logo
logo

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Medialny atak na Polskę?

Wtorek, 20 grudnia 2016 (10:54)

Z dr Hanną Karp, medioznawcą z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Rafał Stefaniuk

Przez weekend mieszkańcy zdecydowanej większości województw mieli problem z odbiorem kanałów TVP znajdujących się na multipleksie. Sytuacja budzi Pani niepokój?

– Jest to sytuacja precedensowa. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek w historii polskiej telewizji publicznej taki fakt miał miejsce – czy to w III RP, czy w okresie PRL. To musi budzić niepokój. Dziwi fakt, że  jeszcze nie wydano oficjalnego wyczerpującego komunikatu w tej sprawie. Informację w tej kwestii  powinien złożyć dostawca sygnału  TVP, amerykański Emitel. Oficjalny głos powinny zabrać także  polskie służby, które zajmują się bezpieczeństwem telekomunikacyjnym. Tłumaczenia, które do nas docierają – że to rozchwianie chwilowe sygnału, czysta techniczna awaria – są niewystarczające i gdyby sprawa nie była bardzo poważna, to  takie wyjaśnienia mogłyby budzić tylko   śmiech.

Prezes TVP Jacek Kurski podejrzewa działanie osób trzecich i zawiadamia ABW. Może być coś na rzeczy?

– Decyzja prezesa Kurskiego jest w pełni uzasadniona.  W wyjaśnienie sprawy powinny być zaangażowane służby specjalne. Kontrola Emitelu jest o tyle konieczna, że firma ta to obecnie w Polsce wiodący operator radiodyfuzji i radiotelekomunikacji, świadczący także jeszcze inne usługi telekomunikacyjne, a znajdujący się – od 2000 roku, przed sprzedażą – na liście  firm o strategicznym znaczeniu. Po sprzedaży Francuzom razem z TP SA, w 2013 roku został w 100 proc. sprzedany amerykańskiej firmie, inwestującej w infrastrukturę telekomunikacyjną. Obecnie, oprócz tego, że jest dostawcą sygnału TVP na całą Polskę, to jeszcze ma dostarczać  cyfrowy  sygnał radiowy  na cały kraj. Proces cyfryzacji radia w Polsce  to przedsięwzięcie bardzo kosztowne, wyjątkowo ważne z punktu widzenia strategii bezpieczeństwa informacyjnego państwa – a obecnie na  etapie początkowym. Jeżeli spółka ta, która odpowiada za przerwanie nadawania TVP, ma jeszcze być dostawcą sygnału cyfrowego  radia, to może bardzo niepokoić. Należy oczekiwać  strategicznych decyzji, które dadzą gwarancję, że obecna „awaria” się już więcej nie powtórzy, bo założenie, że w sprawie mogły mieszać „krasnoludki” , żeby nie  powiedzieć „zielone ludziki”, nie jest bezzasadne.

Tylko czy sprawą powinny się zajmować służby? Mamy inne instytucje kontroli...

– Nie zapominajmy o kontekście, w jakim wszystko się dzieje. Znajdujemy się w czasie, w którym jesteśmy świadkami czegoś, co niektóre media i eksperci nie wahają się nazwać próbą zamachu stanu. Doszło do blokady sali plenarnej sejmu i sparaliżowania prac nad przyszłorocznym budżetem. Nieprzyjęcie tej ustawy w ustawowym terminie powoduje rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych. W Warszawie pojawiają się bojówki, które zakłócają spokój na ulicach i prace Sejmu. Stan bezpieczeństwa państwa jest nadwerężony, a obywatele tracą jedno z istotnych źródeł informacji. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby sytuacja miała miejsce w warunkach działań zbrojnych lub klęsk żywiołowych, kiedy istnieje potrzeba szybkiego poinformowania społeczeństwa, bo to może zadecydować o życiu tysięcy ludzi. Tu powinny wkroczyć właściwe organa państwa , które uspokoją sytuację i przekażą konkretne i wyczerpujące komunikaty. Zaistniała sytuacja nie może być zawieszona w próżni. Nie może być tak, że otrzymamy informację w wyniku prac powołanej specjalnej komisji za  rok czy pół roku.   Informacje powinny do nas spływać natychmiast.

