logo
logo

Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik

Zachowywanie pozorów nie wystarczy

Poniedziałek, 25 listopada 2019 (22:53)

Z dr. Krzysztofem Kawęckim, politologiem, rozmawia Mariusz Kamieniecki

Opozycji nie spodobali się kandydaci do Trybunału Konstytucyjnego, a także do Krajowej Rady Sądownictwa. Miało być nowe otwarcie i merytoryczna dyskusja w nowej kadencji Sejmu, ale wygląda na to, że jest tak, jak było.

– Głosowanie i debata w sprawie wyboru kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego pokazały, że wstępne deklaracje na pierwszym posiedzeniu Sejmu obecnej kadencji ze strony opozycji, zarówno Platformy, jak i Lewicy, o tym, że ich praca w parlamencie będzie miała charakter konstruktywny, merytoryczny – niestety temu przeczą. Mieliśmy do czynienia z bardzo niepoważnym zachowaniem niektórych posłów opozycji, można nawet określić, że były działania z pogranicza folkloru politycznego, co więcej, widoczny był zupełny brak odniesienia merytorycznego. Oczywiście można zrozumieć, że taki czy inny kandydat mógł się nie podobać opozycji, że kandydatury prof. Krystyny Pawłowicz czy Stanisława Piotrowicza mogły być odbierane jako kandydatury związane z Prawem i Sprawiedliwością, ale taka jest procedura. Można by przyjąć sprzeciw wobec tych kandydatur z powodów politycznych, ale nie uprawnia to jednak do robienia z Sejmu cyrku przez niektórych posłów. Natomiast o tym, że nie była to ocena merytoryczna, świadczy sprzeciw opozycji wobec kandydatury Jakuba Steliny z Uniwersytetu Gdańskiego – profesora nauk prawnych, specjalisty prawa pracy, który jest niekwestionowanym autorytetem, wybitną postacią. Zatem niezależnie od tego, jakie kandydatury zostały złożone, niezależnie od takiej czy innej oceny wyboru takich czy innych kandydatur przez kierownictwo PiS, do opozycji nie przemawiają żadne argumenty merytoryczne, za to dominuje totalny sprzeciw.     

Można zatem powiedzieć, że opozycja wykorzysta każdy moment, każdy pretekst, żeby jątrzyć?

– Dokładnie tak. Widać, że nie możemy oczekiwać merytorycznej debaty parlamentarnej, choć według mnie pewną nadzieją napawała debata na temat exposé premiera Morawieckiego, gdzie przejawiały się przebłyski dyskusji merytorycznej ze strony poszczególnych klubów poselskich, ale niestety później nie przełożyło się to na głosowanie nad wyborem sędziów Trybunału Konstytucyjnego czy do Krajowej Rady Sądownictwa.

O czym świadczy fakt, że posłowie, a przynajmniej ich część nie potrafi się zachować w Sejmie?

– Już w poprzedniej kadencji Sejmu można było dostrzec, że rzeczywiście mamy do czynienia ze zjawiskiem kryzysu, przy czym walnie do tego przyczyniło się zachowanie posłów opozycji – przede wszystkim Platformy i Nowoczesnej. To te ugrupowania mają swój udział w niskiej jakości debaty sejmowej, bo jeśli nie są w stanie podjąć konfrontacji na argumenty, rzeczowej debaty, to uciekają się do działań destrukcyjnych, które mają doprowadzić do pewnego chaosu w pracach polskiego parlamentu. Doszło do przeniesienia złych wzorców z wystąpień medialnych na parlament. Mamy do czynienia z tzw. tabloidyzacją polityki, co przejawia się w różnych, często rażących wypowiedziach polityków przede wszystkim Platformy, Nowoczesnej czy od niedawna Lewicy w sferze medialnej, w różnych stacjach radiowych czy telewizyjnych, często w wystąpieniach na żenująco niskim poziomie. Parlamentarzyści tych ugrupowań wybrali taki, a nie inny styl uprawiania polityki – często polegający na obrażaniu innych, co nie licuje z posługą – tak posługą posła czy senatora RP. Często parlamentarzyści przekraczają też granice i to nie tylko kultury politycznej, ale również kultury osobistej. I te wszystkie złe wzorce, ten styl reprezentowany przez polityków w mediach jest w jakiś sposób przenoszony do Parlamentu, co niestety dobrze nie wróży i wydaje mi się, że ten proces będzie się tylko nasilał. Tym samym wiarygodność parlamentu w oczach opinii publicznej będzie niestety spadała.

Szkoda, bo przekrój poglądów reprezentowanych w Sejmie dzisiaj – od prawicy po lewicę – mógłby zaowocować ciekawą debatą.

