia się sytuacja na rynku pracy w Polsce, jej resort chce dbać nie tylko o dostępność pracy, ale także o jej jakość”.

Przypomnijmy także, że weszły w życie ustawowe zmiany dotyczące minimalnej stawki godzinowej w umowach zlecenia, ale także w tzw. samozatrudnieniu w wysokości 12 zł brutto 9 (po waloryzacji od 1 stycznia 13 zł).

Wspomniana stawka będzie obowiązywała zarówno w umowach-zleceniach, jak w przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej, czyli tzw. samozatrudnienia od 1 stycznia 2017 roku.

Presja ze strony Rady Ministrów na to rozwiązanie świadczy o determinacji rządu Prawa i Sprawiedliwości, żeby poprzez regularne podnoszenie poziomu płacy minimalnej w tym przypadku w ramach umów-zleceń, a teraz także „etatowej” płacy minimalnej, wręcz „wymuszać” na pracodawcach regulacje płacowe „w górę”.

Rada Ministrów podjęła także decyzję o podwyżce „etatowej” płacy minimalnej na rok 2017 z 1850 zł do 2000 zł brutto, czyli aż o 150 zł, i właśnie dlatego konieczna była waloryzacja płacy godzinowej minimalnej z 12 zł na 13 zł od 1 stycznia.

Podniesienie stawki godzinowej do 13 zł za godzinę brutto było konieczne, ponieważ przy ustawowych 168 godzinach pracy miesięcznie daje wynagrodzenie w wysokości 2184 zł brutto miesięcznie i w związku z tym jest o 184 zł wyższe od minimalnego wynagrodzenia na podstawie umowy o pracę (ustalonego na ten rok 2017 w wysokości 2000 zł).

Natomiast taka relacja pomiędzy tymi minimalnymi wynagrodzeniami (niższa płaca etatowa, wyższa godzinowa), zdaniem minister Rafalskiej, będzie zachęcała pracodawców zarówno publicznych, jak i prywatnych do zatrudniania na podstawie umów o pracę, a nie umowy-zlecenia czy samozatrudnienia, bo te pierwsze będą jednak wyraźnie „tańsze”.

Dr Zbigniew Kuźmiuk

Autor jest finansistą, posłem do Parlamentu Europejskiego.

NaszDziennik.pl