Co oznacza wygrana bloku centroprawicowego w wyborach parlamentarnych we Włoszech?
– Blok, koalicja sił centroprawicowych, a więc ugrupowania Forza Italia, Liga Północna i Bracia Włoch wprawdzie wygrywają wybory w obu izbach parlamentu, ale nie na tyle, żeby stworzyć większość potrzebną do rządzenia państwem. Ponadto znamienne jest to, że w tym bloku centroprawicowym na czoło pod względem uzyskanych głosów wysuwa się Liga Północna. Świadczy to o tym, że mamy do czynienia z jednej strony ze wzmocnieniem – w ramach tego bloku – nurtu mocno eurosceptycznego, a po drugie – jeśli do tego dodamy świetny wynik antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd – to okazuje się, że większość, bo ok. 60 proc. włoskich wyborców, wspiera trendy niechętne Brukseli, a już na pewno bardzo niechętne polityce migracyjnej, która się pojawiła w Europie. Włosi, jak widać, są przeciwni polityce narzucanej przez elity brukselskie, która bardzo mocno antagonizuje społeczeństwo. Poczucie zagrożenia, jakie rodzi tego typu polityka otwartych drzwi zainicjowana przez kanclerz Merkel, jest – jak widać – wyrażane w wynikach wyborczych. Ogólnie – już przed wyborami we Włoszech, o czym informowały media – widać było, że atmosfera przypomina bardziej Budapeszt czy Warszawę, a nie Brukselę. To też o czymś świadczy.
Jaki kurs obiorą teraz Włochy pod rządami centroprawicy?
– Myślę, że wiele się tutaj nie zmieni, ale z całą pewnością jest to ważny sygnał zarówno dla Brukseli, jak i dla Berlina czy Paryża. Warto bowiem pamiętać, że Włochy to kraj strefy euro i jedna z największych gospodarek Unii Europejskiej. Wprawdzie włoska gospodarka jest pogrążona w kryzysie, ale nie zmienia to faktu, że jest to gospodarka z potencjałem.
Berlusconi ze względu na przeszkody prawne nie może być premierem, ale może nim zostać Antonio Tajani, który jako szef europarlamentu jest uległy wobec Niemiec czy Francji...
– Antonio Tajani najpierw, żeby mógł został premierem Włoch, musi jednak zdobyć większość, co z pewnością nie będzie takie proste. Po drugie, jako szef Parlamentu Europejskiego rzeczywiście popierał politykę migracyjną Unii. Tymczasem Włosi woleliby, żeby imigranci, którzy przybywają do ich kraju, poszli dalej w głąb kontynentu, a nie pozostawali we Włoszech, jak to ma miejsce obecnie. Ponadto Berlusconi niekoniecznie musi być aż tak mocnym graczem rozdającym karty w politycznym rozdaniu we Włoszech. Oczywiście od niego wyszła ta propozycja, którą Tajani – jak słyszymy – akceptuje, ale czy rzeczywiście zasiądzie na fotelu premiera Włoch, to się jeszcze okaże. Wielu ocenia, że być może we Włoszech powstanie rząd mniejszościowy, który jeśli tak się stanie, może trwać stosunkowo niedługo, że jego pozycja będzie w związku z tym słaba. Czas też pokaże, jak długo potrwają negocjacje koalicyjne. W związku z tym trudno jest coś konkretnego przewidzieć. Na razie Włochy stają się nie tylko gospodarczo krajem zdestabilizowanym, ale również politycznie mocno niestabilnym. Pamiętajmy też, jakie były deklaracje przedwyborcze głównych podmiotów na włoskiej scenie politycznej, mianowicie, że nie wejdą w koalicję z nikim innym. W tej sytuacji pytanie jest, czy taka koalicja, która zagwarantowałaby możliwość stabilnego rządzenia państwem, w ogóle we Włoszech powstanie.
Czy po wyborach i sformowaniu rządu Włosi mogą teraz powrócić i ponownie znaleźć się w trzonie Europy?
– Włochy cały czas są w szpicy Europy, bo – po pierwsze – są w strefie euro, a więc w tym względzie nie sposób ich pominąć, a po drugie – gdyby gospodarka włoska rzeczywiście upadła, to z całą pewnością mielibyśmy ogromne zamieszanie w całej Unii Europejskiej. Nic zatem dziwnego, że oczy wszystkich zwrócone są na Włochy. Trzeba też podkreślić, że cały czas, jeśli chodzi o koncepcję rozwoju Unii, a więc utworzenia silnego centrum wokół strefy euro, zmuszanie innych krajów do szybkiej ścieżki wkraczania do strefy euro albo w przeciwnym razie zaszeregowanie ich do Unii drugiej prędkości itd., to wszystko koncentrowało się wokół pomysłów prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Włochy mogą oczywiście znaleźć się na ścieżce wznoszącej, pod warunkiem, że ktoś wziąłby w karby i ustawił na właściwe tory mocno rozregulowaną sytuację finansową tego państwa. Jak dotąd kurs jest taki, że ogrom wyborców sceptycznych wobec Unii Europejskiej wyraził swoją dezaprobatę przy urnach, ale niestety Włochy wciąż nie mają na tyle silnej władzy – na co się wkrótce też raczej nie zanosi – która byłaby w stanie te reformy skutecznie przeprowadzać. Co za tym idzie – wizja szybkiej ścieżki budowania superpaństwa europejskiego może zwyczajnie spalić na panewce.
Kierunek, jaki dzisiaj wybiera Europa, może sprawić, że po wyborach do europarlamentu nastąpi pewne przesunięcie, co oznaczałoby, że do głosu dojdzie centroprawica?
– Włochy są kolejnym krajem – przypomnę, że wcześniej w mniejszych państwach, jak Austria czy Czechy – społeczeństwa wypowiedziały się w sposób bardzo krytyczny na temat np. polityki migracyjnej, krytycznie odnosiły się również do wizji kreowanej przez Brukselę. Natomiast teraz w postaci Włoch na scenę wchodzi bardzo poważny gracz. Owszem, we Włoszech rządy zawsze były niestabilne, ale bez wątpienia jest to silny podmiot, który zupełnie może przemodelować sposób myślenia w Europie. Bruksela oraz Berlin i Paryż upatrzyły sobie Polskę jako chłopca do bicia, jako ten czynnik, na którym można koncentrować wszystkie problemy europejskie i wskazywać, że Polska jest chorym człowiekiem Europy, krajem, w którym nie jest przestrzegana praworządność itd., ale w perspektywie, o której rozmawiamy, polskie problemy są praktycznie żadne. Trzeba zatem przypominać to, że deficyt budżetowy pod rządami Prawa i Sprawiedliwości został całkowicie opanowany, a kraj się rozwija. Polska jest spokojnym, stabilnym państwem, bez wstrząsów, o silnej władzy, która ma wysokie poparcie społeczne w przeciwieństwie do innych państw Unii Europejskiej.
Ale dziury w całym szuka się nie tam, gdzie trzeba, a właśnie u nas…
– Dokładnie. Przecież jeśli chodzi np. o Włochy, to przecież kraj ten przekroczył wszelkie możliwe limity zadłużenia i deficytów, co więcej, jest to kraj strefy euro, a więc to, co się w nim dzieje, ma wpływ na gospodarkę czy walutę całej tej strefy. Jeśli to wszystko podsumować, to widzimy, w jakich oparach absurdu się poruszamy. Unia wymyśla czy tworzy problemy tam, gdzie ich nie ma, co więcej, nie jest w stanie rozwiązywać problemów tam, gdzie one realnie występują.
Rządy lewicowe czy wręcz lewackie zaczynają powoli odchodzić do historii?
– Proszę pamiętać, że prawica europejska, która dochodzi do głosu w takim czy innym kraju, ma nieco inny charakter niż prawica w Polsce. U nas mamy do czynienia z silną kulturą chrześcijańską, z wpływami Kościoła katolickiego, dzięki czemu ten kurs ma wymiar konserwatywny czy konserwatywno-narodowy. Natomiast na Zachodzie to podłoże społeczno-katolickie jest bardzo nikłe. I w tym względzie nawet jeśli ktoś definiuje się jako prawica, to w klasycznych kategoriach trudno byłoby ją zdefiniować. Natomiast na pewno pojawił się silny trend eurosceptyczny, antyestablishmentowy i skrajnie antyimigrancki. Widać jednak, że wizja multikulturowej Europy absolutnie jest nie do przyjęcia przez coraz większą rzeszę Europejczyków. I to się objawia praktycznie we wszystkich wyborach łącznie z Brexitem. Nie jest przecież tajemnicą, że ocenia się, iż decyzja Brytyjczyków o opuszczeniu szeregów Unii Europejskiej była spowodowana głównie falą imigrancką, która wywołała ogromne poczucie zagrożenia w społeczeństwie.
Jaką w związku z tym widzi Pan Unię Europejską przyszłości, przynajmniej najbliższych lat?
– Tu są dwie możliwe drogi. Pierwsza, że Unia zawróci ze ślepej uliczki, jaką jest pomysł budowania superpaństwa europejskiego opartego na rewolucji kulturowej i stanie na gruncie państw narodowych, autonomicznych, wolnych w sferze budowania własnej przestrzeni społeczno-kulturowej, gospodarczej, czyli Europa narodów. Jest też inna możliwość, że eurokraci nie wycofają się z dotychczasowej drogi i będą nadal podążać w kierunku superpaństwa, co z kolei będzie wywoływało coraz skrajniejsze reakcje w drugą stronę. To z kolei grozi rozpadem Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że Włochy to nie jest kraj centralnej Europy, a więc nowej Unii, ale właśnie tej najstarszej, tej, która się zawiązywała na samym początku. I w tym względzie dla zachodnich elit jest to sprawa ogromnie ważna, bo wskazuje, że ten monolit zaczyna pękać w, wydawałoby się, najmocniejszym miejscu.