„’Europejski zielony ład’ – szanse i zagrożenia” – takiej tematyce poświęcona była wczoraj konferencja zorganizowana w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.
Uczestniczył w niej komisarz UE ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. – Wyścig na intensywność produkcji to wyścig w złą stronę. UE, a w szczególności Polska, może bardzo wiele skorzystać, jeżeli ten wyścig zatrzymamy i damy szansę zrównoważonym, naturalnym metodom. To wcale nie jest plan narzucony z Brukseli. Jeżeli ktoś z państwa sięgnie do programu rolnego PiS z 2019 roku, to tam właściwie jest wszystko to samo, co w strategii „Od pola do stołu”: naturalne metody produkcji, zrównoważona produkcja, dobrostan zwierząt – powiedział w Toruniu. W jego ocenie rozmowa o „Zielonym ładzie” jest dziś bardzo potrzebna i w Europie, i w Polsce. – Narosło wiele kontrowersji wokół tego wielkiego planu prezentowanego w UE. Potrzeba bardzo poważnego dialogu w tej sprawie – przekonywał podczas obrad komisarz Wojciechowski.
Stwierdził, że Polska nie musi i nie powinna się obawiać rolniczego „Zielonego ładu”. Dodał, że zjawiska z nim związane i ewentualne zagrożenia mają zupełnie inną naturę niż w przemyśle i energetyce.
– Polska może stosunkowo łatwo spełnić te wszystkie oczekiwania, bez jakiegokolwiek przymusu. To pewnie moja wina, że nie było w porę dobrej komunikacji i narosło wiele niepotrzebnych emocji w tej sprawie. Nie będzie żadnego przymusu do czegokolwiek. Nie będzie ograniczania, a tym bardziej zakazywania spożycia mięsa czy hodowli. Wręcz przeciwnie – to hodowcy mogą być największymi wygranymi tego planu – zapewniał.
Konstruktywna krytyka
Entuzjazmu komisarza Janusza Wojciechowskiego nie podzielał Jan Krzysztof Ardanowski, przewodniczący Rady ds. Wsi i Rolnictwa przy Prezydencie RP. Były minister rolnictwa absolutnie nie rozumie kierunku zmian w rolnictwie, który chce narzucić Komisja Europejska. Jako „kuriozalne” ocenił m.in. stwierdzenia komisarza Wojciechowskiego na Twitterze, jakoby trudno było ocenić skutki „Zielonego ładu” w rolnictwie, bo go jeszcze nie ma, a będzie można je oceniać, gdy będzie wprowadzony. – Odpowiedzialni politycy muszą przewidywać skutki swoich decyzji. […] Nie działać na zasadzie: wprowadzimy, a potem się zastanowimy. To coś dla mnie niezrozumiałego. Pojawiają się mimo to analizy i raporty dotyczące przyszłości rolnictwa pod rządami „Zielonego ładu”. […] Nawet naukowcy opłacani przez KE przedstawili, jak negatywny wpływ „Zielony ład” wywrze na rolnictwo – przypomniał Jan Krzysztof Ardanowski.
Zdaniem b. ministra rolnictwa „Zielony ład” wpisuje się w tworzenie z przyrody „nowej religii”. – To jest jakiś powrót pogaństwa. Nie człowiek panem stworzenia, ale przyroda, która ma mieć prawa. Za tym idzie również absurdalne podejście do zwierząt. One mają mieć prawa. Jakie? Wyborcze? Małżeńskie? W kontekst tej polityki unijnej wpisują się coraz bardziej agresywne wypowiedzi, którym nikt nie daje odporu. One zaczynają dominować w debacie publicznej. Jedzenie mięsa i hodowlę bydła przedstawia się jako działania niemoralne – punktował Ardanowski.
Drogi Czytelniku,
cały artykuł jest dostępny w wersji elektronicznej „Naszego Dziennika”.
Zapraszamy do zakupu w sklepie elektronicznym