Narasta sprzeciw wobec przyjętej przez Radę Europy tzw. konwencji stambulskiej. Oficjalnie dokument ten ma być odpowiedzią na występowanie przemocy w rodzinach. Jednak wprowadza do prawodawstwa państw, które ją ratyfikowały, wiele niebezpiecznych rozwiązań, które godzą w tradycję i chrześcijaństwo. Zwraca na to uwagę w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” europarlamentarzysta Marek Jurek. – Konwencja jest szkodliwa dla nas wszystkich. Zakłada całkowite wywrócenie naszego ustawodawstwa społecznego, bo pozbawia rodzinę należnej pozycji w życiu społecznym. Konwencja stambulska to rodzaj międzynarodowej konstytucji ideologii gender. Żeby chronić nasze społeczeństwo, szkoły, ustawodawstwo, trzeba tę konwencję niezwłocznie wypowiedzieć – podkreśla Marek Jurek.
Z kolei prof. Aleksander Stępkowski, były wiceminister spraw zagranicznych, zauważa, że zjawisko przemocy wobec kobiet jest przez konwencję traktowane w bardzo zideologizowany sposób. – Badania unijnej Agencji Praw Podstawowych pokazują, że w państwach, które zaakceptowały ten sposób patrzenia na tę patologię społeczną i zaczęły z nią walczyć poprzez politykę antydyskryminacyjną, zjawiska przemocy wyraźnie częściej występują niż tam, gdzie społeczeństwo funkcjonuje w oparciu o tradycyjne pojmowanie ról kobiet i mężczyzn. Dlatego obawiać się można, że realizacja tego typu polityki prowadzić może do nasilenia przemocy względem kobiet, a nie do jej ograniczenia – zaznacza prawnik.
Nasz rozmówca zauważa, że „konwencja ta inkorporuje do prawa międzynarodowego określone założenia ideologiczne o permanentnej walce płci i kulturowo uwarunkowanej dominacji mężczyzn nad kobietami, która prowadzić ma do przemocy”. – Są to tezy ewidentnie ideologiczne, a prowadzony w Szwecji od ćwierćwiecza eksperyment społeczny polegający na wcielaniu w życie tych założeń pokazuje, że są one kontrfaktyczne. Dlatego konwencja jest niezgodna z art. 25 ust. 2 Konstytucji, który gwarantuje bezstronność światopoglądową Rzeczypospolitej – zauważa prof. Stępkowski.
– Ten dokument wprost wzywa w art. 12 i 14 do „wykorzenienia” (takiego określenia dosłownie używa) stereotypowych ról kobiety i mężczyzny z życia społecznego i do zaangażowania w to edukacji publicznej. Wprowadzając pojęcie „płci społeczno-kulturowej” (czyli właśnie gender), zakłada, że płeć i związane z nią predyspozycje są czymś przypadkowym. A jeśli tak – to możliwość urodzenia dziecka wcale nie oznacza, że jego urodzenie jest naturalnym następstwem ciąży. Skoro mężczyźni nie rodzą – dlaczego miałyby rodzić kobiety. Nic zatem dziwnego, że sprawozdawczyni rezolucji ratyfikacyjnej konwencji w Parlamencie Europejskim, poseł Christine Revault d’Allonnes-Bonnefoy z francuskiej Partii Socjalistycznej, uznała, że jej ratyfikacja w Parlamencie Europejskim to uznanie aborcji za prawo człowieka – podkreśla Marek Jurek.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym