Czy słowa prezydenta Andrzeja Dudy wypowiedziane na cmentarzu w miejscowości Ołyka podczas niedzielnych uroczystości na Wołyniu spełniają oczekiwania Polaków?
– Moim zdaniem, słowa prezydenta Dudy były wyważone i odnosiły się do wszystkich tych kwestii, które w związku ze zbrodnią ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej leżą na sercu każdemu Polakowi. Oczywiście, można się odnosić do niuansów, ale w tym oświadczeniu było wszystko, co stoi w sprzeczności do tego, co jest narracją ukraińską, mianowicie, że mamy do czynienia z wojną polsko-ukraińską i porównywaniem Sahrynia do wydarzeń na Wołyniu. I to wszystko wybrzmiało bardzo pewnie, w sposób jednoznaczny, niepozostawiający wątpliwości, kto tu był katem, a kto ofiarą. Prezydent Duda pojawił się w tych miejscach, gdzie dokonano zbrodni ludobójstwa na Polakach: oddał hołd ofiarom na miejscu nieistniejącej już dzisiaj wsi Pokuta na Wołyniu, złożył też wieniec i modlił się na cmentarzu w Ołyce, gdzie spoczywają Polacy – ofiary ukraińskich zbrodni. Był to zatem jasny, jednoznaczny sygnał w tym zakresie. Państwo polskie powinno zawsze mówić w tym względzie tak jednoznacznym głosem.
Podczas gdy prezydent Duda oddawał cześć ofiarom ludobójstwa na Wołyniu, prezydent Ukrainy Petro Poroszenko był na uroczystościach w Sahryniu na Lubelszczyźnie, wiele mówiąc o pojednaniu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że była to prowokacja…
– Prowokacja – oczywiście. Mieliśmy bowiem do czynienia z próbą zrównania ludobójstwa dokonanego na Polakach z obroną ludności polskiej przed bestialstwem OUN-UPA, w wyniku czego w akcjach polskiej samoobrony ginęli także Ukraińcy. Prowokacja, manipulacja ze strony ukraińskiej dotyczy przede wszystkim różnicy dat, bo Sahryń to 10 marca 1944 roku, a teraz mamy lipiec i zgodnie z chronologią wydarzeń czcimy pamięć ofiar krwawej niedzieli 11 lipca 1943 roku, ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej na Wołyniu. Jak zatem można czcić Sahryń w momencie symbolicznej daty zbrodni ludobójstwa wołyńskiego? Poza tym wojewoda lubelski Przemysław Czarnek złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu o popełnienie przestępstwa przez prezesa Towarzystwa Ukraińskiego w Polsce Grzegorza Kuprianowicza w związku z jego wypowiedzią w Sahryniu, gdzie określił wydarzenia z marca 1944 roku jako „zbrodnia przeciwko ludzkości”. W ocenie wojewody lubelskiego, próba zrównywania wydarzeń z Sahrynia ze zbrodnią ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej to działania znieważające Naród Polski. Jeśli chodzi o Sahryń, gdzie zginęli również cywile, była to akcja uprzedzająca oddziałów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich, związana z zaplanowaną przez UPA akcją przeciwko polskiej ludności. Jak wspomniałem, podczas akcji AK-BCh zginęły także osoby cywilne, nad czym można i trzeba ubolewać, ale ma się to nijak do Wołynia. Data uczczenia Sahrynia tu i teraz jest nieadekwatna, a wypowiedzi Grzegorza Kuprianowicza są skandaliczne.
I prowokacyjne…
– Oczywiście, że są to działania prowokacyjne. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, zamiast pojawić się wraz z prezydentem Andrzejem Dudą w miejscach związanych z datą ludobójstwa wołyńskiego, pojawia się w Sahryniu. Mamy zatem próbę relatywizowania historii i głoszenia tez, które formułuje ukraiński IPN, że oto mieliśmy do czynienia z wojną polsko-ukraińską, co w konsekwencji doprowadziło do krwawych wydarzeń po jednej i drugiej stronie. Tymczasem jest to nieprawda, to jest kłamstwo, bo w wydarzeniach na Wołyniu mieliśmy do czynienia z zaplanowaną akcją ludobójczą oraz ewentualnie z akcjami odwetowymi po polskiej stronie. W związku z tym stawianie równości między tymi czynami jest zakłamywaniem faktów historycznych. Te czyny różni kwalifikacja moralna i nie można ich w żaden sposób ze sobą zestawiać. Tak wyglądają fakty, które też pokazują, z jaką rzeczywistością po stronie ukraińskiej musimy się zmagać.
Jak reagować na taką kłamliwą ukraińską narrację?
– Za każdym razem mówić prawdę o tym, co się wydarzyło. W mojej ocenie, nie należy też używać środków nacisku spoza nauki. Środowisko ukraińskie, niestety, funkcjonuje w przestrzeni, gdzie nie szanuje się zasad dyskursu naukowego, a więc pewnej metodologii w poszukiwaniach faktów itd., gdzie jeśli się ustala fakty, to szanuje się prawdę, ale tego nie ma. To powoduje, że po dwudziestu kilku latach cały ten dialog ze stroną ukraińską jest bezskuteczny, a to, co mówimy o uroczystościach z udziałem prezydenta Poroszenki w Sahryniu, i to w dodatku nie w rocznicę wydarzeń, które – jak już mówiłem – miały miejsce w marcu 1944 roku, to było nic innego jak próba negacji ukraińskiej odpowiedzialności za Wołyń. Co więcej, pokazanie, że to Polacy byli mordercami. To pokazuje cynizm najwyższych lotów. W odpowiedzi powinny być użyte środki nacisku, bo – w moim przekonaniu – tej sprawy historycznie nie można zostawić, jeśli chcemy układać wzajemne stosunki z Ukrainą.
