Rodzina z Warszawy otrzymuje wezwanie do sądu. Okazuje się, że wszczął on postępowanie dotyczące praw rodzicielskich po zawiadomieniu skierowanym przez dyrekcję szkoły po tym, jak dziecko zaczęło otrzymywać gorsze oceny. Przy czym nie przeprowadzono wcześniej żadnych rozmów z rodziną. Wniosek o tzw. wgląd w sytuację rodzinną dziecka, jak wskazują prawnicy, może złożyć praktycznie każdy. Choć zazwyczaj są to instytucje oświatowe lub opiekuńcze.
Uzasadnieniem takiego wniosku jest przypuszczenie, że „dobro małoletniego jest zagrożone, a rodzice nie wykonują właściwie władzy rodzicielskiej”. Obowiązujące przepisy nie nakładają obowiązku np. na szkołę powiadomienia rodziców o skierowaniu takiego wniosku do sądu. Zależy to od praktyki danej szkoły.
Inny przykład, z Legionowa. W szkole pobiło się dwóch uczniów, pogodzili się. Ale potem jeden z rodziców poinformował o tym zdarzeniu dyrekcję. A ta zgłosiła to na policję. – Dyrekcja szkoły, zamiast porozmawiać z rodzicami tych dzieci, że bójki nie są czymś dobrym, zgłosiła od razu sprawę na policję. Skutkowało to tym, że każda z tych rodzin miała przez wiele miesięcy kuratora. Musieli się tłumaczyć, opowiadać o swoim życiu, o sposobie wychowania, każda z tych rodzin została wzięta pod lupę – relacjonuje „Naszemu Dziennikowi” Karolina Elbanowska z Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. Prawo pozwala na to, żeby takie rzeczy się działy
– Szkoły, zamiast zajmować się problemami z dziećmi, zrzucają winę na rodzinę. Nie radzą sobie z wieloma kwestiami wychowawczymi, nie mają specjalistów, finansów i jeśli dziecko sprawia kłopoty, wolą to zrzucić z siebie – podkreśla Karolina Elbanowska.
Obok tzw. wglądu w sytuację rodzinną dziecka również w praktyce każdy może zgłosić daną rodzinę do tzw. Niebieskiej Karty. Dzieje się to częstokroć również poza wiedzą rodziców.
– W Polsce obowiązuje prawo, przeciwko któremu protestujemy już od wielu lat, wprowadzone jeszcze w okresie rządów PO, które nakazuje wręcz szkołom, dyrekcji i nauczycielom zgłaszanie rodzin do Niebieskiej Karty. Wcześniej takie uprawnienia mieli tylko policjanci i lekarze. W 2010 r. dostało je też 600 tys. pracowników oświaty, bez żadnego przygotowania – wskazuje Elbanowska.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym