W liście pasterskim „Miasto Świętego Petroniusza na progu trzeciego tysiąclecia” opublikowanym we wrześniu 2000 roku nieżyjący już ks. kard. Giacomo Biffi, ówczesny arcybiskup Bolonii we Włoszech, ostrzegał przed niekontrolowaną migracją muzułmańską: „Obecnie odbywa się jeden z najpoważniejszych i największych ataków na chrześcijaństwo […], jakie zanotowała historia. […] Musimy ocalić tożsamość naszych narodów przed unicestwieniem najwyższych wartości naszej cywilizacji. […] Nie boję się islamu, boję się niezwykłej ślepoty osób odpowiedzialnych za nasze życie publiczne. […] Europa albo na powrót stanie się chrześcijańska, albo stanie się muzułmańska. To co wydaje mi się bez przyszłości, to »kultura nicości«, wolności bez granic i bez treści, sceptycyzmu wynoszonego do rangi osiągnięcia intelektualnego. […] Ta »kultura nicości« […] nie będzie w stanie się oprzeć ideologicznej napaści islamu, która niechybnie nastąpi. Tylko ponowne odkrycie »wydarzenia chrześcijaństwa« jako jedynego zbawienia dla człowieka – a zatem tylko zdecydowane wskrzeszenie pradawnej duszy Europy – będzie w stanie przynieść inny wynik tej nieuniknionej konfrontacji”.
Imigracja, czyli przemieszczanie się stałej liczby osób z jednego kraju do drugiego, nie jest niczym nowym. W rzeczywistości jest tak stara jak sam świat. Niekiedy przynosiła korzyści, bo wzbogacała lokalną cywilizację; niekiedy była szkodliwa, czasem nawet śmiercionośna.
Różne oblicza migracji
Zjawisko migracji zostało dogłębnie zbadane m.in. przez św. Tomasza z Akwinu. Przede wszystkim Doktor Anielski rozróżnia dwa rodzaje imigracji: wrogą i przyjazną. Wroga imigracja jest równoznaczna z inwazją i należy ją powstrzymać, nawet przy użyciu proporcjonalnej siły.
Następnie wyróżnia trzy formy przyjaznej imigracji. Niektórzy imigranci przybywają na krótki okres, np. w celach turystycznych. Pobyt innych trwa dłużej, ale zawsze jest czasowo ograniczony – na przykład w celu odbycia studiów. Muszą być przyjmowani i traktowani z chrześcijańską miłością. Zupełnie inaczej jest w przypadku imigrantów, którzy zamierzają osiedlić się w nowym kraju. W tym przypadku muszą zintegrować się z lokalną kulturą, ryzykując, że staną się czynnikiem wywołującym zakłócenia i kryzys. Dzieje się tak szczególnie w Europie, z głęboko zakorzenioną cywilizacją chrześcijańską. Jeżeli stała liczba osób nie chce się integrować, stanowiąc tym samym zagrożenie dla res publica, społeczeństwo ma prawo reagować w obronie swojej tożsamości religijnej i kulturowej.
Europa doświadcza dziś wszystkich tych rodzajów imigracji. Pomijając już wspomnianych turystów i studentów, mamy społeczności, które przybyły ze szczerym pragnieniem podjęcia pracy i integracji. Przykładowo jeśli chodzi o Włochy, jest to (z nielicznymi wyjątkami) imigracja filipińska i latynoamerykańska w większości złożona z katolików. Wielu przybyło tutaj z jednego prostego powodu: Europa ich potrzebuje.
Europejczycy mają coraz mniej dzieci, co powoduje ogromny niedobór siły roboczej, który należy uzupełnić imigrantami. Poza tym Europejczycy nie chcą już wykonywać ciężkich prac – osób sprzątających, pielęgniarek, pracowników usług komunalnych, budowlańców itd. – przez co tworzą ogromne zapotrzebowanie na siłę roboczą imigrantów. I rzeczywiście, pierwszymi, którzy protestują, gdy rząd ogranicza imigrację, są władający przemysłem: bo oni potrzebują pracowników. Niedawny przypadek Wielkiej Brytanii jest wzorcowy: ponieważ wielu imigrantów wyjechało z kraju przez brexit, powstał problem dramatycznego niedoboru kierowców ciężarówek.
Jedynym rozwiązaniem jest zwiększenie wskaźnika urodzeń poprzez uprzywilejowywanie tradycyjnej rodziny (zamiast niszczenia jej, jak czyni to Unia Europejska), porzucenie naszej głupiej wyniosłości i zaakceptowanie ciężkiej pracy, tak jak robili to nasi przodkowie.
Muzułmanie – stały konflikt
W 2016 roku muzułmanie stanowili 4,9 proc. ludności Unii Europejskiej. Podczas gdy populacja Europy maleje, muzułmanie są najszybciej rozwijającą się społecznością. Osiągną 8 proc. do 2030 roku i 14 proc. do 2050 roku, z rekordem 20 proc. w Szwecji, 17 proc. we Francji i w Wielkiej Brytanii, 14 proc. w Hiszpanii i tak dalej.
„Nie wszyscy muzułmanie są terrorystami, ale prawie wszyscy terroryści są muzułmanami” – napisał kilka lat temu Abdul Rahman al-Rashed, dyrektor arabskiego dziennika „Asharq al-Awsat”. Można powiedzieć, że nie wszyscy muzułmanie stanowią zagrożenie dla Europy, ale większość zagrożeń pochodzi ze społeczności muzułmańskiej. A to z bardzo prostego powodu.
W przeciwieństwie do chrześcijaństwa, które rozróżnia Boga i cezara, islam jest totalitarny: jedna religia – islam; jedna święta księga – Koran; jedno prawo – szariat; jeden wódz – kalif; jedna społeczność – umma. Obszarem, którym rządzi ta kombinacja, jest Dar al-Islam, Dom Islamu. Świat na zewnątrz tego obszaru to Dar al-Harb, Dom Wojny. Niemuzułmanin może mieszkać w Domu Islamu, ale jako dhimmi, obywatel drugiej kategorii – bez prawa do publicznego praktykowania własnej religii i z obowiązkiem płacenia podatku dżizja. Ze swojej strony muzułmanie mają walczyć o rozbudowę Domu Islamu. Można tego dokonać na kilka sposobów; niektóre są pokojowe, jak modlitwa i wsparcie finansowe, a niektóre wojownicze, jak al-dżihad (wysiłek), który może przybrać formę al-harb (wojna) i al-quital (unicestwienie). Sam Mahomet brał udział w co najmniej 58 bitwach i własnoręcznie eksterminował całe klany, które opierały się przejściu na islam.
Znany specjalista prof. Giorgio Vercellin stwierdza: „Islamska koncepcja wojny nie dotyczy konkretnej działalności, to sporadycznie jest wojna; ona dotyczy stanu życia, to jest ciągły konflikt między dwiema niemożliwymi do pogodzenia rzeczywistościami”.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym