Jaki wpływ na politykę klimatyczną Unii Europejskiej miała czy ma Rosja? Słyszymy o milionach euro z Rosji, które wpływały na konta europejskich organizacji samorządowych, klimatycznych. W tej sprawie skierował Pan interpelacje do Komisji Europejskiej…
– Moje interpelacje zmierzają do tego, aby zbadać ten wpływ – moim zdaniem olbrzymi i to przynajmniej na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to ekonomiczna, gdzie próbowano przekonać Europę i świat, że najlepszym, najbezpieczniejszym systemem energetycznym jest ten oparty na gazie, i to importowanym przede wszystkim z Rosji. Używano przy tym argumentów ekonomicznych – właśnie gazem próbowano zwalczać gospodarki oparte na energii węglowej, a z drugiej strony na energii z atomu. Jednak był i drugi cel tych działań Rosjan: mianowicie umacnianie w Niemczech ambicji hegemonistycznych. Ponieważ Niemcy importują olbrzymie ilości gazu z Rosji, kierując się nie tylko rachunkiem ekonomicznym, chcieli używać gazu jako instrumentu politycznego. Tak jak Rosja używa dostaw gazu i ropy jako instrumentu dla naszej części Europy, dla Ukrainy, wcześniej też Białorusi, gdzie szantażowano te kraje cenami, terminami i ilościami dostaw, tak również Niemcy chcieli stać się głównym dystrybutorem gazu w Europie, a tym samym wyeliminować z konkurencji ekonomicznej gospodarki oparte na węglu czy atomie. Berlin zamierzał użyć gazu w celu zdobycia hegemonii, przywództwa w Europie.
Dzisiaj problemem nie jest to, czym zastąpić gaz rosyjski, tylko czy Niemcy na to się zgodzą?
– Dokładnie. Cały problem odejścia od rosyjskiego gazu nie polega tylko na tym, czym zastąpić to paliwo, bo to można zrobić prędzej czy później, podpisując porozumienia, dajmy na to, z krajami Zatoki Perskiej, skąd można dostarczać gaz skroplony, można też podpisać kolejne porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie importu LNG, można też – jak zrobiła to Polska – budować gazociąg z Morza Północnego, z norweskich szelfów i przesyłać gaz do Europy Zachodniej. Można wreszcie przedłużyć gazociągi algierskie, które dochodzą do Hiszpanii, a ze względu na pewną postkolonialną traumę francuską nie są przedłużone przez Francję i dalej do Niemiec. Jak zatem widać, są opcje, natomiast pojawia się pytanie, czy Niemcy zechcą skorzystać z tych opcji i czy są gotowi na rezygnację z dominowania w Europie przy użyciu rosyjskiego gazu.
Nic na razie na to nie wskazuje…
– No właśnie. Niemcy nie chcą nałożyć na Rosję nowych sankcji, a nawet obchodzą już te nałożone. To Niemcy nie dopuścili do tego, żeby całkowicie przerwać dostawy rosyjskiego gazu, nie dopuścili m.in. do tego, żeby odciąć wszystkie rosyjskie banki od systemu finansowego SWIFT. Dzisiejsze sankcje nałożone na Rosję są bardzo dziurawe, co pozwala Moskwie funkcjonować, akumulować ogromne ilości pieniędzy, które są następnie przeznaczane na dozbrajanie armii i prowadzenie wojny – dzisiaj na Ukrainie, a jutro, kto wie, czy nie przeciwko kolejnym państwom.
Polska ogłosiła plan odejścia od surowców energetycznych z Rosji, rząd premiera Morawieckiego wzywa Komisję Europejską do ustanowienia podatku od rosyjskich węglowodorów. Czy w tej sprawie możliwy jest konsensus?
– My rozpoczęliśmy procedurę odchodzenia od rosyjskich dostaw gazu i ropy już wcześniej. Terminal LNG im. prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu, budowa mniejszego terminalu w Gdańsku, nasze kontrakty gazowe z Katarem, ze Stanami Zjednoczonymi, budowa Baltic Pipe, to wszystko powoduje, że my już lada chwila będziemy gotowi odejść od rosyjskiego gazu. Zresztą było to zapowiadane już kilka lat temu, że w końcu 2022 roku Polska przestanie kupować gaz rosyjski. Jesteśmy również przygotowani, aby zmniejszać zakup ropy naftowej z Rosji. Fuzja Orlenu i Lotosu, a także porozumienie z saudyjskim gigantem naftowym Saudi Aramco m.in. co do przejęcia część udziałów w rafinerii Lotosu w Gdańsku sprawia, że dostawy ropy mamy zabezpieczone. Również Naftoport w Gdańsku wybudowany w latach 90. ubiegłego stulecia pozwala na przywożenie tankowcami coraz większych ilości ropy naftowej. Ponadto, jeśli chodzi o węgiel importowany z Donbasu, nie są to znaczne ilości, co więcej, proceder importowania rosyjskiego węgla nie jest realizowany przez państwo polskie, tylko przez prywatne spółki, które korzystają z tego, że jest on bardzo tani.
Nie można od tego odejść?
– Nawet jeśli jako państwo położymy zaporę na dostawy rosyjskiego węgla, to może on przechodzić przez inne kraje, a że jest tani, to nawet przez pośredników może trafiać do Polski. Inna sprawa, że nie można ot tak zakazać jego sprowadzania, bo mamy w Polsce gospodarkę wolnorynkową i wszystkie podmioty mają prawo być traktowane na rynku w jednakowy sposób. Stąd też propozycja Polski, aby obłożyć podatkiem zewnętrznym import węgla, bo nawet jeśli nam uda się zakazać importu do Polski, to inne podmioty, np. niemieckie, będą mogły bez przeszkód importować tańszy rosyjski produkt i eksportować go dalej do Polski. Będą mogli obchodzić nasze zakazy i będzie to nieuczciwa konkurencja. Stąd nasza propozycja skierowana do Komisji Europejskiej o ustanowienie podatku czy też ceł od rosyjskich węglowodorów.
Chciałbym jeszcze wrócić do Pana interpelacji i rosyjskich wpływów. Czy można powiedzieć, że front ekologiczny, cały ten chaos klimatyczny, który od jakiegoś czasu przewija się przez Europę, to dzieło Putina? Można wysnuć twierdzenie, że założenia tzw. „Zielonego ładu i programu Fit for 55 były tworzone pod dyktando Kremla?
– Być może jest to przesadne stwierdzenie, ale udział Putina i jego argumentów, a przede wszystkim rosyjskich pieniędzy w tym „dziele” na pewno jest. To zostało zresztą zweryfikowane przez media. Niemiecki Die Welt podaje nawet sumę 82 miliony euro dotacji, jaką rosyjski rząd przekazał europejskim stowarzyszeniom na rzecz ochrony klimatu, których celem jest zapobieganie produkcji gazu ziemnego w Europie. Zresztą osobiście już dawno sformułowałem tezę, że wiele programów zmierzających do ochrony klimatu, ochrony przyrody, czyli programów ekologicznych, było motywowanych ideologią. Nie były to zatem programy oparte na obliczeniach, kalkulacjach ekonomicznych.
I tak dla przykładu wychodzono z założenia, że nakładając na siebie restrykcje, może na chwilę stracimy konkurencyjność, ale za naszym przykładem, za przykładem Europy pójdą inni. To pokazuje, że ideologia ociera się nawet o naiwność. Za tym trendem stały też pewne argumenty – wręcz perfidne – mianowicie chęć zdobycia przewagi dla swoich własnych dziedzin energetycznych, o czym przed chwilą mówiliśmy. Temu miało służyć np. usilne namawianie na przejście na odnawialne źródła energii, na panele fotowoltaiczne czy na energię wiatrową. Oczywiście są eksperci, którzy mówią, że wiatraki są dzisiaj bardziej wydajne i efektywne, ale przypomnę, że przez wiele lat twierdzono wręcz, że zbudowanie wiatraka wymaga więcej energii niż zdoła on w czasie swej żywotności wyprodukować. Poza tym Europa nie jest kontynentem, nazwijmy to, wietrznym czy nasłonecznionym – przynajmniej w naszej części wschodniej i północnej – aby te instrumenty (fotowoltaika, wiatraki) mogły zastąpić tradycyjne źródła energii.
Temu wszystkiemu towarzyszyła ideologia forsowana przez unijnych dygnitarzy, m.in. przez Fransa Timmermansa…
– Frans Timmermans mówił otwarcie, że chodzi o zmianę stylu życia, mówiono np. o odejściu od własności, od posiadania na stałe, dajmy na to, samochodu czy nawet mieszkań. Zresztą dalej słyszymy, że trzeba lizingować te dobra. Za tym stoi cała lewicowa ideologia dotycząca funkcjonowania człowieka w otoczeniu materialnym. W związku z tym okazuje się, że podtrzymywanie tych argumentów przez rosyjskie pieniądze miało najprawdopodobniej istotny wpływ. Tak czy inaczej nie jestem optymistą i podejrzewam, że Komisja Europejska będzie się uchylać od jakiejś konkretnej i rzetelnej odpowiedzi na moje interpelacje, tak jak zrobiła to kilka dni temu, kiedy otrzymałem odpowiedź na inną interpelację, w której pytałem, czy Komisja nie widzi, że olbrzymie ilości gazu sprzedawane na rynku europejskim oraz ogromne ilości środków finansowych, jakie Rosja otrzymuje z tytułu sprzedaży gazu, służą do finansowania budżetu wojskowego i prowadzenia akcji zbrojnej przeciwko Ukrainie. Szef unijnej dyplomacji Josep Borrell odpowiedział mi, że on tej zależności nie widzi, wbrew temu, co wskazują wszyscy analitycy. Dlatego w przypadku obecnych interpelacji również nie spodziewam się rzetelnej i realistycznej oceny.
Obok pytania o związki organizacji ekologicznych z rosyjskim lobby energetycznym druga interpelacja złożona przez Pana dotyczy tzw. złotych paszportów. Jak poważny to problem?
– Wszyscy w tej chwili chcemy odkryć wpływy rosyjskie i zmierzamy do deputinizacji życia politycznego i ekonomicznego w Europie. Badamy więc, jak wyglądało finansowanie instytucji międzynarodowych przez Kreml, ale też „złotych paszportów” czy „złotych wiz” dla zamożnych Rosjan i Białorusinów. Okazuje się, że szereg państw, jak Malta, Cypr, ale też Bułgaria, wydawało takie paszporty i wizy w zamian za inwestycje, za zakup własności, nieruchomości na terenie swoich państw. Były to dziesiątki tysięcy euro, a czasem były to miliony euro.
Obawiam się, że ten proceder służył też praniu pieniędzy, ale z drugiej strony umożliwiało to rosyjskim oligarchom osiedlanie się na stałe w Europie Zachodniej i swobodne przemieszczanie się między państwami strefy Schengen bez potrzeby wizowania. Były to z całą pewnością nieuzasadnione benefity dawane głównie oligarchom czy bogatym celebrytom rosyjskim, chińskim oraz szejkom z państw Zatoki Perskiej. Rosyjscy oligarchowie wykorzystywali te przywileje do promowania rosyjskiego imperializmu czy też zwalczania argumentów próbujących wyeksponować rosyjską politykę imperialną.
Z czego, Pana zdaniem, wynikało to uprzywilejowanie rosyjskich oligarchów, czy był to brak roztropności czy może coś innego stało u źródeł działań niektórych państw Unii?
– Myślę, że u źródeł tego procederu stały dwie sprawy – pierwsza to chęć zarobienia i kuszenie się na łatwe pieniądze, łatwe inwestycje ze strony rosyjskich oligarchów. Dla takich państw jak Malta czy Cypr były to znaczące sumy – szczególnie dla Cypru. Mówi się, że w latach 2013-2019 Cypr miał w ten sposób przyciągnąć ponad sześć miliardów euro, a Malta ok. miliarda euro. Z jednej strony stały za tym bardzo, nazwijmy to, przyziemne, materialne przesłanki, ale z drugiej także naiwne, ideologiczne przesłanki – przekonanie, że przez zaangażowanie Rosji i Rosjan do współpracy, kiedy zobaczą, jak wygląda życie i funkcjonowanie tzw. Zachodu, to również sami przejmą normy i standardy europejskie.
Zresztą ten sposób myślenia był eksponowany też przez Donalda Tuska czy Radka Sikorskiego w otwarciu na Kaliningrad – czyli plan stworzenia strefy bezwizowej. Uważano, że możliwość spojrzenia przez Rosjan na to, jak wygląda życie w Polsce, spowoduje, że zaczną oni kwestionować standardy życia w Rosji. Okazuje się, że było dokładnie odwrotnie, że to rosyjscy politycy korumpowali politycznie polityków europejskich. Ikoną tej korupcji politycznej jest były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, ale też prominentni politycy Austrii czy Francji. Z jednej strony była to więc chęć łatwego zdobycia pieniędzy, a z drugiej naiwność, że w ten sposób uda się wyeksportować europejskie normy do Rosji.