logo
logo

Zdjęcie: Rep. Robert Sobkowicz / Nasz Dziennik

Zadbajmy o godne upamiętnienie zbrodni ludobójstwa

Niedziela, 14 maja 2017 (11:55)

Z dr. hab. Andrzejem Zapałowskim, historykiem, wykładowcą akademickim, ekspertem ds. bezpieczeństwa, prezesem rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Wygląda na to, że po Hruszowicach powoli znikać będą kolejne nielegalne banderowskie upamiętnienia. Determinacja jest wystarczająco duża, żeby tak się stało?

– Tak naprawdę była to samowola budowlana, która powstała przeszło 20 lat temu, do której oficjalnie nikt się nie przyznawał. Mimo prób jego usunięcia obiekt trwał w najlepsze ku zadowoleniu ukraińskich środowisk nacjonalistycznych. Dziś, po usunięciu upamiętnienia w Hruszowicach, widzimy, że to, co wydawało się niemożliwe, czego w kwestii likwidacji nielegalnych ukraińskich upamiętnień nie było w stanie zrobić pokolenie, które przez ostatnie ponad dwie dekady rządziło Polską, teraz skutecznie czynią młodzi ludzie, którzy biorą sprawy w swoje ręce. Stąd powołanie Społecznego Komitet Usuwania Banderowskich Upamiętnień w Polsce, który w sposób legalny, zgodny z prawem, zamierza usuwać poświęcone zbrodniarzom relikty, które nie mają prawa znajdować się na polskiej ziemi, a mimo to wciąż stoją. To przez wiele lat był chichot historii oznaczający brak szacunku dla ofiar zbrodni ludobójstwa oraz grę na uczuciach ich krewnych oraz, szerzej, środowisk kresowych. Jednocześnie to wskazuje na jeszcze jedną ważną kwestię, a mianowicie, że chowanie – w imię poprawności politycznej – problemów pod dywan, udawanie, że ich nie ma, że jakoś to będzie, tylko te problemy potęguje i w przyszłości może powodować jeszcze większe szkody.

Jaka jest skala nielegalnych upamiętnień UPA na Podkarpaciu i w ogóle w skali kraju?

– Możemy tu mówić o kilkudziesięciu nielegalnych pomnikach. Tak naprawdę kontrowersje dotyczą tylko tych obiektów, które zostały wybudowane ku czci sprawców zbrodni ludobójstwa, a nie cywilnych ofiar, pomimo że są one także nielegalne.

Te działania Społecznego Komitet Usuwania Banderowskich Upamiętnień w Polsce mogą być skutecznym sposobem na zgodne z prawem pozbycie się tych reliktów?

– Tak uważam. To jest początek systematycznej akcji eliminowania tego typu nielegalnych obiektów gloryfikujących zbrodniarzy z OUN-UPA z polskiej przestrzeni publicznej. W tym wypadku decyzje należą do gmin, na terenie których tego typu upamiętnienia się znajdują. Zgodnie z prawem każda budowla, która została wzniesiona w sposób nielegalny, powinna zostać natychmiast rozebrana. Tyle tylko, że prawo to nie było stosowane wobec nielegalnych upamiętnień ukraińskich. W Polsce – czy to się komuś podoba, czy nie – obowiązuje jedno prawo, któremu wszyscy podlegają. I to, że jakieś podmioty zagraniczne domagają się realizacji swoich własnych interesów, wbrew naszemu prawu, często nawet wywierając presję na naszych władzach centralnych, to nie powinno nas zupełnie interesować. Zgodnie z prawem musimy robić swoje.

Dlaczego w wolnej Polsce, mimo ustawy, tak trudno było dotąd pozbyć się nielegalnych upamiętnień UPA na Podkarpaciu, ale nie tylko?

– Powód tej bezczynności czy wręcz karygodnego zaniechania jest prosty – mianowicie wokół poszczególnych rządów w Polsce zawsze kręciły się osoby – członkowie czy sympatycy Związku Ukraińców w Polsce. I to oni po cichu, ale systematycznie wspierali środowiska, które budowały tego typu nielegalne upamiętnienia.

Chce Pan powiedzieć, że poprawność polityczna górowała nad prawem?

– Dokładnie. I ten stan wciąż trwa – niestety. Wystarczy tylko spojrzeć na działania Związku Ukraińców w Polsce, w dużej mierze dotowanego z polskiego budżetu, którego członkowie od lat gloryfikują formacje, które dokonały ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej, co więcej, coraz głośniej i wprost domagają się respektowania swoich racji. To bardzo roszczeniowa grupa. Związek Ukraińców w Polsce to organizacja tak naprawdę wrogo nastawiona do Polski i Polaków. Jej członkowie zasilali Unię Demokratyczną, a później jej spadkobierczynię Unię Wolności. Wspominałem już o tym podczas naszych wcześniejszych rozmów, wymieniając nazwisko Mirosława Czecha, który pełnił funkcję sekretarza generalnego Unii Wolności za rządów koalicji ugrupowań Akcja Wyborcza Solidarność – Unia Wolności, a jednocześnie był członkiem zarządu głównego Związku Ukraińców w Polsce. Nic zatem dziwnego, że jakiekolwiek działania zmierzające do likwidacji nielegalnych upamiętnień OUN-UPA były torpedowane.

A dzisiaj jak to wygląda…?

– Dzisiaj te środowiska nadal są aktywne w polskiej przestrzeni publicznej i także starają się wpływać na obecny rząd, aby ten przymknął oko na te – podkreślmy – nielegalne upamiętnienia. Ale tego typu działaniom czy wręcz szantażom nie wolno ulegać.

Społeczny komitet musi wyręczać państwo w tak istotnej kwestii…?

– Podobnie było w sprawie szantażu społeczności ukraińskiej w sprawie kościoła i klasztoru Ojców Karmelitów Bosych w Przemyślu, gdzie społeczny komitet wymusił respektowanie prawa własności zakonników do obiektów. Mimo że śp. ks. abp Ignacy Tokarczuk – ówczesny ordynariusz diecezji przemyskiej – chciał w znacznej części sfinansować budowę katedry dla grekokatolików, ci odrzucili propozycję i żądali własności zakonników. Żeby zakończyć ten spór, potrzeba było aż interwencji samego Ojca Świętego Jana Pawła II, który podczas swojej pamiętnej wizyty w Przemyślu 2 czerwca 1991 r. w czasie spotkania z grekokatolikami ogłosił decyzję o przekazaniu tej społeczności na własność kościoła garnizonowego pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa, jednocześnie podnosząc świątynię do godności greckokatolickiej katedry. Tym samym Ojciec Święty zakończył nabrzmiały spór o przemyski kościół Ojców Karmelitów.

Okazuje się, że w związku z usunięciem upamiętnienia w Hruszowicach były naciski ze strony polskich służb, a także groźby ze strony ukraińskiej. Po fakcie ukraińskie MSZ wydało komunikat, w którym ten „akt” nazywa prowokacją i wzywa nasze władze do legalizacji pomników UPA w Polsce…

– Nasze służby zapewne dostały zalecenia polityczne, ale postąpiły słusznie, nie ingerując ostatecznie w prawne działania gminy Stubno. Co do stanowiska ukraińskiego MSZ, to jest to jego, zresztą nie pierwsza, kompromitacja. Tamtejsza dyplomacja wydaje bowiem noty bez całościowej znajomości i analizy tematu. Dyplomatycznie można to uzasadnić bardzo młodą państwowością tego kraju i niedojrzałością kadr dyplomatycznych.

Historycznym relacjom polsko-ukraińskim wciąż towarzyszą niezdrowe emocje. Co można zrobić, żeby raz na zawsze przeciąć te dyskusje i zamknąć temat?

– Jak można dochodzić do prawdy historycznej w stosunkach polsko-ukraińskich, jak ze strony ukraińskiej mamy we wspólnej komisji w większości historyków ukraińskich, którzy reprezentują środowiska nacjonalistów ukraińskich, a ze strony Polski dużą część historyków, którzy jeszcze kilkanaście lat temu podważali ludobójstwo na Wołyniu? Czy polskie społeczeństwo uzna ustalenia wypracowane przez takie gremia…?

Prezydent Ukrainy deklaruje przyjaźń wobec Polski, a z drugiej strony sam, i to wielokrotnie, wyraża sympatię dla UPA, a lwowska rada obwodowa, a wcześniej rady w obwodach wołyńskim i iwanofrankowskim, ogłosiły rok 2017 rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii i jej dowódcy Romana Szuchewycza...

– Obecnie na Ukrainie politycy nacjonalistyczni grają o narzucenie narracji historycznej państw według wzorów Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Natomiast prezydent Petro Poroszenko gra także tą kartą, tyle tylko, że czyni to ze względów taktycznych. To pokazuje, że tak naprawdę idea szowinizmu ukraińskiego jest elementem gry o władzę na Ukrainie. Elity ukraińskie, które tkwią w tym sporze, zupełnie się nie przejmują, jak to może być czy jest odbierane w krajach sąsiednich. Wynika to z faktu, że relacje z państwami zachodnimi traktują instrumentalnie, a nie strategicznie.

Spodziewa się Pan – w ramach odwetu – antypolskich zachowań na Ukrainie, także w odniesieniu do pomników polskich ofiar zbrodni dokonanych przez OUN-UPA?

– Na Ukrainie polskie ofiary czekały kilkadziesiąt lat na upamiętnienie i godny pochówek. Obecnie tylko kilka procent z tych miejsc ludobójstwa i ofiar zbrodni zostało uczczonych pomnikami. Co istotne, w przeciwieństwie do nielegalnych upamiętnień ukraińskich w Polsce, które powinny zniknąć, na Ukrainie polskie pomniki i upamiętnienia powstały w sposób legalny i ich usytuowanie było uzgadniane z władzami tego państwa. To wymagało wielu wysiłków, bo ukraińskie władze piętrzyły problemy, żeby tylko utrudnić Polsce starania. I jedyne – jak sądzę – czego się można teraz obawiać, to ewentualnych prób profanacji takich miejsc pamięci. Jednakże w mojej ocenie, obecnie dla pamięci ofiar męczeństwa ważniejsze jest rozprawienie się z szerzeniem kultu ich morderców niż błaganie u ukraińskich władz o kolejną zgodę na mogiłę i godne upamiętnienie. Jestem pewien, że w końcu przyjdzie czas, kiedy wszystkie miejsca zbrodni ludobójstwa dokonanego na polskiej ludności na Kresach Wschodnich przez ukraińskich nacjonalistów OUN-UPA będą godnie upamiętnione. Póki co, zadbajmy, aby w Polsce każde miejsce ukraińskiej zbrodni miało pomnik, bo z tym od lat we własnym kraju mamy duży problem.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl