logo
logo

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Pozostało dopełnić kilku formalności

Piątek, 18 maja 2018 (22:37)

Aktualizacja: Piątek, 18 maja 2018 (22:37)

Z prof. Karolem Karskim, członkiem Prezydium Parlamentu Europejskiego, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Frans Timmermans przedstawił unijnym ministrom ds. europejskich efekty dialogu z Polską, twierdząc, że ustępstwa z naszej strony nie są zadowalające. Potwierdził to też Jean-Claude Juncker. Spodziewanego przełomu w sprawie wycofania się z art. 7 uruchomionego przez KE nie widać…

– Myślę, że na tę sprawę trzeba spojrzeć nieco inaczej, bardziej chłodnym okiem, mianowicie – po pierwsze – obie strony tego sporu już wcześniej uzgodniły, że podczas spotkania unijnych ministrów ds. europejskich 14 maja nie będą przedstawiane żadne wnioski. I to było z góry wiadome. Jednocześnie trzeba przypomnieć, że premier Mateusz Morawiecki oraz szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker zawarli porozumienie kierunkowe dotyczące zamknięcia kwestii uruchomienia wobec Polski procedury z art. 7 traktatu o Unii Europejskiej. Można zatem powiedzieć, że kwestia dialogu pomiędzy Polską a Komisją Europejską w sprawie praworządności jest praktycznie zamknięta, natomiast domknięcie sprawy wymaga jeszcze dopełnienia kilku formalności. I tak to należy postrzegać.

Po wypowiedziach medialnych Timmermansa nie wygląda to jednak tak różowo…?

– To jest cecha wiceprzewodniczącego Timmermansa, który lubi się przekomarzać, co nie zmienia faktu, że sprawy idą w dobrym kierunku. Powtórzę raz jeszcze, że przed spotkaniem Timmermansa z szefami dyplomacji państw członkowskich było wiadomo, że wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej nie przedstawi wniosku ani za, ani przeciw. Trzeba też mieć świadomość, że z naszej strony nie ma już pola na dalsze, jakiekolwiek zmiany ustawowe w zakresie reform wymiaru sprawiedliwości. Faktem bowiem jest, że i tak – w czasie negocjacji – w zmianach ustawowych – poszliśmy dość daleko na rękę Komisji Europejskiej. Chodzi tu m.in. o zmiany w ustawie o Sądzie Najwyższym, które przewidują m.in., że skarga nadzwyczajna na prawomocne wyroki polskich sądów będzie ograniczona jedynie do dwóch podmiotów. Uprawnionymi do występowania do Sądu Najwyższego ze skargą nadzwyczajną będą tylko Prokurator Generalny i Rzecznik Praw Obywatelskich. Kolejna istotna zmiana dotyczy Prawa o ustroju sądów powszechnych. Chodzi tu mianowicie o zmianę podmiotów uprawnionych do mianowania asesorów. Do tej pory było to uprawnienie przysługujące ministrowi sprawiedliwości, natomiast teraz będzie to kompetencja prezydenta RP. I to są zmiany, poprzez które wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej. Jesteśmy pewni, że rozmawiamy z ludźmi honoru, którzy dotrzymują danego słowa. Chcę też podkreślić, że podejmowane przez nas działania o charakterze legislacyjnym, które wychodzą naprzeciw oczekiwaniom Komisji Europejskiej, nie zmieniają, a tym bardziej nie wypaczają istoty samej reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce.

Tyle tylko, że Timmermans – widać – czeka na kolejne ustępstwa ze strony Polski. Tak czy inaczej, czy polski rząd nie poszedł już wystarczająco na ustępstwa i czy takie, jakby nie było ciągłe cofanie się nie zniszczy idei czy istoty reform wymiaru sprawiedliwości?

– Sądzę, że z naszej strony pole negocjacyjne zostało już wyczerpane. Ale tak jak wspomniałem wcześniej – jestem pewien, że negocjujemy z ludźmi honoru. Wszystko, co do tej pory zrobiliśmy w tej materii, to przyjazne i mierzalne gesty, od drugiej strony oczekujemy wzajemności.

