„Nasz Dziennik” ujawnia: Do czynności procesowych służby hurtowo zwoziły ochroniarzy z moskiewskich kin i centrów handlowych. Oto jak wyglądała rosyjska procedura oględzin ciał ofiar katastrofy smoleńskiej
Środek nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 roku. Moskiewscy policjanci przeczesują ulice miasta. Ściągają ochroniarzy spod kina. Zbiór przypadkowych osób stanie się za chwilę uczestnikiem formalnoprocesowej czynności, jaką jest asystowanie przy oględzinach zwłok ofiar katastrofy Tu-154M. O tym, że w ten sposób zostały potraktowane ciała ich bliskich, rodziny smoleńskie dowiadują się od dziennikarzy prawie 3 lata po zdarzeniu. Wcześniej zapewniano je przecież o ponadstandardowej empatii strony rosyjskiej.
Z informacji, do jakich dotarł „Nasz Dziennik”, wynika, że jeden z ochroniarzy relacjonował polskim śledczym, jak o godzinie drugiej w nocy 11 kwietnia został przewieziony przez policję do kostnicy. Tam dowiedział się, że będzie świadkiem przy oględzinach ciała pewnej zmarłej kobiety. Pracujący na zlecenie prokuratury policjanci powiedzieli mu, że jego zadaniem jest tylko obserwowanie tych czynności, które trwały godzinę. Potem uczestniczył wraz z kilkoma innymi ochroniarzami w następnych oględzinach. Wszyscy złożyli podpisy na protokołach.
Rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej są zaskoczone, ponieważ w dotychczasowej dokumentacji żadnych dodatkowych świadków czynności przeprowadzonych przez biegłych lekarzy nie było. – Ja się z czymś takim nie spotkałem – mówi Andrzej Melak, którego brat Stefan zginął w Smoleńsku. – Nie mam wrażenia, że to były jakieś osoby z zewnątrz, a raczej osoby z zaplecza technicznego – zaznacza Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Z kolei Ewa Kochanowska, wdowa po rzeczniku praw obywatelskich Januszu Kochanowskim, mówi, że w przypadku jej męża w ogóle nie przysłano protokołów oględzin ciała.
– W polskim prawie nie ma instytucji osób przybranych do oględzin czy do sekcji zwłok – wskazuje mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin w śledztwie smoleńskim. Podkreśla, że do tej pory także nie spotkał się z wykorzystaniem tego typu rozwiązania prawnego w kontekście śledztwa smoleńskiego. – Jeżeli rosyjski kodeks postępowania karnego przewiduje tę instytucję, to jest to dość specyficzne rozwiązanie – zauważa Rogalski.
Karnista z Uniwersytetu Warszawskiego doc. dr Beata Bieńkowska wskazuje, że instytucja świadka przybranego występuje w polskim prawie przy przeszukaniu, kiedy może takie osoby dobrać policja. – Takie rozwiązanie służy gwarancjom dla organów procesowych, które mogą być posądzane o różne rzeczy, i wtedy świadek przybrany jest osobą, która patrzy na ręce, może powiedzieć, jak zachowywały się osoby przeprowadzające dane czynności – wyjaśnia. Zaznacza, że w Polsce nie ma żadnych wymogów co do świadków przybranych, zastrzega jednak, iż nie zna szczegółowych rozwiązań rosyjskich.
Mecenas Rogalski podkreśla, że w takich czynnościach powinny uczestniczyć tylko osoby, które posiadają specjalne wiadomości. – Obecność postronnych osób przy tego typu czynnościach jest dla mnie bardzo dziwna. Co takie osoby mogłyby potwierdzić? – zastanawia się.
Dlatego też rodziny wręcz powątpiewają, czy nie jest to przypadkiem efekt jakichś rosyjskich manipulacji, które włączono dopiero w później nadsyłanym materiale z oględzin i sekcji zwłok.
– Jest to zastanawiające, tak jakby były jakieś wątpliwości co do przebiegu zdarzenia – zastanawia się mec. Rogalski. – To dla mnie absurdalne, że w czynnościach, w których uczestniczy organ procesowy, osoby, które posiadają wiadomości specjalne, dobiera się do osób zupełnie z zewnątrz – zaznacza prawnik.