logo
logo
zdjęcie

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Czyja będzie Polska?

Sobota, 9 lutego 2019 (19:04)

Z prof. dr. hab. Wiesławem Wysockim, kierownikiem Katedry XIX i XX wieku w Instytucie Nauk Historycznych UKSW, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Jak wspomina Pan dzień i noc w Sejmie z 4 na 5 czerwca 1992 roku?

– Dla mnie to była noc wielkiej zgrozy, bo w nieuczciwej, nieczystej grze poległ polski rząd, mój rząd. Jan Olszewski to był mój premier, którego wielce szanowałem, z którym jako Polak wiązałem wielkie nadzieje. Miałem też wielu przyjaciół w gabinecie premiera Jana Olszewskiego. Stąd to wszystko, co się wówczas wydarzyło, było dla mnie i dla bardzo wielu Polaków ogromnym przeżyciem. O poszczególnych osobach tego gabinetu można powiedzieć, że byli to ludzie prawi, którzy chcieli dobra dla Polski, a przeciwko nim zmówili się wszyscy łajdacy, którzy próbowali robić swoją politykę – gangsterską – jak to podczas narady u prezydenta Lecha Wałęsy określił Waldemar Pawlak, który za chwilę został namaszczony na premiera, następcę Jana Olszewskiego. I to był – moim zdaniem – wyjątkowo dramatyczny i tragiczny dzień, który stał się dniem hańby dla polskiego parlamentaryzmu. To, co się wydarzyło w tamtą noc, bardziej przypomina zamach stanu niż zmianę gabinetu w normalnym parlamencie.

Czy ministrowie rządu, z których część, jak Pan powiedział, była Pana przyjaciółmi, mieli świadomość, że szykowany jest zamach stanu?

– Myślę, że prawym ludziom refleksja, że coś podobnego może się wydarzyć, w normalnym państwie przychodzi dopiero gdzieś na końcu. Dla wielu było nie do pomyślenia, że muszą się zderzyć z pewną brudną rzeczywistością. Gdyby przewidywali scenariusz, który stał się faktem, to być może inaczej podeszliby do sprawy lustracji i pod względem taktycznym w inny sposób by ją poprowadzili. Ale musieliby być taktykami, a nie ludźmi, którym poprzez lustrację i ujawnienie teczek agentów komunistycznych zależało na ujawnieniu prawdy, oni działali w imię prawdy. 

Dlaczego rząd premiera Jana Olszewskiego był nie na rękę ówczesnemu prezydentowi Lechowi Wałęsie?

– Jeżeli jako prezydent RP mówił o NATO-bis, tym samym był przeciwny wstąpieniu Polski w szeregi Sojuszu Północnoatlantyckiego, a taki plan po raz pierwszy sformułował premier Jan Olszewski. To pokazuje, kim był Lech Wałęsa, który chciał Polskę trzymać w jakiejś szarej strefie pomiędzy Rosją a Europą Zachodnią i nazywał to EWG-bis. Przypomnę tylko, że chciał bazy posowieckie w Polsce przerabiać na przedsiębiorstwa spółki joint venture pomiędzy Rosjanami a podmiotami w Polsce, które mogły być bazami wywiadu sowieckiego i sił specjalnych ZSRS na terenie Polski. I dopiero rząd Jana Olszewskiego wznowił zastopowane przez rząd Tadeusza Mazowieckiego i rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego negocjacje w sprawie wyjścia wojsk radzieckich z Polski, doprowadził je do końca i zawarł stosowne porozumienie w tej sprawie. To również rząd Olszewskiego zablokował swoim jasnym stanowiskiem projekt Wałęsy, de facto nie dopuszczając do podpisania w Moskwie słynnego załącznika, który legalizowałby plan uniemożliwiający nam w przyszłości członkostwo w NATO. To pokazuje prawdziwe oblicze Wałęsy. Widocznie czuł się bardzo zagrożony. Jak wiadomo, był on na liście Antoniego Macierewicza pokazującej tajnych współpracowników systemu komunistycznego i dlatego, dokonując zamachu na rząd Jana Olszewskiego, chciał zabezpieczyć interesy swoje i tych, z którymi było mu po drodze. Po zamachu na rząd premiera Olszewskiego został zablokowany na lata proces dekomunizacji.

Co oznaczało wypowiedziane przez premiera Olszewskiego zdanie: „Nie ważne, jaka będzie Polska, ale czyja będzie”. Jak wtedy rozumiał Pan te słowa?

– To było wstrząsające przemówienie, a kwestia, którą wówczas podjął, jest bardzo dramatyczne. To niejako spadek, jaki pozostawił po sobie Jan Olszewski – wtedy i dzisiaj, bo wbrew pozorom mimo upływu lat to pytanie wciąż jest aktualne. To jest pytanie o to, w którą stronę pójdziemy, jaką drogą, czy za duchem Niepodległej, o którą trzeba zawsze dbać, jak uczył marszałek Józef Piłsudski. To nie jest tak, że raz zdobytą wolność ma się na zawsze, że można spocząć na laurach. To od nas zależy, czy chcemy iść drogą wolności, niepodległości, suwerenności, czy pójdziemy drogą różnych interesów partyjnych, interesów określonych środowisk czy jednostek i czy chcemy tym interesom podporządkować także sprawy państwa. To od nas wciąż zależy, w jakim kierunku pójdzie Polska, a to, jakie miejsce będzie zajmować w pogmatwanym świecie, zależy tylko od nas. I to pytanie jest wciąż aktualne i tak samo dramatyczne zwłaszcza wobec tych, którzy próbują na Polskę donosić do Brukseli i kosztem państwa robić własne interesy. Sytuacja jest zatem analogiczna i pytanie Jana Olszewskiego, które jako premier postawił z mównicy sejmowej parlamentarzystom, a właściwie wszystkim nam: Czyja będzie Polska?, jest nader aktualne.

Dlaczego po tym, co stało się w nocy z 4 na 5 czerwca, ludzie nie mieli odwagi, żeby wyjść na ulice i zaprotestować, obronić rząd Olszewskiego?

– Chyba nie zdawano sobie do końca sprawy z tego, co się działo w zaciszu gabinetów, a co de facto było gangsterską zmową. Ludzie sobie to uświadomili dopiero jakiś czas potem. Uważam, że gdyby to zostało w porę ujawnione, to wzburzenie byłoby olbrzymie. Niestety, gangsterskie chwyty się udały także dzięki mediom, które wówczas dominowały w Polsce. Przekaz był jeden, a mianowicie że Jan Olszewski jest nieodpowiedzialny i nieudolny. Nagonka i propaganda przeciwko temu rządowi była olbrzymia. I wówczas, nie znając jeszcze tych mechanizmów manipulacji, nie wydawało się, że ma miejsce zamach, ale że dokonuje się zmiana warty, podczas gdy był to spisek.       

Czy Jan Olszewski może być wzorem dla obecnych polityków? Czy jest coś, czego obecna klasa polityczna może, czy nawet powinna się uczyć od byłego premiera?

– Przede wszystkim politycy dzisiaj obecni na polskiej scenie od lewa do prawa – wszyscy oni powinni się uczyć prawości, uczciwości, wierności zasadom i kierowania się etosem w życiu i służbie publicznej. To są podstawy takie jak w życiu. Polityk powinien być porządnym, sumiennym człowiekiem, a nade wszystko powinna nim kierować racja państwa suwerennego, niepodległego. Warto też zauważyć, że osoby publiczne – także prawnicy, adwokaci – to dzisiaj, ale także w latach transformacji ustrojowej, ludzie majętni. Ale nie Jan Olszewski. On bardzo często troszczył się o ludzi w potrzebie, o ludzi prześladowanych przez system komunistyczny i nie pobierał za ich obronę honorarium. I będąc uznanym adwokatem, tak naprawdę nie dorobił się majątku. Nie dorobił się majątku na swojej uczciwości i to jest kolejny przekaz, jaki płynie dzisiaj do nas, kiedy mówimy już niestety o śp. Janie Olszewskim. Jako polityk był państwowcem, jako adwokat był człowiekiem sumienia i uczciwości, jako obywatel był zatroskany o dobro i interes państwa polskiego i tym wartościom służył do końca. Był człowiekiem, który – dla mnie osobiście – jest wzorem, tak jak Wojciech Ziembiński, jak prof. Jerzy Łojek, prezydent Lech Kaczyński czy ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Dzisiaj uświadomiłem sobie, że mieliśmy całą plejadę ludzi wyjątkowo prawych i powinniśmy ich stawiać jako przykład. Wśród tych najbardziej prawych bohaterów naszej polskiej wolności i niepodległości znajduje się także nie kto inny, jak właśnie premier Jan Olszewski – przy swojej mądrości człowiek niezwykle pokorny i dobry.

Dziękuję za rozmowę.

 

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl