Antoni Macierewicz chce odebrać stopnie generalskie Wojciechowi Jaruzelskiemu i Czesławowi Kiszczakowi. Podpisałby się Pan pod tym postulatem?
– Jest to działanie tylko symboliczne, bo obaj panowie nie żyją. W ten sposób szef MON chce ukazać absurd, jakim jest oddawanie w III Rzeczpospolitej honorów twórcom stanu wojennego. Ma to także znaczenie wychowawcze. W jasny sposób pokazujemy społeczeństwu oraz wojsku kto kim był. Tym samym Kiszczak i Jaruzelski przestaną być jednym z symboli współczesnego wojska polskiego.
I takim samym symbolicznym działaniem jest odebranie rent i emerytur byłym esbekom?
– To już jest realne działanie. Po pierwsze: ci ludzie żyją. Jest to więc wymierzeniem im sprawiedliwości, ponieważ nie należą im się jakiekolwiek przywileje emerytalne. Pamiętajmy, że instytucja, do której należeli, miała znamiona organizacji zbrodniczej. Dokonywano porwań i zabójstw, łamano ludzkie sumienia i życiorysy, zastraszano społeczeństwo. To nie chodzi o to, że każdego trzeba badać indywidualnie – cała ta organizacja była nastawiona na podtrzymywanie okupacji sowieckiej i zbrodniczej ideologii komunistycznej. Za to III RP nie powinna dawać nagrody, bo uczestnictwo w SB nie zasługuje na żadne pozytywne wyróżnienie. To jest pewna sprawiedliwość, która daje bardzo jasny sygnał wszystkim Polakom, co było dobre, a co złe. Obecnie system emerytalny utrzymują współczesne pokolenia i one mają dług wdzięczność wobec bohaterów, którzy walczyli o niepodległość, a nie tych, którzy utrwalali władzę ludową.
A nie obawia się Pan tego, że to „przywracanie sprawiedliwości” nie przemieni się kiedyś w zemstę?
– A co ma pan przez to na myśli?
Biorąc się za renty i emerytury, otworzymy furtkę i zacznie się przejmowanie nieruchomości, majątku, bo przecież zdobyli go w czasach komuny.
– To bym jednak podzielił na dwie różne rzeczy. Emerytury, i nie oszukujmy się, że jest inaczej, pochodzą głównie z budżetu państwa. Kwestia z prywatnymi majątkami jest trochę bardziej skomplikowana. Majątek partii powinien w całości zostać przejęty przez państwo. Z kolei dobra, które zgromadziły prywatne osoby, wymagałby rozwiązania na drodze sądowej. Wymagałoby to także udowodnienia, że został zdobyty z pogwałceniem prawa. I tylko taką sytuację uznałbym za dopuszczalną.
Ostatnio modne stało się porównywanie czasów obecnych z początkiem lat 80. Żyjemy w gorszych czasach niż w czasie stanu wojennego?
– To jest totalna bzdura. W tamtych czasach byłem dzieckiem i na bazie samych wspomnień mogę wskazać fundamentalne różnice. Na ulicach mieliśmy czołgi, funkcjonowała godzina policyjna, zerwano połączenia telefoniczne, pacyfikacja zakładów strajkujących, tysiące osób trafiły do więzień lub miejsc internowania, a sto straciło życie. Jeżeli ktoś próbuje tamten czas porównywać do współczesności, to naraża się na śmieszność. Każda osoba, która ma minimalną wiedzę historyczną, to się z tego śmieje. Pytanie, które teraz należy postawić, to jakie intencje przyświecają osobom, które używają tego typu porównań.
I do jakich wniosków Pan dochodzi?
– Myślę, że jest to szaleńcze poszukiwanie męczeństwa. W różnych miastach pojawiają się podobne hasła: „Murem za Hanką”, „Murem za Żukiem”, „Murem za senatorem Józefem Piniorem”. Jest to znalezienie jakiejś postaci lub grupy osób, która rzekomo jest represjonowana, a stawiane jej zarzuty nie mają realnych podstaw, a jedynie motywacje polityczne. To jest właśnie robienie męczeństwa. I później słuchamy w okolicach rocznicy stanu wojennego, że jak kiedyś osoby te były prześladowane przez SB, tak teraz są przez CBA. To jest tak nieracjonalne, że się samo ośmiesza. Jeżeli KOD chce w ten sposób skupić na sobie czyjąkolwiek sympatię, to na pewno nie ludzi, którzy cierpieli w stanie wojennym, ale dawnych PZPR-owców i esbeków, bo oni dzisiaj rzeczywiście są w trwodze. To są więc działania wewnątrz lewicowego elektoratu.