logo
logo

Zdjęcie: Marek Borawski/ Nasz Dziennik

Lekarz musi być wierny sumieniu

Czwartek, 4 maja 2023 (20:51)

Z dr. Zbigniewem Martyką, internistą, specjalistą chorób zakaźnych rozmawia Urszula Wróbel

Pandemia się skończyła, ale nadal jest prowadzona akcja szczepień i nadal zachęca się do nich również dzieci. Jak Pan ocenia takie działania?

– Najnowsze badania nie pozostawiają złudzeń, że ryzyko ciężkiego zachorowania dzieci jest praktycznie zerowe. Dlatego uważam, że prowadzenie akcji szczepień w tej grupie populacyjnej jest niezrozumiałe. Tym bardziej w świetle dowodów wskazujących jednoznacznie, że tych działań ubocznych szczepionek przeciwko COVID-19 jest zbyt dużo, żeby podejmować ryzyko z powodu choroby, która u dzieci nie może się źle skończyć. I wiele krajów wycofało się ze szczepień dzieci. Nawet WHO nie rekomenduje tych szczepień. Jeżeli u nas ktoś proponuje szczepienia dzieci, dla mnie jest to skandaliczne.

Panie Doktorze, a co z bezpieczeństwem szczepionek? Czy nasza wiedza w tym zakresie jest dziś większa?

– To nadal nie są preparaty w pełni przebadane, np. pod kątem zahamowania transmisji wirusa. I to jest bardzo znamienne, że takich badań w ogóle nie było. Gdyby wszystko było przebadane i bezpieczne, to firma produkująca preparaty nie występowałaby z propozycją utajnienia protokołu o działaniach ubocznych na 75 lat. Dopiero amerykański sąd nakazał opublikowanie wszystkich potencjalnych działań ubocznych. Wiemy, że zanotowano ponad tysiąc różnych rodzajów działań niepożądanych, m.in. zapalenie mięśnia sercowego czy zakrzepicę. My sami obserwowaliśmy je u wielu pacjentów. Działań ubocznych po tej szczepionce łącznie z powikłaniami jest cztery razy więcej niż z powodu szczepień na wszystkie inne choroby na całym świecie w ciągu ostatnich dziesięciu lat. To nie są fakty, które można ignorować. Uważam, że mówienie o tym dziś jest uzasadnione, a zatajanie prawdy jest niewłaściwe, nawet z etycznego punktu widzenia. Nie można pacjenta oszukiwać, mówiąc mu, że na pewno jest to bezpieczne, jednocześnie wiedząc, że to nie zostało przebadane.

Ale czy dzisiaj – po upływie już wielu miesięcy od wprowadzenia na rynek szczepionek – taka wiedza nie jest nadal wiedzą „niechcianą”?

– Jest to wiedza, której nie da się już utajnić. Myślę, że w każdym przypadku należy traktować szczepionki czy raczej preparaty, które praktycznie nie są typowymi szczepionkami, jak każdy inny medykament, o którym można powiedzieć, jakie ma działania pozytywne i negatywne. Każdy człowiek powinien sam rozważyć, czy dla niego bardziej niebezpieczne jest potencjalne ryzyko zachorowania i przebiegu choroby, czy potencjalne działania uboczne zastosowania danego medykamentu. Należy pacjentowi dać możliwość wyboru, należy go o tym uczciwie poinformować, bo zatajanie takich informacji jest nieuczciwe. To tak, jakbym mówił pacjentowi: „proszę pana, proszę się zoperować, nie grozi panu żadne ryzyko”, podczas gdy np. ryzyko danej operacji wynosi 20 proc. Pacjent musi wiedzieć, co mu grozi, jeżeli się nie podejmie leczenia, i jakie mogą być ewentualnie negatywne następstwa zaproponowanego sposobu leczenia czy zapobiegania chorobom. To jest podstawa etyki lekarskiej, podstawa całej naszej działalności. My musimy być uczciwi w stosunku do pacjentów. Nawet są przepisy prawne, które mówią, że nie wolno zatajać przed pacjentami potencjalnych działań ubocznych w obawie, że mogłoby to ich zniechęcić do leczenia. To absolutnie nie jest żadne wytłumaczenie. Tymczasem mamy sytuację, że staramy się nie eksponować informacji o działaniach ubocznych w obawie przed negatywną decyzją pacjentów, dotyczącą ich chęci zaszczepienia. To jest nieetyczne i z prawnego punktu widzenia nie ma żadnego uzasadnienia.

To smutne, że te informacje nie przebijają się do głównego nurtu. Co więcej, lekarze, którzy wskazywali na potencjalne ryzyko szczepionek, czyli ukazywali prawdę, są dziś karani przez izby lekarskie. Jak ten fakt odbije się, a może już się odbija na zaufaniu społecznym do zawodu lekarza?

– Zaufanie społeczne do zawodu lekarza mocno podupadło w okresie pandemii, ponieważ ludzie nie otrzymywali oczekiwanej pomocy, nie byli przyjmowani przez swoich lekarzy. A gdy pacjent miał zdecydowane przeciwwskazania do zaszczepienia, bo miał np. wzmożoną tendencję do zmian zakrzepowych, a wiadomo, że te szczepionki zwiększają niebezpieczeństwo, to i tak był zmuszany przez lekarza do szczepienia. Mówię o zmuszaniu, ponieważ znam takie przypadki. Pewna dobrze mi znana starsza pani została bezceremonialnie wzięta za rękę i zaprowadzona przez swoją lekarkę do pielęgniarki, która ją zaszczepiła. Wiem, że to nie był przypadek odosobniony. Z tego chociażby powodu ludzie tracą zaufanie do zawodu lekarza. Od zawsze uważano, że lekarz powinien mówić prawdę o tym, co służy zdrowiu pacjenta. Niestety, teraz pacjenci zwyczajnie się obawiają, że lekarze zachęcają do czegoś, co nie jest bezpieczne. I pytają wprost: jak ja mogę temu lekarzowi wierzyć? Dlatego powinniśmy zacząć odbudowywać zaufanie do zawodu lekarza.

Czy dzisiaj lekarz może być w pełni wolny i niezależny?

– Powinien być wolny, ale nie jest wolny. Dawniej mówiło się o sztuce lekarskiej, to znaczy opartej na wiedzy i na doświadczeniu. Każdy z lekarzy miał możliwość leczenia w oparciu o zdobytą wiedzę oraz o własne doświadczenie. Dzisiaj zastępuje się to schematami leczenia narzucanymi odgórnie, czyli że w przypadku danej choroby należy stosować wyłącznie jeden sposób leczenia. Niestety, jeżeli doświadczenie lekarza mówi, że to nie jest właściwe, że jego praktyka wskazuje na inne, lepsze w skutkach leczenie, opierające się na innych metodach, to nie wolno mu ich stosować, ponieważ przekracza zakres wytyczonych odgórnie działań. Jeśli sprowadzamy lekarza do wykonawcy narzucanych schematów, to być może niedługo się okaże, że lekarz jest niepotrzebny, bo zastąpi go sztuczna inteligencja. Na pewno nie byłoby to właściwe, ponieważ każdy człowiek jest indywidualnością. Każdy ma inną osobowość, inny stan zdrowia, każdy inaczej reaguje na proponowane leki, na zastosowane terapie. Musimy być bardzo elastyczni i dostosować swoją wiedzę i umiejętności do pacjenta. Sztuczna inteligencja nigdy nie zastąpi lekarza.

Jakie zmiany w zakresie funkcjonowania izb lekarskich są potrzebne?

– Sądy lekarskie mają dziś uprawnienia sądów karnych, ale zasiadają tam lekarze, którzy mogą nie mieć doświadczenia prawnego, bo nie są prawnikami. Jednak wyroki przez nich wydawane obowiązują tak, jakby to były sądy karne pierwszej i drugiej instancji. Czyli mogą oni popełniać kardynalne błędy prawne prowadzące do określonych skutków prawnych, bo przecież tak wykazywali prawnicy w dotychczasowych procesach lekarskich, a potem lekarzowi przysługuje ewentualnie tylko odwołanie do Sądu Najwyższego i kasacja wyroku. Uważam, że orzekanie winy przez ludzi, którzy z prawem nie mają za dużo wspólnego, jest na pewno niewłaściwe. Druga rzecz: obligatoryjność przynależności do izb lekarskich. Jeżeli mówi się, że izby lekarskie powstały po to, aby bronić interesu pacjenta i lekarza, aby lekarze mieli jakąś instytucję, która ich reprezentuje, to przynależność do tej instytucji powinna być dobrowolna. Jeżeli ktoś nie chce być reprezentowany przez daną izbę, to może należeć do innej izby albo wcale. Już śp. prof. Janusz Kochanowski podnosił, że nie jest udowodnione, iż obligatoryjność przynależenia do izb lekarskich jest konstytucyjna.

Ta obligatoryjność przynależenia do izb lekarskich może skutkować w przyszłości narzucaniem jednego zdania wszystkim lekarzom, np. w kwestii akceptacji aborcji czy eutanazji?

– Owszem. Jednak nikt nie mógłby mnie zmusić, gdybym był ginekologiem, do usunięcia ciąży, do dopełnienia morderstwa, do zabicia bezbronnego dziecka. Jeżeli jestem chrześcijaninem, katolikiem i ufam Panu Bogu, który powiedział: „nie zabijaj”, to nikt by mnie do tego nie zmusił. Żadna izba lekarska, żaden nakaz prawny. Wolałbym zostać raczej ukarany więzieniem niż zabić drugiego człowieka. Myślę, że w skrajnych sytuacjach po prostu należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jestem człowiekiem wierzącym i wybieram Chrystusa, czy wybieram zalecenia zbrodniarzy – bo jeżeli ktoś zmusza do zabijania ludzi, to jest po prostu zbrodniarzem. Jeżeli byłoby prawo, które zmuszałoby nas do czegoś, co jest zbrodnią, to nie wolno się temu poddać. Uczciwość i sumienie, życie w prawdzie na pewno kosztują, ale to cena wartościowego życia i nigdy bym tego nie zamienił za 30 srebrników jałowego spokoju.

Dziękuję za rozmowę.

Urszula Wróbel

Nasz Dziennik