Mamy niejako dwa bieguny, dwa przemówienia: prezydenta Dudy, który chciałby, aby każdy z zamordowanych Polaków został upamiętniony, aby rodziny mogły się pomodlić na grobach swych bliskich, oraz głos prezydenta Poroszenki, który zaznaczył, że wkrótce mogą się rozpocząć polsko-ukraińskie poszukiwania ofiar. Skoro jest życzenie prezydenta Polski i wola prezydenta Ukrainy, to dlaczego sprawa ta jest przeciągana?
– Dlatego że wola czy deklaracje ukraińskie nigdy się nie materializowały. Ze słów wypowiadanych przez stronę ukraińską często nic nie wynika. I tak, niestety, wygląda cały ten dialog. Jeśli mówimy o zakazie ekshumacji na Wołyniu, to trzeba dodać, że jest to rzecz niespotykana i absolutnie skandaliczna w całym cywilizowanym świecie, i nie ma słów, żeby to skomentować. W jakim świecie żyjemy, kiedy nie można godnie pochować zmarłych, ofiar zbrodni? To przekracza standardy znane w cywilizowanym świecie.
Czy, zważywszy na postawę strony ukraińskiej, taki dialog, oparty na przesłankach naukowych, badawczych, jest możliwy?
– Ten dialog wciąż trwa. Toczy się już długo, ale właściwie nic z niego nie wynika. I trudno, żeby było inaczej, skoro strona ukraińska nie respektuje podstawowych zasad dialogu – przede wszystkim zaś brakuje poszanowania prawdy i poszanowania ludzi. W tym względzie stoimy w miejscu, jesteśmy w martwym punkcie, ale tak będzie do czasu, kiedy na Ukrainie historia czy w ogóle nauka będzie elementem polityki. Nic zatem dziwnego, że dialog Warszawy z Kijowem wygląda podobnie jak dialog z Moskwą.
Czy jeśli nie dzisiaj, to w przyszłości możliwa będzie do wypracowania wspólna wersja polsko-ukraińskiej historii sprzed 75 lat?
– To jest pytanie do strony ukraińskiej, bo od strony polskiej na przestrzeni lat było tak wiele gestów dobrej woli, może czasem nadmiernych, kiedy niektóre sprawy przemilczano, a niektóre nawet zaniedbano. Jeśli strona ukraińska, zamiast pójść w kierunku prawdy, podejmuje działania zakłamujące historię i fakty, to w takiej sytuacji trudno mieć nadzieję na to, że stanie w świetle prawdy. Coraz większe kręgi naukowe i polityczne po stronie polskiej dostrzegły, że nie ma z naszej strony innej drogi jak konsekwentne mówienie i stanowcze domaganie się od Ukraińców prawdy. W tej chwili wszystkie narzędzia, żeby tę sprawę rozwiązać, są po stronie ukraińskiej. Błędem Polski byłoby to, gdybyśmy sprawę prawdy o ludobójstwie wołyńskim zamiatali pod dywan. Tego pod dywan zamiatać już się nie da, a wszystkie działania z przeszłości, które nie szły w kierunku pełnej prawdy o tym, co się wydarzyło na Wołyniu – zamiast rozwiązać czy dać szansę na rozwiązanie polsko-ukraińskich konfliktów – ostatecznie pokazują bezowocność takiej taktyki.
Może najwyższa pora zapomnieć o tzw. strategicznym partnerstwie i zacząć wymagać od Ukrainy?
– Są oczywiście sfery, w których z Ukrainą możemy współpracować, ale nigdy ta współpraca nie może odbywać się kosztem zakłamania w perspektywie historycznej. Nie da się budować relacji, także relacji międzypaństwowych, na kłamstwie. Dlatego cały czas musimy się domagać prawdy, cały czas naciskać, używając do tego różnych środków. Kwestie historyczne, kwestie tożsamościowe nie są tu drugorzędne. Jeśli mówimy o pojednaniu czy o dobrych relacjach z Ukrainą, to musimy mieć świadomość, że budując to wszystko na fałszywych przesłankach, bez fundamentu prawdy, trudno będzie oczekiwać, że z fałszywej historii wyniknie dobra polityka.
W końcu to my jesteśmy rzecznikiem Ukrainy na Zachodzie, a nie odwrotnie…
– We współczesnym świecie mamy do czynienia z tak dalece posuniętym zakłamaniem historycznym, i to w relacjach między różnymi państwami. Wiemy chociażby, jak wygląda kwestia naszych relacji z Rosją, jaka jest relacja ze środowiskami żydowskimi, dlatego musimy w sposób rozważny i mądry to wszystko porządkować, a przede wszystkim bardzo mocno i zdecydowanie mówić głosem prawdy. W innym wypadku nikt za nas tego nie wypowie. Widzimy też, jakie są później konsekwencje politycznego zakłamania.