Minister Konrad Szymański twierdzi, że Polska ze swojej strony zrobiła dużo i teraz czas na Komisję Europejską, a postęp potrzebny jest po obu stronach…

– Owszem, postęp jest potrzebny po obu stronach. Póki co Komisja Europejska nie uruchomiła dalszej procedury dotyczącej art. 7. To dobry znak i sądzę, że należy być dobrej myśli. Natomiast podczas wspomnianego spotkania w Brukseli nie wydarzyło się jednak nic, co by nas w jakikolwiek sposób zaskakiwało. Taki, a nie inny scenariusz został uzgodniony podczas wcześniejszego spotkania ministra Jacka Czaputowicza z wiceprzewodniczącym Fransem Timmermansem. Stąd taka, a nie inna retoryka – zresztą prawdziwa, że toczy się dialog. Myślę, że jesteśmy coraz bliżej szczęśliwego finału. To dobrze, bo ten niepotrzebny nikomu spór czas najwyższy zamykać. Instytucje Unii mają poważniejsze problemy niż stworzony i sztucznie podtrzymywany spor z Polską. Zresztą sprawa ta – już dawno – straciła walor świeżości. Polska cały czas robi swoje i to my pokazaliśmy, że jesteśmy skłonni do szeregu ustępstw, a co za tym idzie – to Komisja Europejska ma dzisiaj problem, a nie my. Skoro jednak ktoś zdecydował się złapać żabę, to teraz musi ją przełknąć i strawić, ale to jest problem, tych, którzy urządzili to specyficzne polowanie. Jako Polska nie tylko, że nie utrudniamy Komisji Europejskiej życia, ale wręcz pomagamy jej wybrnąć z honorem z tego niepotrzebnie przedłużanego sporu.

Ten wspomniany przez Pana walor świeżości to utracił zwłaszcza Timmermans, który jest coraz mniej wiarygodny.

– Komisja Europejska to gremium, które w wielu różnych sprawach nie wyciąga wniosków, a tym bardziej nie potrafi przyznać się do błędów. Należy jednak pamiętać, że Frans Timmermans działa wyłącznie w ramach kompetencji udzielonych mu przez przewodniczącego Komisji Europejskiej. Ostatecznie za podjęcie decyzji odpowiada Jean-Claude Juncker. Wobec tego albo Timmermans zwyczajnie się przekomarza, albo też nie chce wykonać polecenia swojego przełożonego. Nawet jeśli bawią się w dobrego i złego policjanta, to ten podział ról pokazuje, że chcą zakończenia sporu. „Dobry” jest hierarchicznie wyższy. W każdym przypadku sprawa zmierza do finału, który będzie korzystny dla Polski.   

Rozpoczęły się negocjacje dotyczące przyszłego budżetu Unii Europejskiej. Czy Pana zdaniem kwestia praworządności będzie monetą przetargową przy formowaniu unijnego budżetu?

– Nie sądzę. Ten wariant upadł już pierwszego dnia negocjacji budżetowych. To znaczy, że uzależnianie środków finansowych dla poszczególnych członków Wspólnoty od stopnia przestrzegania praworządności zostało oprotestowane przez wiele państw unijnych, a więc nie było szans na dalsze forsowanie tego pomysłu. Łatwo unijnym decydentom przechodzi przez gardło, że oto Polska, która rzekomo nie przestrzega – zresztą bliżej przez Komisję niesprecyzowanych – zasad praworządności, powinna znać swoje miejsce w szeregu. Natomiast o wiele trudniej jest przekuć te zarzuty na uniwersalne przepisy, gdzie trzeba by pokazać, jakie są obowiązujące wszystkich kryteria przestrzegania owej praworządności. Natomiast nam o wiele łatwiej jest wykazać, że Polska znajduje się na czele państw, które przestrzegają zasady państwa prawa w Unii Europejskiej, natomiast, ci, którzy mają usta pełne frazesów, mają rzeczywiste problemy i to właściwie w każdym wymiarze.

Tak to niestety wygląda, bo nawet Timmermans pytany o zarzuty wobec Polski nie potrafi ich wymienić…

– Trudno się dziwić tej gimnastyce słownej Timmermansa, skoro brak rzeczywistych argumentów. Są ludzie, którzy „walczą” o zasady, szukając ich dość daleko od swojego domu. Sądzę też, że istotnym kryterium, które oddaje, kto jak przestrzega zasad praworządności, jest wykonywanie orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, gdzie Polska stoi bardzo wysoko w odróżnieniu od państw, które – można powiedzieć – systemowo, od lat są z tym na bakier. To pokazuje, że prawda i prawo są po stronie Polski, ale jak widać, nie wszystkim jest to w smak. Z Komisją Europejską trwają negocjacje, które mają do siebie to, że w ich trakcie ścierają się różne często sprzeczne argumenty. Jednak nie ma się tym, co nadmiernie ekscytować, ważne natomiast jest to, żeby finał tych rozmów był dla Polski korzystny. I taki – mam głęboką nadzieję – będzie, bo przedłużanie sztucznego konfliktu – zwłaszcza w obliczu rzeczywistych problemów, z którymi ściera się dzisiaj Unia Europejska – świadczy tylko o niedojrzałości tych, którzy je podsycają.

Dziękuję za rozmowę.

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl