logo
logo

Zdjęcie: Arch. E.Błasik/ Inne

Błasik nie naciskał

Środa, 30 stycznia 2013 (02:05)

Prokuratura wojskowa nie ma wątpliwości: dowódca Sił Powietrznych, generał Andrzej Błasik nie wywierał nacisków na załogę Tu-154M.

Ta informacja jednoznacznie i nieodwołalnie ucina spekulacje Macieja Laska o presji w kokpicie i boleśnie obnaża kardynalne braki warsztatowe członków komisji Jerzego Millera i jego samego.

„W pierwszym rzędzie stwierdzić należy, iż w związku z lotem z dnia 10 kwietnia 2010 r., gen. Andrzej Błasik nie realizował żadnych czynności o charakterze służbowym. Nie był członkiem załogi, nie wykonywał też nadzoru służbowego nad pracą załogi w ramach tzw. lotu inspektorskiego. W związku z powyższym, jakkolwiek był przełożonym służbowym członków załogi, był jedynie jednym z pasażerów samolotu” – czytamy w postanowieniu procesowym Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzącej śledztwo smoleńskie.

„Opinia z zakresu fonoskopijnych badań zapisu dźwiękowego wydana przez Instytut Ekspertyz Sądowych nie podaje żadnych okoliczności, które mogłyby uprawdopodobniać tezę o wywieraniu przez gen. Andrzeja Błasika wpływu na pracę i decyzje załogi samolotu” – pisze ppłk Jarosław Sej.

Prokurator obala też mit rzekomej kłótni dowódcy Sił Powietrznych z pierwszym pilotem Tu-154M na płycie Okęcia, tuż przed startem maszyny do Smoleńska.

„Żaden z przesłuchanych świadków – osób obecnych wówczas w terminalu Wojskowego Portu Lotniczego w Warszawie oraz w jego pobliżu oraz osób mających bezpośredni kontakt z gen. Andrzejem Błasikiem bądź dowódcą samolotu, nie potwierdził, aby takie zdarzenie miało miejsce. Osoby te stwierdziły, iż kontakty Dowódcy Sił Powietrznych oraz dowódcy samolotu w dniu 10 kwietnia miały normalny, spokojny przebieg. Również przeprowadzone oględziny nagrań z monitoringu terminalu oraz jego rejonu nie potwierdziły, aby między wyżej wskazanymi osobami miało dojść do kłótni bądź emocjonalnej rozmowy. (…) W związku z powyższym stwierdzić należy, iż zgromadzony dotychczas materiał dowodowy w żadnej mierze nie wskazuje, aby do zdarzenia takiego doszło. Nadto, zgromadzony materiał dowodowy pozwala na wykluczenie, aby pasażerom oczekującym na lot w dniu 10 kwietnia 2010 r. na terenie terminalu serwowano alkohole” – twierdzi Sej.

– Cieszę się, że prawda zwycięża. Nigdy nie wątpiłam w niewinność męża. Szkoda tylko, że przez tyle długich miesięcy musiałam cierpieć razem z całą rodziną. Mnie i moje dzieci wiele kosztowało to zdrowia i pewnie zabrało nam wiele lat życia – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Ewa Błasik, wdowa po dowódcy Sił Powietrznych.

W ocenie generałowej, prawda o jej mężu, która znalazła się w stanowisku prokuratury, powinna dać dużo do myślenia władzom państwowym.

– Ta prawda powinna być wyrzutem sumienia dla obecnie sprawujących władzę w Polsce, ze zwierzchnikiem Sił Zbrojnych na czele. To coś niebywałego, żeby nie bronić w naszej Ojczyźnie poległych na służbie żołnierzy. Uważam, że to skandal, że po tylu latach od wejścia Polski do NATO tak wiele w kraju mają do powiedzenia pułkownicy, mentalnie tkwiący w poprzednim systemie. To oni – kłamiąc bezpodstawnie – na siłę wsadzali mojego męża do kokpitu. A teraz nie mają odwagi się do tego przyznać – zaznacza Ewa Błasik.

– Pragnę podziękować wszystkim Polakom, którzy wspierali mnie i którzy nie uwierzyli w okrutne kłamstwa obu raportów: MAK i komisji Jerzego Millera – mówi Ewa Błasik.

Postanowienie prokuratury wojskowej z uzasadnieniem, że generał Andrzej Błasik był tylko i wyłącznie jednym z pasażerów lotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. na uroczystości katyńskie, mecenas Bartosz Kownacki, pełnomocnik wdowy, otrzymał dwa dni temu. To odpowiedź na jego wniosek z grudnia 2012 r. o przesłuchanie siedmiu świadków, którzy mieli potwierdzić niewinność generała Błasika, mówiąc m.in. o cechach jego charakteru, relacjach z innymi pilotami etc.

– W dniu wczorajszym otrzymałem postanowienie prokuratury. Prokuratura – odnośnie wszystkich siedmiu świadków, na podstawie art. 170 paragraf 1 pkt 2 kodeksu postępowania karnego – zdecydowała o oddaleniu wniosku. Podstawą oddalenia było uznanie, że okoliczności te bądź zostały już udowodnione, bądź nie mają znaczenia dla ustalenia okoliczności sprawy dotyczącej wyjaśnienia przyczyn katastrofy – wskazywał wczoraj na konferencji prasowej w Sejmie Kownacki.

Adwokat tłumaczył, że wraz z rodziną generała Błasika zdecydował się złożyć do prokuratury konkretne wnioski dowodowe o przesłuchanie świadków, ponieważ do tej pory w opinii publicznej funkcjonowała fałszywa wersja wydarzeń, oparta na raportach Anodiny i Millera, że dowódca Sił Powietrznych przyczynił się bezpośrednio czy pośrednio do katastrofy smoleńskiej. Wersja ta – jak mówił Kownacki – nie jest dementowana ani przez rząd polski, ani stosowne instytucje państwowe.

– Ustalenia komisji Jerzego Millera i komisji Anodiny nie polegały na prawdzie, były tylko i wyłącznie fantazjami osób, które brały udział w pracach tych komisji. Oficjalny dokument prokuratury sporządzony w oparciu o dowody przeprowadzone w postępowaniu przygotowawczym, jak również późniejsze decyzje prokuratury jednoznacznie stwierdzają, że ta sprawa na tym etapie postępowania już jest zamknięta. Film „Śmierć prezydenta” był oparty na nieprawdziwych informacjach – wskazuje mecenas.

Pełnomocnik Ewy Błasik zapowiada, że każda osoba, która nadal będzie twierdziła, że generał był w kokpicie i wywierał nacisk na pilotów, będzie musiała udowodnić to na drodze sądowej.

– W związku z otrzymaniem postanowienia prokuratury zapowiadamy, że tego rodzaju supozycje o rzekomej obecności pana generała Błasika w kokpicie i rzekomych jego naciskach na pilotów – jakoby pan generał zmuszał ich do lądowania – spotkają się z odpowiednimi krokami na drodze sadowej – kwituje mecenas.

Piotr Czartoryski-Sziler

Nasz Dziennik