– Owszem i to debatą może nawet twórczą, a więc jeszcze bardziej interesującą, tylko że obecna Lewica, a także Platforma są tak miałkie, że nie potrafią nawet prezentować swoich programów czy treści, postulatów – nawet zgodnych z odniesieniami ideowymi, a zamiast tego swoimi wypowiedziami czy niegodnym zachowaniem doprowadzają do karykatury swoje opcje polityczne i w ogóle polski parlamentaryzm.

Na działania PiS cieniem rzuca się poparcie Magdaleny Biejat na przewodniczącą sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.

– Oddanie Komisji Polityki Społecznej i Rodziny w ręce Lewicy jest oczywiście abdykacją PiS z obrony fundamentalnych praw rodziny, a dodatkowo jeszcze wybór takiej, a nie innej osoby na przewodniczącą, osoby o poglądach skrajnie lewicowych, antyrodzinnych, to tylko pogłębia ten negatywny obraz – powiedziałbym nawet –  dramatyzm tego wyboru. Tak naprawdę nie chodzi tu tylko o komisję, ale o to, co się pod tym kryje. Oddanie kwestii rodziny Lewicy – i to bez walki – to jest rzecz znamienna i bardzo niedobra. To jest bardzo zła decyzja i to będzie miało również wpływ nie tylko na PiS, bo jeśli kierownictwo tej formacji nie podejmie wniosku Solidarnej Polski, to będzie oznaczało, że cały obóz Zjednoczonej Prawicy – w zakresie spraw rodziny, spraw tożsamościowych, kulturowych – oddaje pole Lewicy i kapituluje przed rewolucją obyczajową, rewolucją genderową, którą Lewica rozpoczyna w parlamencie. Z drugiej strony mam wrażenie, że posłowie Solidarnej Polski, wybierając medialną drogę apelu do PiS, chyba sami nie wierzyli i nie wierzą w pozytywną reakcję PiS. Tego typu wnioski realizuje się raczej w rozmowach kuluarowych, koalicyjnych.

A może właśnie chodziło o nagłośnienie tej sprawy wobec faktu, że rozmowy kuluarowe nie przynoszą skutku?

– To oczywiście nie jest absolutnie zarzut wobec Solidarnej Polski, żeby było jasne, natomiast nie wiemy, jak wyglądały rozmowy koalicyjne podejmowane przez tę formację. Można jednak domniemywać, że one nie przyniosły zamierzonego rezultatu, dlatego kierownictwo Solidarnej Polski wybrało taką, a nie inną drogę działania, żeby działania były skuteczne. Jestem sceptyczny, ale mam nadzieję, że się mylę. Presja jest absolutnie niezbędna i kierownictwo PiS musi mieć świadomość, że ta sprawa nie może zostać zamieciona pod dywan, bo to jest niemożliwe. Ta presja będzie trwała także ze strony wyborców PiS i tylko przyglądanie się, recenzowanie działań Komisji Polityki Społecznej i Rodziny jest absolutnie niewystarczające. Dlatego prędzej czy później musi dojść do zmiany w kierownictwie tej komisji, bo jeśli nie, to będziemy świadkami rzeczy skandalicznych, takich jak wnioski ze strony szefowej komisji rodziny, które będą destrukcyjne.

W piątek spotkali się szefowie: PiS – Jarosław Kaczyński, Porozumienia – Jarosław Gowin, Solidarnej Polski – Zbigniew Ziobro oraz premier Mateusz Morawiecki, aby porozmawiać o umowie koalicyjnej, która ma być podpisana w tym tygodniu. I kto wie, skoro Porozumieniu udało się zablokować projekt ustawy znoszący limit 30-krotności składek na ZUS, co będzie z wnioskiem Solidarnej Polski.

– Oby tak się stało. Przykład działań Porozumienia, które zrealizowało swój postulat, i kierownictwo PiS pod presją wycofało się z pomysłu tzw. 30-krotności składek na ZUS, to tutaj sytuacja jest w jakimś sensie analogiczna, więc miejmy nadzieję, że przewodnictwo w sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny trafi we właściwe ręce. To jest też test wiarygodności dla Zjednoczonej Prawicy – koalicji trzech ugrupowań, na ile koalicjanci PiS są przez to ugrupowanie poważnie traktowani. Kwestie umowy koalicyjnej, kwestie personalne – czy to ministerialne, wojewodów, czy wicewojewodów, które w tej chwili są jeszcze przedmiotem końcowych uzgodnień, są oczywiście bardzo ważne, ale nie są jedynymi, a z całą pewnością nie są najważniejszymi. Ogromnie ważna, ważniejsza dla Polski, dla naszej przyszłości jest bowiem kwestia wspierania rodziny, która tak mocno była obecna w nauczaniu naszego wielkiego rodaka św. Jana Pawła II.

Dziękuję za rozmowę.

   

Mariusz Kamieniecki

NaszDziennik.pl