W całym kraju dochodzi do protestów w obronie wolności mediów, którym towarzyszą ataki demonstrantów na dziennikarzy TVP. O wolność których mediów walczy KOD?

– W tej chwili docierają do nas dwie sprzeczne narracje. Jedna – forsowana przez duże stacje komercyjne – że rację mają ci, którzy blokują Sejm, a druga – wypływająca z  publicznych ośrodków – że rację ma obóz rządzący. Poszczególne przekazy stacji komercyjnych  nieuchronnie prowadzą do konkluzji, że to one są  stroną konfliktu. Kierują nim  i konsekwentnie go podsycają – od strony informacyjnej, emocjonalnej i strategicznej. Logicznie wpisuje się w to przekaz  Michała Broniatowskiego, redaktora naczelnego miesięcznika „Forbes” (właściciel Axel Springer), a wcześniej członka  Rady Nadzorczej TVN, który opublikował na Facebooku instrukcję, w jaki sposób wywołać w Polsce Majdan. Instrukcja jest szczegółowa i sprawia wrażenie, jakby została opracowana przez  osobę kompetentną i doświadczoną we  wszczynaniu antyrządowych rewolt. Gołym okiem widać, że pewnym ośrodkom opozycyjnym, także poza krajem, zależy na sianiu w Polsce zamętu, budzeniu strachu i niepokoju. To także wymaga jak najszybszego wyjaśnienia. Z drugiej strony po raz kolejny widzimy, kto jest kim, np. w mediach. Obecnie  globalne ośrodki medialne  wywołują rewolty  w wielu miejscach świata i nie wiem, czy teraz nie mamy z tym do czynienia. Choć mediami zajmuję się wiele lat,  to to, co obecnie można słyszeć i obserwować w medialnych przekazach,  wprowadzać może w stan osłupienia. Wydaje się , że nawet propaganda budowana przez reżym Wojciecha Jaruzelskiego przed wprowadzeniem stanu wojennego nie potrafiła tak  rozhuśtywać społecznych emocji.

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski prowadzi rozmowy z dziennikarzami ws. nowych zasad funkcjonowania mediów w parlamencie. Patrzy Pani na to z optymizmem?

– Wydaje się, że nie ma innego wyjścia, porozumienie jest konieczne. To odbierze argumenty stronie, która wywołuje burdy. Jeżeli dojdzie do porozumienia z mediami, to hasła „walki o wolność mediów” stracą na sile i będą już tylko groteskowe.  Rządzący powinni przyjąć taktykę wybijania argumentów oponentom.

To może głównym grzechem PiS jest to, że zmian w regulaminie Sejmu nie rozpoczął od rozmów z mediami?

– Wszyscy dyskutują o „smoku”, a nikt nie wie, jak on wygląda. O zmianach w regulaminie mówi się już od dawna, ale nikną jego  szczegóły. Może gdyby zadbano o lepszą politykę informacyjną, okazałoby się, że nie ma powodów, by tego smoka się obawiać.

Jest Pani zwolennikiem zmian w tej materii?

– Dziennikarze komercyjnych  stacji traktują polityków jak zwierzątka w klatce. Cały dzień je obserwują, zwracając głównie  uwagę na detale makijażu, stroju, a wieczorami śmiechem zabijają  w swoich programach. To nie jest telewizja informacyjna, a raczej telewizyjny wyrafinowany polityczny hejt. Dobrze to nazwał redaktor  Jacek Karnowski na portalu wPolityce – dziennikarstwem „tabunowym”. Chaotyczne i agresywne grupy dziennikarzy biegają za politykami,  by ich w jakiś sposób zadręczać. Materiały są tak przygotowywane, że można sądzić, iż dziennikarze swoich  rozmówców wręcz  nienawidzą. Przypominają mi się tu skargi prof. Krystyny Pawłowicz, którą jedna z telewizji upatrzyła na kozła ofiarnego. Przebywanie w takiej atmosferze całymi miesiącami uniemożliwia pracę. Jest to nie do wytrzymania. Współczuję posłom takich warunków egzystowania. Taka sytuacja zdecydowanie  wymaga zmian.  Jest niewyobrażalna w jakimkolwiek innym europejskim parlamencie, nie mówiąc już o niemieckim Bundestagu. 

Dziękuję za rozmowę.

Rafał Stefaniuk

NaszDziennik.pl