logo
logo

Zdjęcie: Andrzej Kulesza/ Nasz Dziennik

Uniemożliwić spór z ubezpieczycielem?

Sobota, 1 czerwca 2019 (16:28)

Z Bartłomiejem Krupą, prezesem zarządu Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych, rozmawia Zenon Baranowski

W Sejmie znajduje się projekt regulacji dochodzenia roszczeń odszkodowawczych np. z wypadków. Według założeń ma on zwiększyć ochronę klientów kancelarii odszkodowawczych. Jan Pan ocenia skutki tych przepisów, gdyby weszły w życie?

– Najbardziej kontrowersyjne w tym projekcie jest to, że realizuje on interesy jednej, silnej grupy biznesowej, a mianowicie zakładów ubezpieczeń. Skutkiem wprowadzenia takich przepisów będzie to, że osoby w najtrudniejszej sytuacji życiowej – czyli poszkodowane w wypadkach, niepełnosprawne, osierocone, owdowiałe – pozostaną bez szansy równej walki z ubezpieczycielem. W projekcie ustawy praktycznie nie ma żadnego przepisu, który byłby w interesie osób poszkodowanych.

 

Ten projekt to efekt jakiejś formy lobbingu ubezpieczycieli?

– Podczas pierwszego czytania na komisji sprawiedliwości podniesiono kwestię, że sprawozdawca tego projektu senator Grzegorz Bierecki jest członkiem rad nadzorczych dwóch ubezpieczycieli, które z kolei są członkami Polskiej Izby Ubezpieczeń. Izba zaś jest gorącym zwolennikiem tego projektu.

W mediach widziałem wypowiedź prezesa tej Izby, który mówi, że spełnienie oczekiwań kancelarii odszkodowawczych i warsztatów naprawiających samochody będzie kosztowało 4 mld zł. W rzeczywistości z tej wypowiedzi należy wysnuć wniosek, że w przypadku wejścia w życie regulacji do poszkodowanych trafią świadczenia niższe o te 4 mld. W tym miejscu trzeba także przypomnieć, że ubezpieczyciele to przecież przedsiębiorcy nastawieni na zysk, dla których składka jest przychodem, a wypłacone odszkodowania – kosztem. Uszczuplanie tych ostatnich prowadzi do maksymalizacji zysków, czyli pozwala realizować podstawowy cel działalności, którą prowadzą.

 

Podwyższamy składki, obniżamy odszkodowania…

– Pod względem ekonomicznym jest to nieco bardziej skomplikowane. Rynek ubezpieczeń komunikacyjnych i tak ma wysoką konkurencyjność, a jeszcze wchodzą nowi zagraniczni ubezpieczyciele. Chcąc się na tym rynku utrzymać, nie sposób już podwyższać składek. I jeżeli chce się utrzymać dotychczasowe wyniki finansowe, to pozostaje obniżać odszkodowania. Mamy, rzeczywiście, do czynienia z wojną cenową. Ceny polis rosną, ale rosną też istotnie koszty naprawy samochodów, podobnie jak koszty leczenia, ponieważ dostępne są nowe, droższe terapie. Składka, żeby była adekwatna do ponoszonych kosztów, musi być odpowiednio wyższa. Ale nawet nadzór ubezpieczeniowy wskazuje, że ubezpieczyciele pobierają nieadekwatne składki. Świadomie przyjmują niską składkę, żeby utrzymać pozycję na rynku, żeby pozyskać klienta, ale już z góry zakładają, że nie wypłacą mu adekwatnego odszkodowania. I nie kto inny, jak kancelarie odszkodowawcze od dobrych dziesięciu lat patrzą ubezpieczycielom na ręce, egzekwując należne dla poszkodowanych odszkodowania.

 

Ten projekt ma ograniczyć działalność kancelarii?

– W obecnej sytuacji dla ubezpieczycieli pojawiła się okazja do tego, żeby spróbować pozbawić poszkodowanych tego właśnie oręża, jakim są kancelarie odszkodowawcze. Robi się to pod przykrywką szlachetnych intencji, jak wprowadzenie przekazywania środków bezpośrednio na rachunek klienta, jak ceny maksymalne czy zakaz akwizycji w określonych miejscach.

 

A jak w praktyce wyglądają te „szlachetne” rozwiązania prezentowane w projekcie?

– Zakaz akwizycji, czyli w skrócie: zakaz nagabywania osób poszkodowanych, jest odbierany pozytywnie. Np. ofiara wypadku przebywa w szpitalu, a ktoś podsuwa jej umowę. Ale jak przyjrzymy się szczegółom, to wygląda to inaczej. W projekcie jest mowa o zakazie akwizycji w takich miejscach, które mogą nie budzić wątpliwości, jak szpitale czy cmentarze. Pojawia się również zakaz akwizycji w miejscu zamieszkania poszkodowanego i członków jego rodziny oraz w budynkach użyteczności publicznej i stu metrów od tych nieruchomości. Należy zapytać, jak wobec tego ciężej poszkodowani, unieruchomieni po wypadkach, mają zawrzeć takie umowy? A jeśli kancelaria mieści się w biurowcu, który spełnia kryteria budynku użyteczności publicznej? Czyli zawarta tam umowa będzie nieważna?

 

Sprawia to wrażenie mnożenia utrudnień.

– Takie zapisy mają na celu to, żeby przestał istnieć niewygodny uczestnik rynku, który działa w interesie tych najmniej zamożnych klientów. Kancelarie odszkodowawcze są odpowiedzią na potrzeby właśnie takiej kategorii klientów, którzy nie mają środków na drogie kancelarie adwokackie czy radcowskie. Taka osoba, w obecnej sytuacji korzystając z usług kancelarii odszkodowawczej, może być reprezentowana, nie wykładając na to ani złotówki, ponieważ model działania kancelarii jest oparty na tzw. wynagrodzeniu od efektu. Jeżeli kancelaria uzyska jakieś kwoty, to dopiero pobierze wynagrodzenie, ale jeżeli nie uzyska nic, to nie będzie miała wynagrodzenia. To powoduje, że jest to model dostępny dla osób niezamożnych.

 

Kancelarie biorą na siebie ryzyko.

– Rzeczywiście, taki model powoduje, że kancelarie podejmują określone ryzyko. Czasem prowadzenie sprawy wypadku komunikacyjnego trwa nawet pięć lat. Ale my w tym czasie nie pobieramy ani złotówki, a często finansujemy leczenie, za które powinien płacić ubezpieczyciel, ale nie chce tego robić, ponieważ pobrał nieadekwatną składkę. Finansujemy też koszty procesu itp.

W tym projekcie proponuje się, żeby pieniądze nie wpływały na rachunek kancelarii, tylko na rachunek samego poszkodowanego, bo np. kancelaria może zbankrutować. Ale kancelarie już i tak mają wysokie ryzyko prowadzenia działalności. Jeżeli doszłyby do tego zatory płatnicze czy wątpliwości co do ważności umowy z powodu niewłaściwej akwizycji… Kancelaria mimo prowadzenia sprawy i poniesienia kosztów zostawałaby bez rozliczenia się z klientem.

Zaproponowaliśmy ubezpieczycielom, żeby dokonywać podzielonej płatności. Niestety, ten postulat w Senacie w ogóle nie został poddany pod dyskusję. W uzasadnieniu projektu jest mowa, że nie będzie on miał wpływu na rynek pracy. Podczas gdy według szacunków branży motoryzacyjnej może on pozbawić pracy kilkadziesiąt tysięcy osób.

Argumentuje się, że to regulacja punktowa. Ale chodzi o to, żeby znaleźć newralgiczne punkty, które spowodują, iż rynek kancelarii odszkodowawczych zostanie zmarginalizowany. A w praktyce ten rynek już został ograniczony w ostatnich latach. Absurdów w tej ustawie jest dużo.

 

Z kolei zgodnie np. z art. 4 projektu ustawy wynagrodzenie za dochodzenie zwrotu kosztów leczenia ma być z góry określone.

– Praktyka rynkowa wielu firm jest taka, że w przypadku uzyskania kosztów leczenia lub rehabilitacji nie pobieramy z tego tytułu żadnego wynagrodzenia. Ale czym inny jest praktyka, a czym innym sankcjonowanie tego prawnie bez żadnych wyjątków. Ten projekt przewiduje, że z góry będziemy musieli uzyskać określoną kwotę – nie procentową, w formie umowy od efektu, tylko zryczałtowaną, której poszkodowany zazwyczaj mieć nie będzie, więc jej nie wyłoży, i tym samym nie wejdzie w spór z ubezpieczycielem.

Inny problem to art. 9, przewidujący zakaz cesji wierzytelności. To wywołuje olbrzymie kontrowersje w całej branży napraw powypadkowych. Nawet tego chcą zabronić ubezpieczyciele, bo mają oni taki zwyczaj, że przy telefonicznym zgłoszeniu wypadku proponuje się w ramach tzw. szybkiego procesu likwidacji szkody kwotę, która jest nieadekwatna do jej wysokości.

Dziękuję za rozmowę. 

Zenon Baranowski

NaszDziennik.pl