logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

NATO potrzebuje nowego planu

Sobota, 14 października 2017 (14:49)

Z gen. dyw. Romanem Polko, byłym dowódcą Jednostki Specjalnej GROM, w latach 2006-2008 zastępcą szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Rosjanie twierdzą, że przy ich granicach rozlokowana jest nie brygada, ale dywizja amerykańska, co według Moskwy jest wbrew wcześniejszym ustaleniom. W odpowiedzi w obwodzie kaliningradzkim ma być rozmieszczonych więcej rakiet Iskander...

– Władimir Putin zaczyna być nudny i szczerze mówiąc, mógłby zmienić repertuar. Serwowanie kolejnych kłamstw w postaci – chociażby tej wypowiedzi, ale też w formie rysunków satyrycznych, które przedstawiają NATO jak agresora, który na granicy z Rosją rozbudował potężne siły, a niewinny chłop czy robotnik rosyjski z pokorą się temu przygląda, jest niczym innym jak manipulacją szytą grubymi nićmi. Tak naprawdę ta satyra jest jako żywo wyjęta z okresu zimnej wojny, gdzie w bardzo podobny sposób mówiono o imperializmie zachodnim natomiast działania ZSRS polegające na zdobywaniu kolejnych rubieży czy to w Niemczech, czy jeszcze dalej przedstawiano jako działania tylko i wyłącznie pokojowe. Pragnę zwrócić uwagę, że Amerykanie prowadzą bardzo transparentną politykę. Działania brygady pancernej wojsk Stanów Zjednoczonych, która przybyła do Polski, której rotacja odbywa się w ramach operacji Atlantic Resolve – właściwie od samego początku, czyli od momentu wylądowania w Niemczech, poprzez etapy przemieszczania się ze sprzętem do Polski aż po ćwiczenia – to wszystko jest przejrzyste i transparentne. Tak wygląda polityka otwartości, która ma powodować, że wojsko jest pod kontrolą, że nic się nie wymknie spod tej kontroli. Na tym tle KGB-owska gra Putina opierająca się na kłamstwach, jak np. mówienie – wbrew oczywistym faktom, że w Polsce jest dywizja amerykańska, to jest dokładnie ta sama retoryka z czasu, kiedy byliśmy przygotowywani i karmieni informacjami, że na Krymie i w Donbasie działają nie Rosjanie, a „zielone ludziki”. Poziom bezczelności i łgarstwa, jakie prezentuje Putin, jest porażający.

O czym to świadczy?

– To przede wszystkim pokazuje, że Putin to nie jest partner, z którym można w sensowny sposób dyskutować. Trudno przecież rozmawiać o czymkolwiek, podpisywać ustalenia z kimś, kto kluczy, mataczy, wprowadza intrygi i manipuluje.

Są to działania obliczone bardziej na użytek wewnętrzny czy zewnętrzny?

– Pewnie jest to bardziej na użytek wewnętrzny niż zewnętrzny. Taki przekaz ma uzasadnić, po pierwsze, większe wydatki Rosji na zbrojenia, a po drugie, mają też usprawiedliwić kryzys ekonomiczny, który dotknął Rosję chociażby ze względu na sankcje, które Zachód nałożył na Moskwę. W efekcie celem tych działań jest podtrzymanie dalszego wzmacniania procesu odbudowy sił zbrojnych Rosji. Tak to odbieram.

Tak czy inaczej chodzi tu o negowanie rotacyjnej obecności wojsk amerykańskich na wschodniej flance. Ale czy w związku z tym powinniśmy się obawiać agresji rosyjskiej?

– Obawy oczywiście są, muszą być, skoro po drugiej stronie – za naszą wschodnią granicą – mamy nieprzewidywalnego partnera, który w dodatku dysponuje arsenałem nuklearnym. I to jest wystarczający argument, aby trzymać rękę na pulsie. Prawdę mówiąc, Rosja jest dla nas dużo groźniejszym sąsiadem niż dla Korei Południowej Korea Północna i reżim Kim Dzong Una. Wystarczy sobie tylko to uzmysłowić, żeby zacząć się poważnie obawiać. Fakty są takie, że nasz sąsiad za wschodnią granicą jest mało wiarygodny i nie wiadomo, do czego się jeszcze posunie, o czym świadczą wydarzenia w końcu z nie tak odległej przeszłości. Wydawało się niemożliwe, żeby wkroczył do Gruzji czy na Ukrainę, tymczasem dokonał tego. I choćby z tego względu warto postawy i zachowania Putina przypominać na forum Sojuszu Północnoatlantyckiego, a wszystko po to, żeby NATO, które póki co nie rozlokowało dywizji na wschodniej flance, a tylko brygadę i rzeczywiście zdecydowało się zwiększyć swoją obecność na tym obszarze do dywizji. Skoro Putin twierdzi, że taka dywizja już jest, to zróbmy wszystko, żeby rzeczywiście była. Jeśli Putin chce eskalacji, jeśli chce wyścigu zbrojeń adekwatnie do zagrożeń, które sam sobie wymyślił i w związku z tym będzie próbował przemycić siły i środki do obwodu kaliningradzkiego to, póki co, NATO dysponuje na tyle dużą siłą, żeby podjąć takie wyzwanie. Warto też uświadomić Putinowi, że już raz ZSRR taki wyścig zbrojeń przegrał, w konsekwencji doszło do jego rozpadu. Uważam, że działania Putina to swojego rodzaju prowokacja, on sonduje: zareagujemy czy nie będziemy reagować.

Pana zdaniem, jak powinniśmy zareagować?

– Uważam, że warto w takiej sytuacji zareagować chociażby po to, żeby Putina sprowadzić na ziemię. Jest to też okazja, by wykazać większą solidarność między państwami zachodnimi, bo wtedy, kiedy jest ona mocno akcentowana, tak jak to było chociażby podczas szczytu NATO w Warszawie, to nawet rosyjska propaganda staje się bardziej łagodna czy wręcz bezradna.

Iskandery w pobliżu naszej granicy robią na Panu wrażenie?

 – Dzisiaj broń rakietowa jest mobilnym narzędziem, co umożliwia – w stosunkowo krótkim czasie – przemieszczanie jej na duże odległości. Szczerze mówiąc, tak samo obawiam się iskanderów wtedy, kiedy stacjonują pod Moskwą czy w pobliżu naszej granicy. Warto jednak w tym momencie pamiętać, że to nie jest tak, że Rosja jest w stanie przerzucić wszystkie siły w pobliże granicy z Polską, bo ma problemy chociażby z Chinami. Niektóre syberyjskie rejony do dzisiaj są sporne, a jak wiemy, Chiny potrzebują coraz większej przestrzeni, a jednocześnie dysponują równie groźnym potencjałem. Rosyjskie zainteresowania sięgają także innych obszarów – chociażby na Bliskim Wschodzie, co razem wziąwszy sprawia, że Rosji z pewnością nie stać, aby cały swój potencjał militarny skoncentrować na wschodniej flance. Jeśli zaś Putin zdecydowałby się na taki krok, to również wiele mniejszości etnicznych zamieszkujących terytorium Rosji ucieszyłoby się, mogąc wziąć odwet.

Na ile jest prawdopodobne, że Rosja odbuduje swoje siły pancerne, koncentrując je w pobliżu naszej wschodniej granicy? Czy to może stworzyć przewagę wojsk rosyjskich przy granicy Unii Europejskiej i NATO?

– Przede wszystkim Rosja musi zmodernizować swoje czołgi. Te projekcje, które się pojawiały, niekoniecznie świadczą o tym, że Rosja dysponuje nowoczesnym arsenałem pancernym. Wygląda bardziej na to, że Moskwa owszem posiada, ale prototyp na etapie testowania. Więcej jest zatem straszenia i propagandy niż faktów. Natomiast niedawne ćwiczenia Zapad 2017 pokazały, że Rosja traktuje terytorium Białorusi jak swoje własne i to z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa nie brzmi dobrze, zwłaszcza jeśli w pobliżu polskiej granicy rozlokuje swoje jednostki, koncentrując tu swoje siły. To, co po rozpadzie ZSRR było dla nas korzyścią, to odsunięcie bezpośredniego zagrożenia od naszych granic. Białoruś i Ukraina, które stanowiły dla nas pewien bufor, dzisiaj są w dużej mierze kontrolowane przez Rosję. I to też trzeba brać pod uwagę.

Biorąc pod uwagę nasze bezpieczeństwo, proszę powiedzieć, jak w sensie geostrategicznym wygląda dzisiaj układ sił na linii NATO – Rosja?

– Aktualnie patrząc na proporcje, możliwości, ale też na współczesny wymiar pola walki, gdzie siłę i potencjał liczy się tylko w ilości posiadanych czołgów, ale także w wymiarze ekonomicznym, energetycznym czy w możliwości odtwarzania rezerw zasobów i możliwości finansowe, to w takiej otwartej konfrontacji Rosja nie ma szans z Zachodem, z NATO. Co więcej, gdyby Europa zjednoczyła siły i zintegrowała swoje wysiłki w zakresie bezpieczeństwa i obronności, to – nawet bez pomocy Stanów Zjednoczonych – byłaby zdolna skutecznie oprzeć się Rosji. Putin ma tego świadomość, stąd gra na dzielenie europejskich partnerów, aby nie doszło do takiej solidarności. Robi wszystko, aby doprowadzić do wyłomów, ale nie decyduje się na otwartą konfrontację, szukając tej szarej strefy. To, co nazywamy wojną hybrydową, to nic innego jak właśnie szara strefa, która jest wygodna dla Putina, który realizuje swoje cele – w różny sposób – także poprzez wprowadzenie swoich wojsk, co pokazał i pokazuje chociażby na Krymie czy w Donbasie, a jednocześnie Zachód nie musi się specjalnie martwić, interweniować, bo skala konfliktu nie przekroczyła obszaru, który nazywamy wojną.       

Zakładając nawet taki konflikt zbrojny, to na ile Zachód jest w stanie przyjść z pomocą państwom bałtyckim?

– Paradoksalnie taki konflikt byłby korzystny dla takich krajów jak Polska, Litwa, Łotwa czy Estonia, bo państwa sojusznicze NATO nie miałyby wyjścia i musiałyby interweniować. Najgroźniejsze są ciche działania, skryte akty dywersji czy dezinformacja, i właśnie w tych obszarach Putin podejmuje działania, żeby generować pewne spory wewnątrz krajów, które są w obszarze jego zainteresowania. Później łatwiej znaleźć pretekst do wchodzenia czy ingerowania w suwerenną politykę tych państw pod pretekstem niesienia pomocy humanitarnej swoim obywatelom. Myślę, że ważne jest to, co mówił prezydent Donald Trump – mianowicie, że NATO powinno się zdefiniować na nowo, szczególnie w obszarze cyberprzestrzeni czy we wspomnianej szarej strefie. Sam artykuł 5. uważany za rdzeń NATO już nie wystarcza, choć może byłby bardziej skuteczny, gdyby się zdecydowano na większą dyskusję nad tym, jak go interpretować, zwłaszcza w kwestiach, które są trudne do określenia, jak chociażby to, czy mamy już do czynienia z konfliktem, czy jeszcze nie.

Kto powinien zainicjować taką dyskusję?       

– Szczyty, narady NATO mają miejsce, mamy tam swoich przedstawicieli, oczywiście byłoby dobrze, gdyby było ich więcej. Stąd może warto – przy okazji – wykorzystać tych ludzi, którzy w NATO mieli dobre kontakty. Polska jako jeden z największych krajów w regionie Europy Środkowej i Wschodniej – tak jak wtedy, kiedy śp. prezydent Lech Kaczyński doprowadził do sytuacji, kiedy staliśmy się liderem w regionie – jest w stanie również dzisiaj być liderem i inicjować tego typu dyskusje. Prezydent Kaczyński nie tylko w przypadku konfliktu w Gruzji urósł do rangi lidera, ale potrafił stanąć również na wysokości zadania w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego. I kiedy Rosja przykręcała kurki z gazem, tak umiejętnie, dyplomatycznie zagrał, że problem ten był podnoszony na szczycie NATO.

Jest chyba czas, aby również dzisiaj wykorzystać dobrą koniunkturę i poparcie Polski ze strony prezydenta Trumpa dla poprawy naszego bezpieczeństwa…   

– Dokładnie tak. Takie możliwości są, trzeba tylko opracować, przygotować i przedstawić konkretny plan. Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów czy zahamowań, tym bardziej, że udowodniliśmy swoje możliwości i dzisiaj też jesteśmy w stanie skutecznie działać na rzecz bezpieczeństwa naszego i całego regionu. Nie można też wykluczyć, że takie działania, o których nie wiemy, bo cała kuchnia jest tajemnicą, już są prowadzone. Efekty są chociażby w postaci wojsk amerykańskich, które stacjonują w Polsce. Byłoby dobrze, gdyby tym tropem co my, poszli również nasi europejscy sojusznicy – Niemcy, Francja czy Włochy.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl